Pierwsze co Malcolm poczuł po przebudzeniu to rozdzierający ból głowy i strach. Leżał na twardej, zimnej podłodze, a jego ręce i nogi były mocno skrępowane sznurem. Gdy otworzył oczy ujrzał ciemny, zdewastowany pokój, z którego ścian płatami odłaziła stara tapeta. Mrok rozświetlał nikły ogień płonący na rozpadającym się kominku. Przy nim to siedziała ciemnowłosa, blada postać wpatrująca się w Malcolma. Postać o barwnym stroju i spiczastych uszach. Postać czyszcząca ostry jak brzytwa miecz.
- Obudziłeś się zatem wreszcie, człowieku – odezwał się elf głosem chłodnym niczym powiew zimowego powietrza.
- Kim ty jesteś? Co ja tu robię? Po co ci ta kosa? – wyjąkał mężczyzna, próbując się podnieść, ale jedynie wił się niczym larwa po podłodze.
- To nie istotne kim ja jestem. Ważniejsze, kim ty jesteś, rybko – odparł tamten, wstając z krzesła z ostrzem w dłoni.
Malcolm zamknął oczy i zadrżał niczym osika, spodziewając się już najgorszego, ale szpiczastouchy pomógł mu usiąść pod ścianą.
- Co tak dygoczesz, Malcolmie Liwelu? – syknął tamten, celując w więźnia bronią. - Myślisz, że chcę cię zabić? Dla twojej spokojności zapewniam, że tego nie zrobię. Potrzebuję cię żywego – dodał weselej, klepiąc Malcolma po ramieniu.
Mężczyzna opanował się i postanowił odtąd zgrywać twardziela, licząc, że teraz to on przestraszy porywacza.
- Ty sukinsynu! Mówisz, że masz pojęcie kim ja jestem?! No to lepiej mnie natychmiast rozwiąż, a może nie naślę na ciebie głodnych krwi zabójców! – wywrzeszczał.
Elf nie przestraszył się, nawet nie był pod wrażeniem. On się roześmiał.
- Wydaje ci się, że jesteś grubą rybą, nieprawdaż Malcolmie? Ale ty nie jesteś wiele większy od płotki. Różnisz się od reszty ławicy tylko tym, że wiele wiesz, rybko i przybierasz się w kosztowniejsze łuski...
- O czym ty pieprzysz, zawszony kochasiu drzew, czy tam stawów? – warknął Malcolm, próbując wierzgnąć, ale osiągnął tylko tyle, że znowu padł na podłogę. – Nawet nie wyobrażasz sobie co mogę rozpętać! Moi ludzie na pewno mnie szukają! Z wielką przyjemnością zobaczę jak będą cię sprawiać, gdy cię dorwą!
Tajemniczy szpiczastouchy nie zawracał sobie głowy, by jeszcze raz go posadzić, ani nie przejął groźbami. Odwrócił się plecami i podszedł do okna o wybitych szybach, za którym znajdowała się ciemna noc. Przysiadł sobie na parapecie.
- Oh, Malcolmie, Malcolmie. Jak już mówiłem, jesteś małą, ale ładną i cenną rybką, użyteczną dla tych większych póki jesteś w pobliżu, ale niewygodną, gdy ktoś inny cię wyłowi. By upewnić się, że im nie zaszkodzisz, podążą za tobą niczym rekin za śladem krwi. I o to mi właśnie chodzi. Rybko, jesteś moją przynętą. Mówię ci to, bo wygląda na to, że nadal nie jarzysz – wyjaśnił elf wolno i dobitnie, jakby rozmawiał z imbecylem lub zwierzęciem.
- Skończ że z tymi rybimi metaforami, szaleńcze! – burknął rozłoszczony tym przedstawieniem Malcolm. - I zapewniam cię, że moi mocodawcy nie są tak głupi, by się na to złapać!
W tym samym momencie na zewnątrz dało się słyszeć chrzęst kół na żwirze oraz warkot silników. Elf się uśmiechnął.
- Nie wydaje mi się, rybko. Jestem dobrym rybakiem, wiem jak dobrać przynętę i jak zarzucić wędkę. Właśnie poczułem branie – oznajmił, wkładając miecz do pochwy u pasa. Z ciemnego kąta pokoju zabrał także łuk i kołczan ze strzałami. – A teraz siedź spokojnie i zachowuj jak na grzeczną przynętę przystało. Muszę wciągnąć moją grubą rybę na brzeg.
Elf odezwał się z taką grozą na bladym obliczu, że Malcolm długo jeszcze leżał struchlały, po tym jak tamten wyszedł.
CZYTASZ
Inktober 2019 pisarsko
FantasyW tym miesiącu co roku odbywa się swoiste wyzwanie dla artystów pod nazwą Inktober. Polega ono na tym, by każdego dnia października stworzyć rysunek wedle wskazanego temat. Jednakże, ja nie jestem artystą, a skromnym, amatorskim pisarzem. Wciąż jedn...