Słońce zaszło już za horyzont, a po przeciwnej stronie nieba pojawił się księżyc. Deszcz przestał padać już dawno temu i nawet chmur było niewiele na niebie, ale smoki nadal leciały bez chwili przerwy. Jednak wyraźnie widać było, że są coraz bardziej zmęczone. Około dwie godziny przed zmierzchem zaczęły zwalniać nieco tempa, a godzinę po zajściu słońca nareszcie obniżyły lot i wylądowały na trawie aby odpocząć przez noc. Nie rozbijały żadnego obozu, nawet nie zrobiły ogniska. Jedynie zebrały się wszystkie razem i tak jak stały położyły się do snu. Zostały tylko dwa na straży.
Shadow nadal niewidzialny zbliżył się powoli do klatki, która stała tuż obok śpiących. Zajrzał do środka i zobaczył leżącą Emily. Nie wyglądała na przygnębioną, choć szczęśliwa też nie była. Można by powiedzieć, że była pogrążona w melancholii.
- Emily! – szepnął Shadow.
- Shadow? – podniosła się klacz i rozejrzała dookoła siebie, ale niczego nie zobaczyła. – Czy ja zaczynam słyszeć głosy?
- Co? Nie, jestem niewidzialny. Stoję tuż obok klatki. Przyszedłem cię odbić!
- Wiedziałam, że przyjdziesz! Ale dlaczego oni mnie złapali?
- Nic nie mówili?
- Niewiele. Może ty mi w końcu wszystko wyjaśnisz?
- Te smoki chcą zniszczyć szczęście na całym świecie. A ty jesteś jedyna, która może je odczuwać. No i jest jeszcze ta książka w której zgromadzone jest skradzione szczęście od wszystkich istot. Jak do tej pory była w Canterlot, ale smoki ją ukradły i zabrały do swojego państwa – Dragoskavii. Będę musiał tam lecieć i ją odzyskać, ale to dopiero gdy ty będziesz bezpieczna.
Po tych słowach Shadow otworzył dwa portale: jeden w klatce i drugi na zewnątrz aby Emily mogła swobodnie wyjść. Jednak ona nie zrobiła tego.
- Emily co się dzieję? – zaniepokoił się Shadow. – Nie ma czasu, chodź!
- Tak sobie myślę... – zaczęła Emily. – No bo skoro jestem jedyna, która czuje szczęście to pewnie ich przywódca będzie chciał mnie zobaczyć. I jeżeli w tej książce o której mówiłeś jest szczęście wszystkich stworzeń to i nią pewnie się zainteresuje.
- Do czego zmierzasz?
- Może nie powinieneś mnie teraz uwalniać?
- Zwariowałaś?! – Shadow ledwo powstrzymał się od krzyku.
- Ale pomyśl! Zabiorą mnie prosto do ich władcy, który będzie mieć tę książkę! A tak, to kto wie ile byś jej szukał? Może nigdy byś jej nie znalazł! Albo znalazłbyś ale za późno? Zobaczysz, wszytko będzie dobrze i jeszcze mi podziękujesz. Wystarczy, że cały czas będziesz mnie pilnować.
- Optymistyczna jak zawsze, ale samo pozytywne myślenie nie wystarczy. Bez urazy, ale ten plan jest beznadziejny i zbyt niebezpieczny. Nawet jeśli będzie tak jak mówisz, to przecież nie wiemy co smoki tam z tobą zrobią!
Nagle jeden z dwóch smoków stojących na straży odwrócił się w stronę klatki i zobaczył nikłe światło emitowane przez portal. Nie chcąc obudzić swoich kompanów nie odezwał się ale szybkim krokiem poszedł w stronę klatki.
- Emily chodź! Czas się nam skończył! – szeptał nerwowo Shadow widząc co się dzieje.
- Zobaczysz, że będzie tak jak mówię. Trochę optymizmu Shadow! – uśmiechnęła się Emily i zrobiła krok w stronę przeciwną do portalu, dając tym samym znak, że nie ma zamiaru rezygnować ze swojego planu.
Shadow miał ochotę zabrać ją wbrew jej woli, ale było już na późno. Smok był blisko więc musiał się ewakuować, żeby nie zostać odkrytym. Zamknął portal i nadal niewidzialny, ostrożnie odszedł od klatki.
Miał wielką ochotę zaatakować smoki i odbić Emily, ale z drugiej strony jej plan mimo, że bardzo ryzykowny nie był aż tak bezsensowny. Liczyła się każda sekunda i jeśli była możliwość przyspieszenia odnalezienia książki warto było z niej skorzystać. Zwłaszcza, że Shadow nie miał konkretnego planu co zrobi, gdy będzie już w Dragoskavii.
Od smoków i klatki oddalił się na kilkadziesiąt metrów, żeby mieć pewność, że nikt się nie zorientuje o jego obecności. Siedział na suchej ziemi i czekał. Nie chciał zasnąć bo nie wiedział czy smoki odlecą jeszcze w nocy, czy dopiero gdy wzejdzie słońce. Więc czekał i próbował wymyślić jakiś plan, który przekona klacz do rezygnacji z jej planu. Jednak żaden dobry pomysł nie mógł przyjść mu do głowy, a na dodatek jego powieki z czasem zaczęły robić się coraz cięższe. Chwilami mimo woli zamykał je i otwierał przerażony myśląc, że zasnął i przegapił odlot smoków. Walczył tak ponad godzinę aż w końcu, nie do końca świadomie położył się na suchej ziemi i zamknął oczy. Sam był zmęczony całodziennym lotem i czuł, że sen jest najodpowiedniejszą rzeczą w tym momencie. W końcu już na wpół przytomny poddał się i ogarnął go błogi sen. Obudził się dopiero następnego dnia w przepiękny poranek. Promienie będącego jeszcze nisko słońca odbijały się od kropel rosy pokrywającej wszystkie rośliny. Po niebie przetaczały się ociężale białe obłoki, a gdzieś z oddali słychać było nawet śpiew ptaków. Jednak Shadow nie zauważał tych wszystkich cudów natury. Gdy tylko otworzył oczy zerwał się na równe nogi i nerwowo rozejrzał w poszukiwaniu smoków. Nie znalazł ich. Nie zostawiły po sobie nawet śladu obecności, jakby były tylko snem.
- Nie, nie, nie! Zaspałem! – zrozpaczony zawołał Shadow i natychmiast poderwał się do lotu. Pędził ile sił w skrzydłach z nadzieją, że może odleciały niedawno, że zaraz zobaczy je gdzieś. Nawet nie wyjął magicznego kompasu, żeby sprawdzić czy obrał prawidłowy kierunek. Dopiero po dwudziestu minutach, gdy cały czas nie widać było nawet śladu smoków, Shadow zaczął myśleć trzeźwiej. Zatrzymał się w powietrzu i w końcu użył kompasu. Skorygował kierunek i dość szybkim tempem poleciał do Dragoskavii, choć teraz już nie pędził tak jak chwilę wcześniej. Pogodził się z myślą, że Emily zobaczy dopiero na miejscu i idąc jej śladem starał się zachować optymizm.
Po pięciu godzinach szybkiego lotu znalazł się w końcu na granicy Dragoskavii. Wylądował i zatrzymał się na chwilę na samej granicy, która była zaskakująco wyraźna. W pewnym momencie nagle zaczynały się ciemne skały i popękana, sucha ziemia, a cała roślinność jakby się urywała. Dragoskavia była gorąca i nieprzyjazna, pełna popiołu i ognia. W dawnych czasach pełna wielu bardzo aktywnych wulkanów, które po latach wygasły i zamieniły się w szaro – brunatne góry. Jedyne rośliny jakie tam rosły to cierniste krzewy ogniokwiatu, ale nawet ich było bardzo niewiele.
Po krótkiej przerwie Shadow jak gdyby nigdy nic przekroczył granicę. Jednak gdy jego kopytko tylko stanęło na spękanej ziemi poczuł nagle jak ogarnia go ogromne uczucie słabości i niemocy. Wszystko nagle straciło sens i miał ochotę natychmiast się poddać. To wszystko nastąpiło tak niespodziewanie, że Shadow szybko cofnął się za granicę zdziwiony. Tam natychmiast wróciła mu cała determinacja, a uczucie niemocy zniknęło.
Róg Shadowa zaświecił się i fala energii rozeszła się od niego we wszystkie strony. Gdy przekroczyła granicę ujawniła fragment magicznego pola, które ją wyznaczało.
- Hm. No kto by pomyślał... – mruknął do siebie Shadow. – Nad ziemią smoków roztocze jest pole, które sprawia, że całe życie wydaje się beznadziejne i wszystkiego się odechciewa. Nie mam żadnego zaklęcia, które mogłoby mi jakoś pomóc... Tym razem będę musiał sobie poradzić bez magii, ale co to dla mnie! Radziłem sobie z dużo większymi wyzwaniami przecież. Ale Emily... Mam nadzieję, że ona dobrze się trzyma.
Myśl o przyjaciółce sprawiła, że Shadow uśmiechnął się sam do siebie. Jednak gdy tylko znalazł się na ziemi smoków wyraz jego twarzy zmienił się drastycznie na niezwykle przygnębiony. Z każdym kolejnym krokiem czuł, że wszystko co robi nie ma najmniejszego sensu. Walczył z tym narastającym uczuciem z całych sił, starając się myśleć pozytywnie, ale było to praktycznie niemożliwe. Za każdym razem podnoszenie każdego kopytka stawało się coraz trudniejsze. Po godzinie powolnej drogi Shadow znalazł się na wzniesieniu z którego widać było miasto smoków. Niestety było dopiero na samym horyzoncie. Ten widok sprawił, że Shadow się załamał. Już teraz ledwo powłóczył nogami jakby do każdej miał przymocowaną wielką kulę żelaznym łańcuchem, a zakładając, że zachowa tą prędkość, czekały go co najmniej cztery godziny drogi. Pole rozpaczy, jak Shadow nazwał je w myślach, dodatkowo potęgowało te wszystkie negatywne uczucia, do tego stopnia, że gdy zobaczył to miasto na horyzoncie poddał się i położył na ziemi. Nie minęło nawet kilka sekund, a już oczy zaczęły mu się same zamykać. Nie miał siły z tym walczyć. Zasnął nie wiedząc czy kiedykolwiek uratuje Emily.
Gdy Shadow otworzył oczy podniósł się natychmiast i rozejrzał dookoła. Jego oczom ukazało się kilka latających wielorybów grających razem na instrumentach jakiś utwór z muzyki klasycznej. Całe niebo usiane było tęczami w przeróżnych, dziwnych kształtach, a powietrze pełne było zapachów kolorów. Sam ogier zaś stał na niewielkiej, latającej wysepce. Pokryta była fioletową trawą, która w ciągu kilku sekund wzrastała, wydawała nasiona, obumierała i rozkładała się.
- Shadow Blaze! – rozległ się nagle niski i przeraźliwy jak tysiąc grzmotów głos dookoła Shadowa. Brzmiał jakby pochodził z dużej odległości, jakby docierało jedynie jego echo.
- To sen. To na pewno sen. Mam rację? – zapytał Shadow.
- Shadow Blaze! – zagrzmiał znów głos i nagle zmienił się na słodki i przyjemny, a Shadow odniósł dziwne wrażenie, że głos brzmiał tak od samego początku.
- Nie wiem czy dam radę Emily – powiedział wiedząc skądś, że ten głos należy właśnie do tej klaczy. Nigdzie jej nie widział, ale jej radosny głos otaczał go z każdej strony. – Nie wiem czy mam na tyle sił, aby pokonać tę złą aurę. Nad ziemią smoków barierę tworzy potężna magia. Brakuje mi determinacji...
- Kłamiesz – stwierdziła klacz przyjaźnie, ale stanowczo. – Dlaczego patrzysz w lustro z zamkniętymi oczami? Dlaczego gdy patrzysz na swoje odbicie nie zabierzesz pryzmatu sprzed oczu? Dlaczego wymuszasz w sobie coś co jest niezgodne z twoją naturą?
- Nie rozumiem... – zmarszczył brwi Shadow.
- Jeśli lustro jest źródłem kłamstwa, zbij je.
- Jakie lustro? Nic nie rozumiem! Emily?
- Optymizm to nie kłamstwo z dobrą wiarą. To prawda, która nie miała jeszcze miejsca.
- To nie ma sensu! Słyszę głos należący do Emily, ale mam coraz większe wątpliwości kim na prawdę jesteś.
- Aleś ty niedomyślny – powiedziała klacz pojawiając się nagle za plecami Shadowa. – Czym jest harmonia wiesz. Dobro i zło w równowadze. Jeśli harmonia jest kolorem szarym to biały i czarny muszą się spotkać.
- Czarny i biały to przeciwieństwa, to oczywiste. Ale jak ma mi to pomóc?
- Co jest przeciwieństwem pesymistycznej aury, która otacza ziemię smoków?
- Optymizm, ale próbowałem myśleć optymistycznie i nie pomogło.
- Bo twój optymizm był fałszywy. Sztucznie wymuszony. Dobrze o tym wiesz.
- Nie potrafię myśleć inaczej. Nie tutaj.
- Dobra dość gadania. Jestem tylko wytworem twojej wyobraźni. A teraz chodź i mnie ratuj. Wiesz gdzie jestem i wiesz co zrobić żeby radzić sobie z aurą.
- Emily to niemożliwe! Musiałbym być tobą żeby wiedzieć gdzie jesteś i mieć taki optymizm!
- Zbudź się! – zawołała Emily i jednym kopytkiem pchnęła Shadowa. Ogier odleciał w jakąś czarną otchłań, a cały otaczający go świat zaczął się oddalać aż zamienił się tylko w mały, jasny punkcik pośród ciemności.
Nagle Shadow się obudził. Dysząc ciężko zerwał się na równe nogi i rozejrzał jakby nie pamiętał gdzie jest. Nagle poczuł jak aura ziemi na której się znajdował znów go uderzyła. I wtedy dostrzegł na horyzoncie miasto. Uczucie beznadziejności momentalnie odeszło, a zamiast tego pojawił się optymizm. Nieświadomie rozłożył skrzydła i nagle go olśniło.
- Zbiłem lustro Emily. Zbiłem lustro... – szepnął do siebie Shadow i wzbił się w powietrze.
Nie minęło pół godziny, a już był nad miastem. Surowe budynki z kamienia były zbudowane gęsto, jedne obok drugich. W samym środku miasta stał pałac lorda Obsydoksa. Nie był wielki, ale zdecydowanie większy od pozostałych budynków, ze spiczastym dachem i dwoma wieżami – jedną niższa i drugą wyższą.
Shadow bez chwili wahania zaczął pikować prosto w kamienny dach i tuż przed zderzeniem rzucił zaklęcie przebijając się do wnętrza sali. Wylądował razem z chmurą pyłu i kawałkami gruzu.
- Gdzie jest Emily? – zapytał groźnym tonem wyłaniając się z obłoków szarego pyłu.
Jego oczom ukazała się sala tronowa. Pomieszczenie zbudowane było na bazie koła. Na środku pod ścianą, na przeciwko wejścia stał kamienny tron, niezbyt ozdobny, a dookoła całej sali rozmieszczone były wielkie żelazne paleniska z których buchały zielonkawe płomienie.
Nagle czterech smoczych strażników z okrzykiem rzuciło się na Shadowa, każdy z innej strony. Dwóch miało długie halabardy, a pozostali dwaj wyposażeni byli w krótkie miecze i okrągłe, żelazne tarcze z namalowanymi pomarańczowymi płomieniami. Smoki pędziły na Shadowa z bronią skierowaną w jego stronę i całą czwórką zamachnęły się nagle. Jednak Shadow w ostatniej chwili wykonał unik tuż obok jednego z halabardzistów i znalazł się zaraz za nim. Smok natychmiast zareagował i nieomal ugodził kuca w bok, ale chybił. Shadow natychmiast to wykorzystał i silnym kopnięciem złamał drzewiec broni na pół przez co stała się bezużyteczna. Potem przeteleportował się nieco dalej aby stworzyć dystans i zdobyć nieco więcej czasu przed kolejnym starciem. Strażnicy jednak nie dawali chwili wytchnienia i znów rzucili się na niego z okrzykiem. Teraz biegli jeden za drugim. Pierwszy miał tarczę i miecz. Gdy był już dość blisko zamachnął się swoim ostrzem w linii poziomej. Shadow najzwyczajniej przykucnął unikając ataku i jednym sprawnym ruchem podciął przeciwnika wykonując obrót. Smok wypuścił z pazurów tarczę gdy upadał, a Shadow, płynnie kontynuując manewr, podbił tarczę lekko do góry i wyskoczył zaraz za nią, a potem kopnął ją w powietrzu w stronę kolejnego przeciwnika. Drugi w kolejce smok miał halabardę, i na widok lecącej tarczy schylił się szybko. Pocisk minął go i natychmiast trafił w kolejny cel, czyli halabardzistę bez swojego oręża. Rozległ się głuchy dźwięk uderzającego metalu, a zaraz potem ogłoszony smok upadł na posadzkę. Pozostałe dwa smoki zaszły Shadowa z dwóch stron. Pierwszy uderzył smok z tarczą i mieczem. Zamachnął się tak silnie, że gdy uderzył w kamienną posadzkę poleciały aż iskry. Shadow uniknął tego ataku dzięki temu, że przylgnął do ziemi i magią przesunął samego siebie w bok. Chciał w ten sposób uciec poza zasięg przeciwników, ale na drodze pojawiła się halabarda, która została wbita zaledwie kilka centymetrów od niego. Jeszcze raz używając magii, wykonał obrót uderzając w drzewiec broni zaraz powyżej metalowego ostrza, przez co druga strona drzewca uderzyła prosto między oczy smoka. Ten zaskoczony i skołowany ledwo utrzymując równowagę cofnął się z jękiem łapiąc się za bolące miejsce. Nie zdołał jednak zrobić nawet pięciu kroków bo Shadow już wybił się z pomocą skrzydeł i wszystkimi czterema kopytkami odbił się od smoka posyłając go w stronę ściany, w którą uderzył z impetem. Został tylko jeden przeciwnik o którym Shadow zapomniał na krótką chwilę. Przypomniał sobie dopiero gdy kątem oka zobaczył zbliżające się do jego głowy, błyszczące ostrze. W ostatniej chwili cofnął głowę i aż stanął na tylnych kopytkach, ale miecz i tak zdołał dosięgnąć końcówek włosów jego grzywy. Jeszcze zanim ostrze uderzyło w ziemię smok wykonał kolejny ruch. Z całych sił uderzył tarczą trzymaną w drugiej dłoni i tym razem bez najmniejszego problemu trafił swojego przeciwnika, jednak był to błąd. Natychmiast nastąpiła eksplozja energii, która odrzuciła smoka na dobre kilka metrów. Jedno ze stałych zaklęć ochronnych uaktywniło się w momencie kontaktu tarczy z ciałem Shadowa. Ciężko dysząc ze zmęczenia ogier stanął na wszystkich czterech nogach. Nagle odwrócił się w stronę Lorda i zobaczył, że ten również ma ochotę na jatkę, bo powoli podniósł się ze swojego tronu.
Był wysoki, dość szczupły i jednocześnie dobrze zbudowany. Idealny przykład elegancji i potęgi w jednym. Pysk pełen ostrych kłów był podłużny i smukły. Oczy miał ciemno fioletowe, świecące jak dwa ametysty. Na głowie, jeden za drugim wyrastały szare jak popiół, trzy dość krótkie i płaskie kolce. Za to cała reszta jego ciała pokryta była czarną, gładką łuską. Miał na sobie lekką zbroję płytową, imitującą złoto, choć wyraźnie widać było, że tak na prawdę wykonana jest z jakiegoś innego, lżejszego metalu. Pod pancerzem widoczna była brązowa tunika, przylegająca do ciała. Dookoła bioder dwa razy owinięty był brązowym pasem ze srebrną klamrą. U jego boku znajdował się wielki, ciężki miecz. Ostrze było kwadratowe, długie, grube i szerokie. Na pierwszy rzut oka widać było, że jego posiadacz musiał odznaczać się ogromną siłą, aby przynajmniej podnieść taką masę żelastwa, a co dopiero jeszcze nią machać.
- Twoje umiejętności są dość imponujące – odezwał się z zupełnym spokojem, głosem niezwykle głębokim i nieco mniej chrapliwym niż innych smoków. – Sam fakt, że pokonałeś aurę bez wątpienia świadczy o wielkiej sile woli i determinacji, ale ze mną tak łatwo ci nie pójdzie. Ci strażnicy to banda półgłówków co ledwo wie jak trzyma się miecz i tarczę. Mam nadzieję, że masz mi do pokazania jeszcze jakieś sztuczki, bo wyglądasz na kogoś kto może stanowić dla mnie nawet godnego przeciwnika.
- Tak się składa, że mam coś jeszcze w zanadrzu – uśmiechnął się Shadow dalej dysząc.
- A więc zaczynajmy – z szyderczym uśmiechem powiedział lord Obsydoks i dobył miecza jakby było zrobione z piór zamiast żelaza.
W odpowiedzi oczy Shadowa sczerniały od mrocznej magii i widoczne były niewielkie, czarne płomienie wydobywające się z kącików. Na rogu zaczęły pojawiać się coraz większe czarne płomienie, aż po zaledwie trzech sekundach gromadzenia energii wystrzelił w lorda ogromną, dwa razy większą od niego samego kulą mrocznego ognia. Smok nawet nie drgnął. Nie zdołał jakkolwiek zareagować. Kula ognia przeniknęła go i zniknęła przy zetknięciu ze ścianą, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Przez chwilę władca smoków stał w bezruchu. Dopiero po chwili miecz wysunął się z jego pazurów i z głośnym brzękiem upadł na ziemię. Zaraz za nim upadł on sam na kolana wspierając się na rękach, które mimo woli ugięły się i ostatecznie smok przewrócił się na plecy.
- Co z ciebie za stworzenie? Żaden kuc nie ma dość mocy by mnie pokonać, więc mów kim ty jesteś? – rzekł zaskoczony Lord Obsydoks ledwo dosłyszalnym głosem.
- Blaskiem pośród mroku. Nadzieją na harmonię. Nazywają mnie Shadow Blaze – książę magii. A teraz powiesz mi wszystko czego chcę, a jeśli nie to znam jeszcze kilka, mniej przyjemnych zaklęć. Gdzie jest klacz dostarczona tutaj w ostatnim czasie i książka z całym szczęściem tego świata?
- Klacz? Ach tak, Klacz! Jest w komnacie na wierzy. Zaproponowałbym ci, że cię tam zaprowadzę, ale nie mam siły nawet jednym palcem ruszyć. Co to była za magia?
- Co z książką?
- Nie wiem gdzie ona jest teraz.
- Nie kłam – syknął przez zaciśnięte zęby Shadow i zmarszczył brwi, a w kącikach oczu znów jakby zabłysnął czarny płomień przez ułamek sekundy.
- Kiedy żelaźni strażnicy dezaktywowali się wysłałem armię do Canterlotu. Właśnie żeby dostać tę książkę i ją zniszczyć, bo widzisz lata temu...
- Tak, tak. Wiem dokładnie jakie są twoje motywy, a teraz do rzeczy. Gdzie jest ta książka?
- Em... No więc została mi dostarczona, ale wczoraj po prostu zniknęła... Więc nie wiem gdzie ona jest teraz.
- Chyba sobie żartujesz... Mów wszystko co wiesz!
- Nic nie wiem, nawet ślad żaden nie został!
- Och czyżby? – powoli zapytał Shadow, a jego róg ogarnął czarny płomień magii. Najpierw nikły, ale z każdą chwilą coraz intensywniejszy i większy.
- Sombra! – krzyknął w końcu lord Obsydoks. Bał się, że Shadow rzuci jakieś zaklęcie, które będzie jeszcze gorsze od poprzedniego.
- Sombra? Słucham uważnie – z udanym zaciekawieniem powiedział Shadow, a magia zniknęła z jego rogu.
- Miałem układy z Sombrą. Ukazywał mi się w snach. Chciał zdobyć tę książkę żeby mieć całe szczęście świata dla siebie. W zamian zaproponował, że pomoże mi podbić cały świat i da wieczne życie. Ale ani razu nie widziałem go tak na prawdę na oczy, a teraz książka zniknęła. Albo to jego sprawka, albo mam przegwizdane. Nie spodoba mu się zrywanie układów.
- Gdzie on może być teraz?
- Nie mam pojęcia, mówiłem że ukazywał mi się tylko w snach!
Shadow westchnął ciężko i odszedł na chwilę. Zatoczył małe koło głęboko oddychając i wrócił do leżącego lorda.
- Ja chyba nigdy nie opuszczę tego świata... – powiedział cicho do siebie, a głośno dodał: - Zaprowadzisz mnie teraz do klaczy.
- Jak, skoro nie mam sił się nawet ruszyć? – spytał smok z lekkim szyderstwem w głosie.
W odpowiedzi róg Shadowa znów ogarnęła mroczna magia. Nagle niewielki płomyk magii powędrował w dół głowy po szyi i nogach aż do ziemi i leżącego smoka. Kiedy zetknął się z łaskami wniknął w nie, a smok natychmiast odzyskał część sił.
- Wstawaj i prowadź – ostro powiedział Shadow. – A jeśli spróbujesz wzywać straż, albo czegokolwiek innego to zrównam z ziemią wszystko w promilu stu kilometrów.
Smok posłusznie podniósł bardzo powoli. W jego oczach płonęła teraz nienawiść i gniew. Nie mógł uwierzyć, że pokonał go kucyk i jeszcze zmusił do posłuszeństwa. Bardziej nawet był zły na siebie, bo okazał się być słabszym niż sam myślał.
- Tędy... – powiedział cicho i powłócząc nogami, opierając się o wszystko o co mógł podszedł do ściany po lewej stronie za tronem. Spod zbroi wyjął niewielki złoty kluczyk i włożył go do dziurki, mimo że w ścianie nie było żadnego otworu. Klucz za sprawą magii po prostu wniknął w ścianę.
Kiedy lord go przekręcił ściana nagle zaczęła zachowywać się jak gęsta ciecz i przelała się tworząc framugę i drzwi same w sobie. Towarzyszył temu dźwięk jakby ktoś przepychał po ziemi masę gruzu. Lord pociągnął za klamkę i powoli otworzył nowo powstałe kamienne drzwi. Za nimi ukazały się kręte schody prowadzące na wieżę.
- Idziemy – zakomenderował Shadow widząc, że lordowi nie spieszy się do wchodzenia na górę.
Smokowi na prawdę się nie spieszyło. Opierając się jedną łapą o ścianę stawiał nogę za nogą wchodząc po jednym stopniu na raz. Po dwóch minutach Shadow nie wytrzymał. Schodów było dużo, a nadal za plecami widział jeszcze drzwi. Z niezadowoleniem i lekką pogardą zmarszczył brwi i używając magii uniósł lorda Obsydoks, a sam prawie biegiem wszedł po schodach. Nie minęły kolejne dwie minuty, a już byli na górze i stali przed kolejnymi, lecz tym razem drewnianymi drzwiami. Shadow pociągnął za klamkę i otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się spora, pięknie urządzona komnata. Podłoga wyłożona była jasnym drewnem, ściany gładkie i również jasne, a sufit był zrobiony z surowej skały. Z jego środka zwisał niezwykle ozdobny złoty żyrandol z nadtopionymi świecami. Po lewej stronie, na długość całej ściany rozciągały drewniane, szafki, przeszklony kredens z ozdobną kryształową zastawą w środku. Na środku nad szafkami wisiało wielkie lustro w złotej ramie z motywami kwiatowymi, a po jej obu stronach zawieszone były ozdobne tarcze ze skrzyżowanymi mieczami. Na blatach stały w obsydianowych doniczkach niewielkie krzewy o ognistych kwiatach, kilka figurek rzeźbionych w kamieniu przedstawiających różne stworzenia, a na środku stała misa z kilkoma kamieniami szlachetnymi, stanowiącymi przekąskę dla smoków. Na ścianie po przeciwnej stronie do drzwi wybudowane były lekko zabrudzone szarym pyłem, dwa szerokie okna. Na samym środku podłogi leżał duży beżowy dywan z długim włosiem. Po prawej stronie, w najdalszym od nich rogu pokoju stała duża mahoniowa szafa z prostymi rzeźbieniami. W przeciwnym rogu na piedestale postawione było kamienne popiersie jakiegoś smoka w koronie, prawdopodobnie pierwszego Obsydoksa. Pomiędzy szafą a piedestałem stało wielkie łóżko z baldachimem zrobione z ciemnego, prawie czarnego drewna, a na nim, pośród pięknych poduch i koców leżała Emily.
- Emily! – ucieszył się Shadow i podbiegł do łóżka
Klacz leżała z twarzą wbitą w poduszki, a na dźwięk głosu Shadowa tylko stęknęła.
- Emily, to ja! Shadow Blaze! Zbiłem lustro i znalazłem cię! – mówił szybko podekscytowany.
- O czym ty gadasz? – zapytała klacz, powoli i z jękiem obojętności odwracając głowę.
Jej mina była iście przygnębiająca. Oczy miała lekko zaczerwienione, jakby dopiero co płakała, a na ustach widniał straszliwy grymas. Z jej twarzy bez najmniejszego problemu można było wyczytać, że jest w stanie, w którym absolutnie wszystko jest jej obojętne i nic ją nie obchodzi.
- Emily nie cieszysz się? Przyszedłem cię ratować! – z entuzjazmem wołał Shadow.
- No i po co... – obojętnie zapytała Emily i pociągnęła nosem.
- Jak to po co? Żebyś wolna była!
- A jakie to ma znaczenie? – zapytała klacz i znów położyła głowę twarzą do poduszki.
- Dobra już, choć po prostu. Opuścimy tę przeklętą ziemię i od razu ci się poprawi!
Shadow podszedł do okna aby je zniszczyć i wylecieć razem z Emily, ale zauważył, że było otwarte przez cały czas.
- Emily czemu nie uciekłaś sama? Przecież miałaś otwarte! I dlaczego tak właściwie jesteś w pokoju który wygląda jak królewska komnata?!
- Aura sprawia, że ucieczka jest dla niej bezsensowna – wyjaśnił lord.
- Ale czemu to pomieszczenie wygląda jak jakaś królewska komnata?
- Bo to jest królewska komnata. Moja. Nie mamy raczej więźniów, a nawet jeśli są to nie są zamknięci. Aura sprawia, że ucieczka wydaje im się bez celu, więc nawet nie próbują. Ta klacz jest specjalna więc zamknąłem ją u siebie, żeby zawsze wiedzieć gdzie jest i na wypadek próby ratunku, zapobiec mu.
- Końcówka niezbyt ci się udała – zauważył Shadow podchodząc do Emily.
- Zabierz ją – powiedział lord. – Zabierz ją stąd, ale obiecaj, że nigdy nie wrócisz.
- Nie wrócę o ile nie zaczniecie znów atakować innych krain – powiedział Shadow, a potem ściszając głos szepnął do Emily: - Choć Emily, idziemy do domu. Nigdy nie powinienem był cię zabierać na tak niebezpieczną przygodę.
- Ona zostaje tutaj! – rozległ się nagle jakiś niski i chrapliwy głos w całym pomieszczeniu i brzmiał jeszcze przez chwilę.
Shadow obejrzał się za siebie i zobaczył, że lord Obsydoks tyle ile miał sił w nogach zaczął uciekać w dół schodów. Nagle na środku pomieszczenia zaczął pojawiać się czarny dym. Gęstniał z każdą chwilą aż w końcu zaczął przybierać kształt kuca i zamienił się w Sombrę we własnej osobie. Grzywa i ogon falowały mu jak na wietrze. Stał dumnie patrząc na wszystko z wyższością, a nienawiść wypełniała jego oczy.
- Sombra – z gniewem powiedział Shadow i wystrzelił w niego wiązką energii.
- Och błagam... – zażenowany powiedział Sombra, a jego róg ogarnęła czarna magia. Promień wystrzelony przez Shadowa nawet nie sięgnął celu. Po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Shadow znów wystrzelił w przeciwnika, ale skończyło się to tak samo.
- Mam propozycję – powiedział nagle Sombra.
Shadow jednak nie słuchał go tylko wystrzelił znów wiązką, ale tym razem o wiele potężniejszą. Sombra wykonał unik zamieniając się na chwilę w czarny dym. W tej postaci zbliżył się do Shadowa, a materializując się odepchnął go. Zaraz potem jego róg ogarnęła czarna magia i tupnął oboma kopytami w ziemię. Powstała przy tym jakby magiczna fala uderzeniowa, a gdy sięgnęła Shadowa unieruchomiła go.
- Mam propozycję i masz mnie wysłuchać! – ryknął Sombra.
- Jaką ty możesz mnie dla propozycję? – parsknął Shadow.
- Jaką? Oto jaką: odbiorę teraz tej klaczy jej całe szczęście, a potem pozwolę tobie i jej odejść w jednym kawałku. Jeśli się nie zgodzisz, to ani ty ani ona nie wyjdziecie stąd już nigdy.
- I jak chcesz ją okraść? – zaśmiał się Shadow szyderczo. – Księga ze szczęściem została skradziona. Lord Obsydoks nie potrafił jej upilnować.
- Ha! O tej księdze mówisz? – uśmiechnął się Sombra materializując przed sobą księgę z takiego samego czarnego dymu. – Lord Obsydoks jest słabym tchórzem. Chciał mnie zdradzić i złamać nasz układ więc zabrałem moją własność zanim ją zniszczył.
Shadow aż się zaśmiał w duchu. Podpuścił Sombrę żeby dowiedzieć się gdzie jest księga i udało mu się to łatwiej niż się spodziewał.
Nagle jego róg zabłysnął potężną magią, która oślepiała Sombrę. Oswobodził się i rzucił na niego. Złapał księgę i natychmiast rzucił potężne zaklęcie z użyciem mrocznej magii. Za oślepionym ogierem pojawił się nagle portal prowadzący do limbo przypisanego do tego świata.
- Nie! – wrzasnął Sombra przeraźliwie z wściekłością.
Zamienił się w czarny dym i wyodrębnić można było jedynie zarys jego głowy. Próbował uciec, ale limbo wciągało go coraz bardziej z każdą chwilą. Shadow trzymając księgę patrzył zimnym wzrokiem i tylko czekał aż wszystko się skończy. Nagle w oczach Sombry dostrzegł jakiś dziwny błysk. Ogier zebrał całe swoje siły i przybrał znów formę kuca.
- Jeśli ja nie mogę mieć tego szczęścia, to nikt nie będzie go mieć! – ryknął i roześmiał się przeraźliwie jak szaleniec. Limbo wciągnęło go, ale znikając w jego czeluści wystrzelił jeszcze wiązką czarnej magii, która trafiła tuż obok Shadowa tworząc niewielki czarny kryształ. Portal zamknął się. Był to koniec Sombry. Shadow odetchnął z ulgą. Jednak nie był to jeszcze koniec. Nagle czarny kryształ rozprysnął się i zamienił w portal wyglądający jak chmura czarnego pyłu. W ciągu sekundy pochłonął książkę, która była najbliżej niego i zaraz potem Shadowa.

CZYTASZ
[MLP:FiM] - Shadow Blaze (Nigdy Niedokończona Korekta)
Fiksi PenggemarJednorożec obdarowany skrzydłami i Mroczną Magią, strażnik Harmonii między światami. Gdzie nie pójdzie pakuje się w kłopoty. Jakie? Przeczytaj a się dowiesz ;) Akcja zaczyna się pod koniec wydarzeń sezonu siódmego serialu MLP:FiM, gdzieś między odci...