22. Duch

2 0 0
                                    


Jechałem sobie wtedy konno przez spokojny kraj. Na piersi lśniła dumnie paladyńska zbroja. Ludzie poznawali po niej żem święty rycerz, wojownik boga światła i tak dalej. Pozdrawiali mnie z uśmiechami, ale rzadko ktokolwiek podchodził. Albo się wstydzili, albo jest tu tak spokojnie, że nie miewają zbyt wielu problemów potrzebujących pomocy paladyna. Chwała Elzarusowi za to oraz że moje interwencje ograniczały się do zajmowania się chorymi i rannymi, albo szukaniem dzieci, które zawieruszyły się podczas zabawy. Jednakże, nic nie trwa wiecznie.

*

Gdy wjechałem do kolejnej wsi, z początku przywitała mnie pustka. Domy nie były opuszczone, ale ich mieszkańcy skrywali się w ich wnętrzach. Nikt nie wyszedł mnie powitać, jak bywało dotąd. Czując, że kryje się za tym coś nieczystego, wjechałem w głąb osady. Na centralnym placu natknąłem się na małe zbiegowisko. Uzbrojeni w pochodnie farmerzy zbliżali się do dużego budynku mogącego być tylko lokalnym zajazdem. Pojąłem, że zdesperowany człowiek, który zasłania drzwi i próbuje powstrzymać pozostałych, jest właścicielem. Postanowiłem interweniować bez wyraźnej prośby. W końcu paladyn winien chronić słabszych.

- Stać w imieniu Światła! – zagrzmiałem, a wszyscy ludzie podskoczyli z zaskoczenia.

Wielu rzuciło pochodnie i zaczęło się modlić ze struchlałymi twarzami. Inni patrzyli na mnie jak na intruza, czegom jeszcze w tych okolicach nie zaznał.

- Chwała Elzarusowi i wszystkim pozostałym bogom! – zawołał z ulgą karczmarz, padając na kolana. – Panie rycerzu, ratujcie! Sąsiedzi chcą spalić mój zajazd!

- A dlaczegóż to? – zwróciłem się do reszty.

Ci z początku powiedzieć nie chcieli. Wbili wzrok w ziemię, jak przyłapane na gorącym uczynku dzieci. Musiałem powtórzyć pytanie nim zjawił się przede mną sołtys ze słowami:

- Nasz karczmarz to przeklęty człowiek! – zawołał oskarżycielsko. – Gdy przybył tu do nas i założył zajazd zataił swoją przeszłość, a myśmy głupi go przyjęli do naszej społeczności i teraz mamy za swoje! Duch nawiedził jego karczmę, straszy wszystkich wokół! To jego wina!

- To prawda? – spytałem mężczyznę.

Ten zbledł, ale w przeciwieństwie do rolników nie próbował uciec przed moim wzrokiem.

- Prawda, panie. Kiedyś... kiedyś byłem powietrznym piratem. Nie jestem z tego dumny, ale pragnąłem zacząć nowe, uczciwe życie. Tylko że... przeszłość się o mnie upomniała i duch dawnego kamrata i kapitana nawiedził mój lokal, przeraził wszystkich, a odejść nie chce.

- Wypędzimy go ogniem! – podniósł sołtys.

- Żadnego ognia! – zgromiłem go gniewnie. – Po pierwsze, to samosąd na tym człowieku. Po drugie, to przepis na pogorszenie sprawy, dobry sołtysie. Z mocy nadanej mi przez Zakon zobowiązuję się rozwiązać ten problem i przypominam, że wystąpienie przeciwko mnie będzie przestępstwem. Pojęliście? – rzekłem do ludzi, którzy zaczęli nabierać odwagi, by jednak podłożyć ogień pod budynek.

Po takim przedstawieniu wszyscy jednak skwapliwie zgasili pochodnie, a ja bez wahania wszedłem do budynku. Przywitały mnie typowe zapach dla gospody. Jadło, napitki, woń ludzka. Stoły i krzesła były jednak poprzewracane, jadło rozrzucone, a napitki... wypite? Ewidentnie klienci uciekli stąd w wielkim pośpiechu, ale tylko strącone podczas paniki butelki zostały potłuczone, a inne stały puste. Dziwna sprawa. Skupiłem się, odrzuciłem to co namacalne i wyczułem obecność istoty z innego świata. Modlitwami zacząłem wzywać moce światłości, nie wiedząc jakiego powitania spodziewać się po tym czymś. Na pewno jednak nie spodziewałem się takiego! Nagle salą wstrząsnęło potężne beknięcie, które kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 22, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Inktober 2019 pisarskoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz