2. Bezmyślność

8 0 0
                                    


Kiedy zabrzmiał fonograf włączający się po każdym otwarciu drzwi wejściowych do warsztatu, człowiek w skórzanym, uwalonym smarem fartuchu przerwał pracę nad pewnym opornym ustrojstwem i obejrzał się z nadzieją.

- Witam szanownego klienta. Czym mogę służyć? – zagaił w stronę wchodzącego.

Jego nadzieja szybko przerodziła się w szok, bo to była najmniej spodziewana tutaj osoba.

- Tom? Co ty tu robisz? – zapytał z niedowierzaniem młodzieńca niosącego jakieś pudło.

Warsztat wynalazcy wydawał się owemu przybyszowi nie lada fascynującym miejscem za każdym razem, gdy do niego wchodził. W żadnym innym miejscu w miasteczku nie znajdowało się tyle dziwnych mechanizmów i urządzeń, co tutaj. Tom stanął wręcz z rozdziawioną gębą na środku, dumając nad tym, do czego wszystko to co widzi, służy.

- Chłopczę! – zawołał zniecierpliwiony, starszy mężczyzna, sprowadzając Toma na ziemię. – Pytam po coś tu przylazł? Chyba coś ustalaliśmy! – przypomniał z surową miną.

- Mamcia kazała. Prosiła przekazać panu ciasto i żeby zapytać, czy już jest do odebrania to jej zamówienie. Nie mówiła mnie co to, tylko że jak jest to mam odebrać – oznajmił dumny ze swego zadania chłopak, podając pudło.

Wynalazca ostrożnie je odebrał, zajrzał do środka i poruszył z zadowoleniem wąsem na widok sernika bez rodzynek.

- Tak się składa, że mam już rzeczy zamówione przez twoją rodzicielkę. Pójdę je przynieść, ale... - Przerwał, zastanawiając się, czy będzie dobrym pomysłem zostawić Toma bez nadzoru. Uznał jednak, że to nie możliwe, by ten zmalował coś w minutę albo dwie. – Po prostu nic nie dotykaj, jak mnie nie będzie. Nawet nie waż się ruszyć się z miejsca, a najlepiej to nawet nie oddychaj! – mruknął groźnie, gdy znikał na zapleczu.

Tom początkowo usilnie próbował nie oddychać, zgodnie z poleceniem, ale szybko się przekonał, że jednak nie da rady tak wytrzymać do powrotu wynalazcy. Liczył, że mężczyzna nie skrzyczy go, jeśli za to nie będzie się ruszał. Postanowił wytrzymać, ale postanowienie natychmiast wyparowało mu z głowy, gdy usłyszał bzyknięcie w kącie warsztatu. Rozejrzawszy się, czy nie ma nikogo w pobliżu, chłopak ruszył w tamtą stron. Stało tam dużego, przykrytego brezentem. Tom nie byłby sobą, gdyby nie zajrzał pod spód. Zrazu nie zrozumiał co właściwie zobaczył, więc znowu zerknął. Przez przypadek jednak za mocno pociągnął, przez co cała płachta płótna opadła na podłogę. Przestraszony winowajca czym prędzej się obejrzał, czy aby nikt go nie przyłapał. Wynalazca wciąż przebywał na zapleczu, więc chłopak wrócił do oględzin znaleziska.

Rzecz ta dziwaczna była wzrostu Toma i lśniąca giętymi, metalowymi płytami. Przypomniała wręcz topornego, kanciastego człowieka, ale z siłownikami, gumowymi przegubami i zębatkami zamiast mięśni, czy stawów. Z piersi metalowego humanoida sterczał wielki klucz taki, jak w nakręcanych zabawkach. Tom niewiele myśląc zaczął kręcić, ciekawy co się stanie. Automat nagle ożył, a jego szklane oczy zalśniły światłem.

- Gotowość... do... służby... - wybrzdąkało z głębi metalowej powłoki.

Zachwycony Tom aż zaklaskał.

- Zrób krok – poprosił.

Automat natychmiast posłuchał i ruszył się skrzypiąc, przegubami.

- No to podnieś młotek. – polecił, wskazując narzędzie, a robot natychmiast posłuchał.

- Super! Słuchaj, a umiesz tańczyć? – wypalił wreszcie młodzieniec.

- Nieznane... polecenie... błąd... krytyczny... błąd - odparł mechaniczny człowiek i jego głowa nagle zaczęła się kręcić dookoła własnej osi jak szalona, a ciało wyprawiać przez chwilę dzikie figle.

- O nie? Co się dzieje? Ja nic nie zrobiłem! Uspokój się! – jęknął przerażony Tom.

Automat jednak już nie słuchał, ani nie reagował na polecenia. Ruszył naprzód, wymachując młotem i kończynami. Chłopak ledwie zdołał uskoczyć, by nie zostać stratowanym. Robot demolował wszystko co tylko mógł sięgnąć, czyniąc tumult straszliwy. Z zaplecza natychmiast wybiegł wynalazca i złapał się za głowę. Chwyciwszy za solidny klucz, ruszył naprzód i jednym celnym ciosem zwalił robotowi kręcącą się głowę z ramion, wyłączając go permanentnie.

- Ty bezmyślny kretynie! – krzyknął natychmiast do gramolącego się ze sterty żelastwa Toma.

- ...praszam – jęknął skulony chłopak.

- Nie chcę słyszeć żadnego przepraszam! – wołał dalej wynalazca. - Mówiłem ci żebyś nic nie robił! No mówiłem! Masz szczęście, że nie było tu nic wyjątkowo cennego! Ale patrz jaki burdel narobiłeś! – Wskazał na zrujnowany warsztat. – Co mnie podkusiło żeby cię zostawić bez nadzoru. Też byłem bezmyślny.

- Posprzątam! Naprawdę! Odpracuję to! – obiecywał gorączkowo Tom, bo choć niezbyt mądry, to doby chłopak.

Wynalazca zamyślił się. Wreszcie poszedł do jednej z ocalałych szafek, z której wziął mopa i wiadro, po czym rzucił je Tomowi.

- No to bierz się do roboty, ty bezmyślny matołku – rozkazał.

Tom zabrał się do pracy posłusznie jak automat przed awarią.

Inktober 2019 pisarskoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz