18. Niepasujące (Digimon - fanfic)

2 0 0
                                    

I to się nazywa dobry początek dnia! – Pomyślał wesoło szary, nieco psowaty w kształcie digimon zwany Gazimonem. Szedł sobie dziarsko przez cyfrowy las Cyfrowego Świata jakby był tu co najmniej panem, chociaż tak naprawdę robił za miejscowego wrednego dupka. Cyfrowy las za to jak to las, niby las z drzewami i krzakami, ale co jakiś czas trafi się nie stąd ni zowąd bezsensowny znak drogowy, budka telefoniczna bez kabla, czy nawet lśniący nowością sedes z działającą spłuczką. – Te małe, różowe, do obrzygu urocze Koromony są wprost idealnie zbudowane, by robić piłkę. Trzeba to zapamiętać. Rozgrzałem się i byłem wredny, czyli idealnie. – Zaśmiał się na wspomnienie kulistego, dziecięcego digimona fruwającego i odbijającego się od przeszkód, po tym jak wpadł w łapy świeżo zbudzonego Gazimona. Nagle jednak psowaty zatrzymał się. Czuł jak sierść staje mu dęba, długi ogon jak antena wskazuje niebo, a on czuje niepokój. Zwykle oznaczało to, że gdzieś w okolicy coś się dzieje ze strukturą danych. To mogło oznaczać kłopoty, albo... ekstra fanty! Trzymając się tej drugiej koncepcji, zaintrygowany rozejrzał się. Wreszcie dostrzegł błysk anomalii w pobliskich krzakach. Ostrożnie się podkradł i zajrzał tam pełen nadziei, ale zaraz się zawiódł. Leżało tam na ziemi tylko jakieś czarne zawiniątko.

- Co to niby ma być? – zdziwił się na głos, przedzierając się przez zarośla.

Stanął nad zawiniątkiem, opierając górne łapy na udach. Rzecz nie ruszała się, czyli nie żyła i wyglądała na jakiś materiał. Gazimon zaczął intensywnie niuchać. Od zawiniątka biła intensywna woń... nowości? Jakby rzecz trafiła tu prosto z półki sklepowej. Więcej z takiej perspektywy ustalić nie potrafił, więc chwycił materiał w pazury i podniósł. To wnet rozwinęło się. Okazało się, że to czarna, ludzka bluza z kapturem. Długa oraz jakaś dziwnie wąska.

- Eh i tyle? – fuknął digimon, machając wzgardliwie ubraniem. – Żadne to znalezisko. Chyba nawet nie będzie pasować. Nie żebym potrzebował się ubierać. Anomalia mogła dodać coś lepszego. – Zerknął w niebo, jakby oczekiwał, że siły władające Cyfrowym Światem usłyszą jego pretensje.

Gdy opuścił wzrok, spostrzegł karteczkę leżącą na ziemi. Zrozumiał, że musiała wypaść, gdy rozwijał ubranie. Na szczęście umiał czytać, a litery głosiły tyle: „Do znalazcy bluzy. Proszę nie ubieraj jej. Nieprzewidziane skutki!" To ostatnie słowo dwukrotnie podkreślono. Dwukrotnie.

- O! Więc rzucasz mi wyzwanie ty kawałku szmaty? Dobre sobie! – warknął Gazimon.

Mimo wszystko przez chwilę się wahał. Bo co jeśli to prawdziwe ostrzeżenie? Niemożliwe! To na pewno jakiś sfrustowany kurdupel chce się odkuć! Mowy nie ma! Z takimi myślami digimon wpakował głowę do środka i zaczął niezdarnie wciągać bluzę na siebie. Łepetyna wprawdzie jakoś weszła bez problemu, ale reszta ciała nie bardzo. Ubiór okazał się bardzo ciasny i niedopasowany. Gazimon jednak nie poddawał się. Zaczął się siłować i stękać i fukać, jakby co najmniej podnosił ciężary, powoli wciągając na siebie bluzę. Oczywiście nie pomyślał, że tej bluzy nie przewidziano na takiego digimona jak on.

- Co to takie cholernie ciasne? – warczał z czeluści bluzy, siłując się z niepasującym ubraniem.

Teraz to już nie szło ani w górę, ani w dół, ale on uparcie ze wszystkich sił starał się przekonać swój umysł, że nie utknął, że wszystko gra. Dobrze, że jestem sam. I wtedy oniemiał, bo wyobraził sobie jak wszystkie te digimony, dla których był wredny teraz śmieją się z niego i korzystają z jego niedoli!

- Co to to nie! – zawołał, wysilając się raz jeszcze.

Wreszcie bluza weszła i zakryła go praktycznie całego. Spod kaptura sterczał tylko pysk, a spod spodu ubrania pazury tylnych łapy, bo górne kończyny skryły się całkiem w za długich rękawach. Ale ja jestem głupi. - Stwierdził, czując jak bardzo jest w tym ciasno. Wtedy znowu poczuł jak sierść staje mu dęba, ale wrażenie nie brało się z daleko, tylko... z tego ubrania! Wystarczyło by Gazimon mrugnął, a las zmienił się w krajobraz miejski z wieżowcami, ulicami pełnymi samochodów i chodnikami po których maszerują... ludzie! Gazimon aż podskoczył ze strachu i wpadł plecami na jednego z nich. Mężczyzna odepchnął zakutanego w bluzę digimona, a ten stracił równowagę i upadł na beton. Jego spojrzenie wyrażało czysty szok. Ludzie! Ludzki świat! Wszędzie! Jak?! – Kotłowało mu się w głowie.

- Hej! Uważaj niezdaro! – krzyknął na niego ów mężczyzna, jakby wpadł na niego dowolny inny człowiek i poszedł sobie.

Gazimion jeszcze bardziej oniemiał. Zawsze sobie wyobrażał, że jakby trafił na drugą stronę to ludzie uciekaliby z krzykiem, a on by się zaśmiewał do rozpuku. To że go ignorowali go, przejmowało go strachem. Wtem jęknął jakby zobaczył ducha, ale tak naprawdę pojawiła się tuż przed nim tylko roześmiana twarzyczka dziecka.

- Coś się stało? Jesteś śmieszny! Fajna bluza! – zaszczebiotało.

Chociaż znajdowali się praktycznie pyskiem w twarz, dzieciak nic sobie z tego nie robił. Podobnie jak tamten facet.

- Chodź kochanie! – zawołała matka dziecka, a gdy podbiegło wzięła je za rękę i dodała karcąco: - Nie wolno tak mówić przypadkowym przechodniom, nawet jeśli się wywrócili.

- Hej ty, zaczekajcie, wy nie widzicie kim ja jestem? – zawołał za nimi i pokazał na swój pysk.

Matka nie zareagowała. Dziecko chciało coś powiedzieć, ale ciągnięte przez rodzicielkę zniknęło wraz z nią w tłumie. Zdezorientowany digimon podniósł się i kręcił się po chodniku jak ktoś co najmniej pod wpływem od człowieka do człowieka zaczepiając ich, ale nikt nie reagował na to, że pod tym kapturem nie siedzi pijany dzieciak! A Gazimon wiedział, że dalej wyglądał jak stworzenie nie z tego świata, widział swoje odbicie w szybach. Zupełnie jakby jego aparycja nie pasował do ludzkiego postrzegania ich świata tak jak on nie pasował do tej przeklętej bluzy! Zjawisko zamiast dalej dziwić i straszyć, zaczęło zdrowo irytować. Wreszcie nie wytrzymał.

- Hej wy! Wy głupi, ślepi ludzie! Naprawdę nie widzicie, że nie jestem jednym z was?! – rozdarł się na całe gardło.

Wówczas napotkał reakcję, ale nie takiej jak oczekiwał, bo na mniej tłocznej ulicy pojawił się przed nim łysy człowiek w dresie o łotrowskiej twarzy.

- Sam jesteś ślepy i głupi! Masz jakiś problem, gówniaku? – warknął facet.

Gazimon zrozumiał, że ten gość nie jest po prostu wredny, tak jak on, ale to zwykły bandyta lubiący bić i nie ma co igrać.

- Zaraz ci pokażę jaki to problem, łysa małpo! – odparł bojowo, starając się nabrać powietrza.

Chciał użyć swoich specjalnych mocy, by plunąć w łysego strumieniem naelektryzowanego gazu. Wtedy wszyscy by zobaczyli. Ale... Bluza była za ciasna, by złapał dość tchu, aby użyć tej mocy. To wszystko przez tą bluzę! Nie pasuje i jest jakaś przeklęta ! Musze ją zdjąć! – Wywnioskował, szarpiąc ubranie. Nie miał czasu jednak go zdejmować. Łysy już nadciągał z pięściami. Unikając nokautu, Gazimon wziął nogi za pas, ścigany przez łysego. Normalnie zacząłby biec na czterech łapach dla zyskania szybkości, ale digimon czuł, że w tym stroju to przepis na wyrżnięcie orła i lanie. Na szczęście znów wpadł w gęstszy tłum, a on w przeciwieństwie do tamtego faceta mógł przemykać między nogami ludzi. Zatrzymał się dopiero w ciasnym, ciemny zaułku i przez chwilę dyszał, nim się uspokoił. Wyglądało na to, że zgubił prześladowcę.

- Dobra dość tego! – warknął, próbując wysunąć pazury z rękawów i nimi rozedrzeć ubranie.

Wyszło z tego tyle, że pomachał chaotycznie łapami. Ogarnięty wściekłością zaczął się miotać po zaułku, wywracając kubły na śmieci i strasząc koty. Wreszcie padł na ziemię i tak długo gryzł rękaw, aż rozdarł go, by z ulgą uwolnić pazury. Rozerwanie reszty nie stanowiło już problemu. Znowu poczuł bliską anomalię i po chwili znowu stał w lesie. Przed nim leżały strzępy czarnego materiału. Gazimion odskoczył od nich jak oparzony i szybko uciekł, byleby daleko.

Dziś w okolicy wyjątkowo żaden mały digimon nie znosił humorów pewnego wredoty.

Inktober 2019 pisarskoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz