Home is wherever I'm with you

837 38 2
                                    

    Oficjalnie dostałam pierwsze ogłoszenie w tej książce (tak, teraz notki będą o góry, żyjcie z tym :D), ale jestem otwarta na kolejne! Jak już wspominałam, ostatnio mam blocka pisarskiego (pffft, ostatnio... od jakichś dwóch lat Fela lata nie wiadomo gdzie, a rok erroru 404 zdecydowanie nie pomaga jej wrócić zamykaniem granic), a wprost wyrażone zlecenie na shot nieco ten block... odpycha.

  No, ale idźmy już do treści! Dzisiaj o parringu, którego wcześniej nie próbowałam i w nieco bardziej rodzinnej atmosferze, bo ostatnio robię się nieco sentymentalna na tym punkcie. Dodam też, dla ciekawskich, że w "Myślach na drzewie" pojawił się pierwszy rozdział, a ja czekam na wasze opinie zarówno tu i tam!

 Miłego czytania! <3

 

  Są takie momenty, w których chcesz się po prostu zatrzymać i...

   Przyglądać.

   To był zdecydowanie jeden z nich. Przynajmniej dla niektórych.

   Przynajmniej dla Yanli.

   Nie chciała wprawdzie natknąć się na tę scenę, nie po to tu przyszła. Zależało jej, jak zwykle, na herbacie, posiłku i ciepłej, rodzinnej atmosferze.

   Zatrzymała się jednak, widząc fale ciemnych włosów spływającą po kobiecych, plecach.

   Chciała natychmiast wyjść, ale coś ją zatrzymało – może spokój, może widok z rodzaju tych, od których nigdy nie potrafiła oderwać oczu (A-chan zawsze żartobliwie wspominał, iż na jeden z dziesięciu przypadków kiedy obściskiwał się gdzieś ze swoim mężem, kątem oka dostrzegał przemykającą w tle starszą siostrę: jednocześnie zakłopotaną i dziewczęco rozanieloną).

   Tym razem wewnętrzna dusza romantyczki oraz niezahamowane popędy cichego podglądacza (podłapane od ojca, który zwykł przenosić swoje ploteczki do małżeńskiej sypialni oraz opowiadać o kolejnych romansach służby aż jego żona zasypiała z poirytowania) wygrały i zatrzymały ją w miejscu.

   Obserwowała, odrobinę mniej oddechu w płucach niż zalecałby rodzinny medyk, jak ząbki zdobionego grzebienia przechodziły miarowo przez ciemne pasma. A że włosy były długie oraz mocno splątane (Yanli wiedziała, iż te konkretne włosy zawsze rano się plątały, gdyż sama nie raz musiała je rozczesywać). Smukła, śniada dłoń mocno ściskała grzebień, zaczynając każde pociągnięcie od nasady kobiecej głowy, a kończąc przy jej nagim pasie. Palce drugiej ręki podtrzymywały konkretne pasma, zwykle te co bardziej splątane, które wymagały więcej pracy, gestem ostrożnym, troskliwym, w zasadzie czułym. A może nie w zasadzie, tylko naprawdę...? Yanli miała taką nadzieję.

   Ciemne pukle spływały po białych, odsłoniętych łopatkach, czerwona szata zwieszała się wokół krągłych bioder, a linia zarysowanego pod skórą kręgosłupa delikatnie wychylała się spomiędzy rozsypanych pukli. Kilka z nich spływało przez ramię na odsłoniętą klatkę piersiową, której Yanli ze swojej perspektywy nie mogła zobaczyć.

   W pawilonie panowała cisza, tylko woda szumiała po drugiej stronie drewnianych balustrad, dosłownie na granicy słyszalności. Yanli przypomniała sobie, iż za dziecka zwykła tym szumem zastępować sobie kołysanki, które czasami, aczkolwiek rzadziej niż częściej, śpiewali jej matka lub ojciec. Kobiecie zdawało się, iż nawet sam blask słońca, jego gorąc, odbicie od każdej powierzchni nieco szeleszczący oraz subtelny, dźwięk...

   Naprawdę trudno, aby w tej ciszy i spokoju najgłośniejszym nie zdawał się odgłos ssanej przez dziecko, matczynej piersi.

   Z miejsca w którym stała, Yanli mogła dostrzec tylko ciemną głowę niemowlęcia: tego ściskanego przez A-Qing, które właśnie jadło oraz tego, które zapewne swój posiłek już odbyło; cicho leżało na posłaniu, ciemne oczy przymknięte, dolna warga lekko wysunięta, niby w grymasie.

Cut-sleeves || Mo Dao Zu Shi One-Shoty ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz