- Ty tępy, owłosiony, sukinsynu z durną naroślą na czole! – grzmiał, a raczej kwiczał, wściekły dyrektor, cały czerwony na swojej opasłej, wygolonej twarzy. Zatakarin Nilaszeri Tarnei miał wrażenie, że chociaż jego szef to człowiek, ewidentnie musi mieć jakąś świnię w swoim rodowodzie, ale swoje spostrzeżenie postanowił zachować dla ciebie. – Masz pojęcie ile przez twoje durne fanaberie firma dziennie traci pieniędzy? Zamiast zająć się czymś, na czym można zarobić, konstruujesz te no, eksperymenta, które trzeba ręcznie budować i nikomu się nie przydadzą, a więc nikt ich nie kupi! Mój poprzednik może tolerował to marnotrawstwo, jakieś konstrukcje dla samej idei konstruowania, ale z tym koniec! – dla większego efektu mężczyzna uderzył pięścią w biurko aż zadudniło.
- Dyrektorze, chciałbym zaznaczyć, iż moje stanowisko... - Usiłował wtrącić Nilaszeri.
Cały drżał z chęci, by rzucić się na tego człowieka, albo chociaż odszczeknąć coś, aby pokazać pyszałkowi, iż dyrektorowanie nie daje mu nietykalności, ani prawa do nękania inżynierów.
- Nie obchodzą mnie twoje wymówki, zatakarijski śmieciu! Masz wracać w te pędy na halę i wymyślić coś, co można masowo produkować i sprzedawać szerokim rzeszom i to przed następną sesją rady! Inaczej kop w tyłek na do widzenia będzie twoim najmniejszym zmartwieniem! A teraz won!
Nilaszeri musiał kilka razy odetchnąć dla uspokojenia, gdy znalazł się za drzwiami biura dyrektora. Odkąd ten tłusty despota pojawił się w tym pomieszczeniu, praca tutaj z całkiem przyjemnej, stała się niezwykle nieznośna oraz bardzo stresująca. Zatakari miał bardziej ochotę wysadzić coś w powietrze, aniżeli konstruować badziewia nadające się do taniej, masowej produkcji, ale posłusznie poczłapał do swojego boksu na hali i zajął się przeglądaniem swoich schematów, by znaleźć coś, co by dało się odpowiednio uprościć. Czuł się przy tym jakby miał dokonać inżynierskiego świętokradztwa.
- Że też robię coś takiego! I jak ten tłusty prosiak śmie tak mówić do jednego z najlepszych inżynierów w tej firmie i zmuszać go do podłej roboty dla podrzędnych projektantów! – mamrotał pod nosem.
- Jesteś bardzo spięty, ete hakalimi – stwierdził ktoś obok żeńskim, troskliwym głosem w języku zari.
- Po prostu mam teraz okropnego dyrektora, wiami – odpowiedział machinalnie.
I wtedy Nilaszeri zupełnie zdębiał. Ogłupiały stał z szeroko otwartymi oczami oraz opadłą szczęką, a jego ścisły umysł nie potrafił zdzierżyć niedorzeczności tego zdarzenia. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś mówi do niego per „mój synku", a on odpowiada „mamo". Obrócił się na pięcie i aż podskoczył widząc tuż przed sobą roześmiany pysk swojej matki. Znana tu i ówdzie czarodziejka Elurtail Tarnei siedziała na blacie warsztatu w całej swej okazałości, do której zaliczała się obszerna, pozszywana z kolorowych szmatek sukni i wzorzysta chusta na głowie podtrzymująca włosy. „Jak zwykle wygląda jak dziwna gospodyni domowa." – Pomyślał Nilaszeri, powoli odzyskując rezon.
- Co ty tu robisz? – zapytał szeptem, ale dość oschle.
- Byłam w pobliżu, hakalimi, więc postanowiłam zajrzeć do mojego potomka. I widzę, że słusznie zrobiłam – odparła poważnie, zsuwając się z blatu. – Koniecznie, potrzebujesz się rozerwać Nilaszeri i twoja wiami wie jak temu zaradzić.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! – warknął zirytowany inżynier, machając rękami jakby odganiał muchy. - Idź sobie, teleportuj się, cokolwiek, zanim ktoś cię tu zobaczy!
- Jak możesz wyganiać rodzicielkę, Nilaszeri? – zaoponowała zatakarinka, udając obrazę, ale tak naprawdę zachowując pogodę ducha. Nilaszeri nie pamiętał, by ją widział kiedykolwiek naprawdę rozzłoszczoną. – Wpierw zobacz co tu mam! – dodała, wyjmując skądś z fałd sukni świecącą na niebiesko kulę.
Nilaszeri oniemiał, rozpoznając przedmiot.
- To... to zaklęta sfera! Co ty planujesz? – jęknął z przestrachem.
Z łobuzerskim uśmiechem kobieta wyrzuciła kulę wysoko w górę i ta pofrunęła aż pod sklepienie hali, gdzie eksplodowała w oślepiającym blasku. Zrobiło się zimno i spadł... śnieg. Najprawdziwszy biały śnieg, z zachowaną strukturą śnieżynek. Nilaszeri dziwnie zaaferowany przyglądał się spadającym płatkom. Wystarczyło, że mrugnął, a hala przerodziła się ze smutnego miejsca pracy w śnieżną krainę. Roześmiana Elurtail wybiegła z boksu syna, a on podążył za nią, niepewien co powinien teraz zrobić. Dookoła zebrali się już inni, bardzo zdumieni inżynierowie i przyglądali hasającej czarodziejce. Nilaszeri w swym zawstydzeniu nie przedstawił kolegom swojej matki.
- Zapraszam wszystkich do zabawy! – wołała tymczasem zatakarinka. - Nie przejmujcie się, że nie zabraliście kurtek, moi drodzy. Mam dla wszystkich stosowne stroje – rzekła Elurtail pstrykając palcami. Nagle wszyscy mieli na sobie zimowe ubrania. – Nie przejmujcie się niczym, to tylko odrobina iluzji dla rozluźnienia atmosfery! A teraz bawmy się!
Nilaszeri przekonał się, że jest ubrany najgrubiej ze wszystkich. Miał na sobie, co najmniej dwie kurtki i rękawiczki, a trzy czapki spadały mu na oczy. „Moja przeklęta, nadtroskliwa mamuśka i jej czary!" Pomyślał gniewnie, zdejmując dodatkowe warstwy ubrania. Ledwie to zrobił, dostał śnieżką między oczy. Zaskoczony poślizgnął się i upadł w zaspę nakrywając własnym ogonem. Elurtail zaśmiewała się, trzymając drugą pigułę w dłoni. Jej syn niezdarnie wykaraskał się z kupy śniegu, otrzepał się i zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Wtedy przypomniały mu się wszystkie zimowe zabawy z lat dziecięcych, a cała złość prysła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Moja przeklęta, , nadtroskliwa mamuśka, która zawsze wszystkich potrafi rozśmieszyć." Pomyślał znacznie pogodniejszy na duchu.
- To tak traktujesz ciężko pracującego syna? – zawołał, szybko kształtując ze śniegu kulę o idealnych parametrach i rzucając nią w matkę. - A masz!
Nawet czary nie pomogły Elurtail, gdy dostała celnie wymierzonym pociskiem. Teraz oboje zatakari się śmiali, a zachęceni przykładem pracownicy ośrodka rozwojowego firmy miast pracować, obrzucali się śnieżkami, robili orły w śniegu i budowali bałwany. Zupełnie jakby przez Elurtail wszystkich opanowało zbiorowe, radosne szaleństwo. Na moment nikt nie myślał o projektach, terminach i nowej, wrednej dyrekcji. Nilaszeri naprawdę poczuł, że bawiąc się w śniegu odpoczywa, wyrzuca z siebie negatywne emocje. Biała aura panująca w hali wydała mu się piękna. Nawet się nie przejął, gdy wpadł tutaj dyrektor we własnej, świńskiej osobie.
- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Macie przestać! To polecenie dyrektora! I niech ktoś wyprowadzi stąd tą babę! – wrzeszczał, ale nikt nie słuchał, poza Elurtail.
- Powinien pan być milszym dla tych zdolnych, mądrych inżynierów – zaproponowała, patrząc prosto w oczy człowieka.
Ten, ku wielkiemu zdumieniu wszystkich, spuścił wzrok, choć wcześniej nie uległ żadnej osobie w środku. Tylko Nilaszeri poprzez klejnot na czole poczuł groźną wibrację magii w powietrzu dookoła Elurtail. A może tak my się tylko wydawało?
- Oczywiście, przemyślę swoje zachowanie, droga pani. Zapewniam – bełkotał mężczyzna, jakby to on był na dywaniku, po czym szybko uciekł.
Elurtail wrócił do syna.
- Myślę, że ten pan się poprawi – oznajmiła z pogodnym uśmiechem. - I jak, hakalimi? Dalej żałujesz wizyty matki? – zapytała, mrugając porozumiewawczo.
- Już nie – odparł szczerze.
- Cieszę się. Wkrótce znowu cię odwiedzę – zapewniła kobieta.
- Może następnym razem wpierw poczekasz na zaproszenie? – Spojrzał na nią z nadzieją.
- Zabawny jesteś, Nilaszeri. Do zobaczenia – oznajmiła, obejmując syna.
Za jejplecami pojawiło się lśniący w powietrzu okrąg, w który czarodziejka wskoczyła,by zniknąć bez śladu, na oczach wszystkich. Inżynier westchnął. Wiedział, żedziś po pracy czeka go wiele pytań kolegów, ale jego matka była po prostu niereformowalna.Za to zabawa w śniegu okazała wyjątkowo relaksująca. Czasem dobrze jest oderwaćsię od szarej codzienności, zabawić, zapomnieć o troskach, choć często zdarzasię o tym zapominać.
CZYTASZ
Inktober 2019 pisarsko
FantasyW tym miesiącu co roku odbywa się swoiste wyzwanie dla artystów pod nazwą Inktober. Polega ono na tym, by każdego dnia października stworzyć rysunek wedle wskazanego temat. Jednakże, ja nie jestem artystą, a skromnym, amatorskim pisarzem. Wciąż jedn...