Jedno miraculum trzymałem w ręku. Przed posiadaczem drugiego właśnie stałem. Biedronka patrzyła na pierścień skołowana. W jej oczach strach mieszł się ze wściekłością.
– Kłamiesz – wycedziła przez zaciśniełte zęby. Widziałem że się boi. I widziałem, że choć stara się przekonać samą siebie, że jest inaczej wierzy mi. Uśmiechnąłem się złośliwie.
– Doprawdy? – zapytałem.
– Tak! Nie masz Czrnego Kota. Tylko jego miraculum. Jestem pewna, że udało mu się uciec – nie była pewna. Jej oczy robiły się mokre, głos drżał.
– Chcesz się przekonać? Moja wspólniczka może z nim zrobić wszystko co tylko zechce. Nie oszukasz faków, Biedroneczko.
Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Zaciskała zemby żeby nie uronić choćby jednej łzy. Rozpadała się. To było widać.
– Kolczyki. Już!
Bohaterka nie ruszała się jeszcze chwilę, a potem bardzo powoli sięgnęła do uszu.
– Jesteś potworem – powiedziała.
– Może. Ale myślę, że wiesz o mnie za mało by mnie oceniać – odparłem.
Biedronka zaczęła siągać miraculum. Gdy je zdjęła, magiczny strój znikną. Stała przede mną słaba, młoda dziewczyna, która o życiu wiedziała tyle co nic. Marinette. Niezwykle uzdolniona projektantka, która wygrała pare moich konkursów. Nie życzyłem jej źle. Miałem nadzieje, że kiedyś odnajdzie szczęście. Obok niej latało jej kwami.
– Marinette, co robisz? O co tu chodzi? – zapytało cienkim głosikiem stworzonko.
– Przepraszam – rzekła zapłakana – Zawiodłam. Tikki zrzekam się ciebie – zaskoczone kwami wleciało w kolczyki, a one powędrowały w moje ręce. Miałem oba miracula. Mój cel wreszcie został osiągnięty. A teraz wystarczy tylko uleczyć Emily.
I wreszczie wszystko będzie tak jak dawniej.
***
Dwie strony. Jasność i ciemność. Dzień i noc. Światło i mrok. Dobro i zło. Miraculum Biedronki – moc tworzenia i naprawiania błędów. Miraculum Czarnego Kota – moc niszczenia. Gdy się je połączy powstaje moc absolutna. Moc dzięki której można niszczyć i zabijać, ale też tworzyć i leczyć. Warunkiem jej działania jest równowaga. Nie można zniszczyć wszystkiego, bo gdzieś obok powstanie coś nowego. Gdy się zabije człowieka, uleczy się kogoś innego. A gdy się kogoś uleczy, ktoś inny umrze.
Tego się nie dało oszukać. Wiedziałem o tym. A mimo to chciałem uleczyć moją żonę. Patrzyłem na jej inkubator, a Nathalie i Adrien patrzyli na mnie. Wymamrotałem pod nosem formułkę, zrobiłem ruch rękami.
Wtedy nagle, zupełnie nie spodziewanie Nathalie upadła. Złapałem ją w ramiona, a ona zakaszlała cicho. „ Nie możesz tego zrobić! Kiedy mnie uleczysz odejdzie ktoś ci bliski! Napewno jest inny sposób. " – powiedziała kiedyś Emily. Miała rację. Kobieta, którą trzymałem w dłoniach była mi bliska. Bliższa niż sądziłem.
Moja asystentka otworzyła jeszcze na chwilę oczy i wyszeptała:
– Kocham Cię, Gabrielu. Cieszę się że będziesz szczęśliwy.
A potem odeszła. Jej ręce opadły, oczy zamknęły się i już nigdy miały nie otworzyć. Byłem ślepy. Jak mogłem nie widzieć, że taka niesamowita osoba żywi do mnie uczucie. Przecież zabijała się dla mnie, a ja tego nie widziałem. Albo co gorsza nie patrzyłem. Była niesamowitą kobietą. Kobietą która była gotowa zrobić dla mnie wszystko. Nawet oddać własne życie. Ja też Cię kocham, Nathalie.
Bo kochałem ją. Naprawdę ją kochałem. Co nie oznaczało, że przestałem kochać Emily. Kochałem ją też. Kochałem je obie. Bo to nie prawda, że nie da się kochać dwóch osób na raz. Da się. Ludzkie serce nie ma ograniczeń.
____________________________________________________________
Cześć!
W końcu wstawiłam rozdział. Tak wiem, że miał być wcześniej. Przepraszam.
Podobał się? Mi się podoba, ale nie wiem jak wam.
Rozpaczam po najnowszym odcinku miraculum, bo on zniszczył moją teorię dotyczącą finału * chlip, chlip *
Co więcej mówić? Papa i do następnego!
Kolejna część NIE długo!
Komentarz? Gwizdka? 😀😀😀
CZYTASZ
Druga twarz Gabriela Agreste/Miraculum
FantasyMiłość jest pięknym uczuciem. Ale czy ryzyko straty nie jest zbyt wielkie? To jest opowieść o mężczyźnie, który utracił ukochaną żonę. I o ojcu, który bał się pokochać syna. I o człowieku, który stał się złoczyńcą, choć nigdy nie pragną...