11. Śnieg

1 0 0
                                    


- Ty tępy, owłosiony, sukinsynu z durną naroślą na czole! – grzmiał, a raczej kwiczał, wściekły dyrektor, cały czerwony na swojej opasłej, wygolonej twarzy. Zatakarin Nilaszeri Tarnei miał wrażenie, że chociaż jego szef to człowiek, ewidentnie musi mieć jakąś świnię w swoim rodowodzie, ale swoje spostrzeżenie postanowił zachować dla ciebie. – Masz pojęcie ile przez twoje durne fanaberie firma dziennie traci pieniędzy? Zamiast zająć się czymś, na czym można zarobić, konstruujesz te no, eksperymenta, które trzeba ręcznie budować i nikomu się nie przydadzą, a więc nikt ich nie kupi! Mój poprzednik może tolerował to marnotrawstwo, jakieś konstrukcje dla samej idei konstruowania, ale z tym koniec! – dla większego efektu mężczyzna uderzył pięścią w biurko aż zadudniło.

- Dyrektorze, chciałbym zaznaczyć, iż moje stanowisko... - Usiłował wtrącić Nilaszeri.

Cały drżał z chęci, by rzucić się na tego człowieka, albo chociaż odszczeknąć coś, aby pokazać pyszałkowi, iż dyrektorowanie nie daje mu nietykalności, ani prawa do nękania inżynierów.

- Nie obchodzą mnie twoje wymówki, zatakarijski śmieciu! Masz wracać w te pędy na halę i wymyślić coś, co można masowo produkować i sprzedawać szerokim rzeszom i to przed następną sesją rady! Inaczej kop w tyłek na do widzenia będzie twoim najmniejszym zmartwieniem! A teraz won!

Nilaszeri musiał kilka razy odetchnąć dla uspokojenia, gdy znalazł się za drzwiami biura dyrektora. Odkąd ten tłusty despota pojawił się w tym pomieszczeniu, praca tutaj z całkiem przyjemnej, stała się niezwykle nieznośna oraz bardzo stresująca. Zatakari miał bardziej ochotę wysadzić coś w powietrze, aniżeli konstruować badziewia nadające się do taniej, masowej produkcji, ale posłusznie poczłapał do swojego boksu na hali i zajął się przeglądaniem swoich schematów, by znaleźć coś, co by dało się odpowiednio uprościć. Czuł się przy tym jakby miał dokonać inżynierskiego świętokradztwa.

- Że też robię coś takiego! I jak ten tłusty prosiak śmie tak mówić do jednego z najlepszych inżynierów w tej firmie i zmuszać go do podłej roboty dla podrzędnych projektantów! – mamrotał pod nosem.

- Jesteś bardzo spięty, ete hakalimi – stwierdził ktoś obok żeńskim, troskliwym głosem w języku zari.

- Po prostu mam teraz okropnego dyrektora, wiami – odpowiedział machinalnie.

I wtedy Nilaszeri zupełnie zdębiał. Ogłupiały stał z szeroko otwartymi oczami oraz opadłą szczęką, a jego ścisły umysł nie potrafił zdzierżyć niedorzeczności tego zdarzenia. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś mówi do niego per „mój synku", a on odpowiada „mamo". Obrócił się na pięcie i aż podskoczył widząc tuż przed sobą roześmiany pysk swojej matki. Znana tu i ówdzie czarodziejka Elurtail Tarnei siedziała na blacie warsztatu w całej swej okazałości, do której zaliczała się obszerna, pozszywana z kolorowych szmatek sukni i wzorzysta chusta na głowie podtrzymująca włosy. „Jak zwykle wygląda jak dziwna gospodyni domowa." – Pomyślał Nilaszeri, powoli odzyskując rezon.

- Co ty tu robisz? – zapytał szeptem, ale dość oschle.

- Byłam w pobliżu, hakalimi, więc postanowiłam zajrzeć do mojego potomka. I widzę, że słusznie zrobiłam – odparła poważnie, zsuwając się z blatu. – Koniecznie, potrzebujesz się rozerwać Nilaszeri i twoja wiami wie jak temu zaradzić.

- Nie potrzebuję twojej pomocy! – warknął zirytowany inżynier, machając rękami jakby odganiał muchy. - Idź sobie, teleportuj się, cokolwiek, zanim ktoś cię tu zobaczy!

- Jak możesz wyganiać rodzicielkę, Nilaszeri? – zaoponowała zatakarinka, udając obrazę, ale tak naprawdę zachowując pogodę ducha. Nilaszeri nie pamiętał, by ją widział kiedykolwiek naprawdę rozzłoszczoną. – Wpierw zobacz co tu mam! – dodała, wyjmując skądś z fałd sukni świecącą na niebiesko kulę.

Nilaszeri oniemiał, rozpoznając przedmiot.

- To... to zaklęta sfera! Co ty planujesz? – jęknął z przestrachem.

Z łobuzerskim uśmiechem kobieta wyrzuciła kulę wysoko w górę i ta pofrunęła aż pod sklepienie hali, gdzie eksplodowała w oślepiającym blasku. Zrobiło się zimno i spadł... śnieg. Najprawdziwszy biały śnieg, z zachowaną strukturą śnieżynek. Nilaszeri dziwnie zaaferowany przyglądał się spadającym płatkom. Wystarczyło, że mrugnął, a hala przerodziła się ze smutnego miejsca pracy w śnieżną krainę. Roześmiana Elurtail wybiegła z boksu syna, a on podążył za nią, niepewien co powinien teraz zrobić. Dookoła zebrali się już inni, bardzo zdumieni inżynierowie i przyglądali hasającej czarodziejce. Nilaszeri w swym zawstydzeniu nie przedstawił kolegom swojej matki.

- Zapraszam wszystkich do zabawy! – wołała tymczasem zatakarinka. - Nie przejmujcie się, że nie zabraliście kurtek, moi drodzy. Mam dla wszystkich stosowne stroje – rzekła Elurtail pstrykając palcami. Nagle wszyscy mieli na sobie zimowe ubrania. – Nie przejmujcie się niczym, to tylko odrobina iluzji dla rozluźnienia atmosfery! A teraz bawmy się!

Nilaszeri przekonał się, że jest ubrany najgrubiej ze wszystkich. Miał na sobie, co najmniej dwie kurtki i rękawiczki, a trzy czapki spadały mu na oczy. „Moja przeklęta, nadtroskliwa mamuśka i jej czary!" Pomyślał gniewnie, zdejmując dodatkowe warstwy ubrania. Ledwie to zrobił, dostał śnieżką między oczy. Zaskoczony poślizgnął się i upadł w zaspę nakrywając własnym ogonem. Elurtail zaśmiewała się, trzymając drugą pigułę w dłoni. Jej syn niezdarnie wykaraskał się z kupy śniegu, otrzepał się i zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Wtedy przypomniały mu się wszystkie zimowe zabawy z lat dziecięcych, a cała złość prysła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Moja przeklęta, , nadtroskliwa mamuśka, która zawsze wszystkich potrafi rozśmieszyć." Pomyślał znacznie pogodniejszy na duchu.

- To tak traktujesz ciężko pracującego syna? – zawołał, szybko kształtując ze śniegu kulę o idealnych parametrach i rzucając nią w matkę. - A masz!

Nawet czary nie pomogły Elurtail, gdy dostała celnie wymierzonym pociskiem. Teraz oboje zatakari się śmiali, a zachęceni przykładem pracownicy ośrodka rozwojowego firmy miast pracować, obrzucali się śnieżkami, robili orły w śniegu i budowali bałwany. Zupełnie jakby przez Elurtail wszystkich opanowało zbiorowe, radosne szaleństwo. Na moment nikt nie myślał o projektach, terminach i nowej, wrednej dyrekcji. Nilaszeri naprawdę poczuł, że bawiąc się w śniegu odpoczywa, wyrzuca z siebie negatywne emocje. Biała aura panująca w hali wydała mu się piękna. Nawet się nie przejął, gdy wpadł tutaj dyrektor we własnej, świńskiej osobie.

- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Macie przestać! To polecenie dyrektora! I niech ktoś wyprowadzi stąd tą babę! – wrzeszczał, ale nikt nie słuchał, poza Elurtail.

- Powinien pan być milszym dla tych zdolnych, mądrych inżynierów – zaproponowała, patrząc prosto w oczy człowieka.

Ten, ku wielkiemu zdumieniu wszystkich, spuścił wzrok, choć wcześniej nie uległ żadnej osobie w środku. Tylko Nilaszeri poprzez klejnot na czole poczuł groźną wibrację magii w powietrzu dookoła Elurtail. A może tak my się tylko wydawało?

- Oczywiście, przemyślę swoje zachowanie, droga pani. Zapewniam – bełkotał mężczyzna, jakby to on był na dywaniku, po czym szybko uciekł.

Elurtail wrócił do syna.

- Myślę, że ten pan się poprawi – oznajmiła z pogodnym uśmiechem. - I jak, hakalimi? Dalej żałujesz wizyty matki? – zapytała, mrugając porozumiewawczo.

- Już nie – odparł szczerze.

- Cieszę się. Wkrótce znowu cię odwiedzę – zapewniła kobieta.

- Może następnym razem wpierw poczekasz na zaproszenie? – Spojrzał na nią z nadzieją.

- Zabawny jesteś, Nilaszeri. Do zobaczenia – oznajmiła, obejmując syna.

Za jejplecami pojawiło się lśniący w powietrzu okrąg, w który czarodziejka wskoczyła,by zniknąć bez śladu, na oczach wszystkich. Inżynier westchnął. Wiedział, żedziś po pracy czeka go wiele pytań kolegów, ale jego matka była po prostu niereformowalna.Za to zabawa w śniegu okazała wyjątkowo relaksująca. Czasem dobrze jest oderwaćsię od szarej codzienności, zabawić, zapomnieć o troskach, choć często zdarzasię o tym zapominać.

Inktober 2019 pisarskoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz