Rozdział szósty

3.4K 183 7
                                    


Do balu rocznicowego zostały dwa dni. Cała rodzina Wesleyów wciągnięta do planu przywrócenia chłopca, który przeżył znów do życia bardzo entuzjastycznie podeszła do sprawy pozostawiając Harremu niewiele do roboty. Impreza miała się odbyć na terenie zamku w głównej Sali, co bardzo ułatwiało sprawę. Dziennikarze wszystkich magicznych czasopism dostali zaproszenie już jakiś czas temu, George zamówił wszystko co było potrzeba do zrobienia dobrego wejścia Wybrańca, jednak to co najbardziej wprawiało Harrego w zdenerwowanie była obowiązkowa obecność profesora eliksirów. Wszyscy, którzy odebrali Order Merlina mieli pojawić się z rodzinami jako goście honorowi, brunet miał zobaczyć znów wszystkich swoich przyjaciół, tych którzy walczyli u jego boku w gwardii Dumbledora jak i na wojnie, oczywiście wszystkich tych, którzy ocaleli. 

Chłopak wpatrywał się w lustro swojej łazienki. Włosy sięgały mu już do ramion przez co nie odstawały w każdą stronę i chociaż pozbył się zarostu świadczącego o tym, że z chłopca wyrósł na młodego mężczyznę były inne cechy, które na to wskazywały. Szczęka zrobiła się trochę bardziej kwadratowa, podkrążone oczy wydawały się większe przez wyszczuploną twarz, ramiona były rozbudowane, chociaż przez zaniedbanie był nieco wychudzony. Przez ostatnie pół roku nie zawracał sobie często głowy jedzeniem, a przyzwyczajenie z domu Dursleyów do posiłków co drugi, a nawet trzeci dzień powróciły spotęgowane wypijaną litrami Ognistą. Co powiedziałby Syriusz o tym jak chłopak się zatracił ? Harry uśmiechnął się cierpko, Łapy tu nie ma, nie wróci, tak jak Remus, Tonks, Fred. Brunet ścisnął pięść i powstrzymał łzy napływające do oczu. Nie mógł przestać myśleć o nich jak o swoich ofiarach. Może gdyby był wystarczająco silny wcześniej, gdyby przykładał się do nauki zaklęć bardziej, może udałoby mu się zabić Voldemorta na tyle wcześniej, że żadne z przyjaciół, którzy pojawiali się w jego głowie jak zamykał powieki nie musiałoby tracić życia. Rozluźnił pięść i z ostatnim spojrzeniem w przepełnione smutkiem szmaragdowe oczy opuścił łazienkę, by przygotować się na kolejny dzień.

 Po zjedzeniu śniadania i szybkiej wizycie w Norze Harry udał się na groby. Najpierw odwiedził przyjaciół i ojca chrzestnego i chociaż nie modlił się postanowił każdemu z osobna w myślach przekazać kłębiące się w nim uczucia. Kiedy aportował się niedaleko grobu byłego dyrektora Hogwartu stanął skamieniały. Ciemna postać odwrócona do niego plecami dotykała smukłą dłonią kamiennego nagrobka. Harry nie potrafił się poruszyć, jednak zebrawszy całą swoją Gryfońską odwagę ruszył do przodu upewniając się, że maska obojętności jest obecna na jego twarzy. 

-Nie sądziłem, że tu pana spotkam profesorze - Snape odwrócił się łagodnie do chłopaka

- Ja parę dni temu nie sądziłem, że w ogóle Cie jeszcze spotkam Potter, los ma okrutne poczucie humoru - opuścił wzrok z powrotem na wyryte w kamieniu nazwisko przyjaciela. Chłopak ostatkami sił i dumy nie wypuścił grymasu bólu jaki sprawiły mu te słowa. Jego zdradzieckie ciało tak bardzo pragnęło wtulić się w postać stojącą tylko parę kroków dalej. Chciał pokazać swojemu byłemu nauczycielowi jak bardzo tęsknił, ale wiedział że najlepszym co mogłoby go spotkać po ewentualnym przytuleniu mężczyzny był Cruciatus i jeszcze bardziej poszarpane serce. 

- Przepraszam, nie chciałem przeszkodzić, dawno mnie tu nie było, pomyślałem że wpadnę, ale zrobię to innym razem - już miał się odwrócić i aportować do domu by uspokoić głowę szklanką ognistej, ale usłyszał swoje imię, nie wyplute z jadem nazwisko, które dzielił ze znienawidzonym przez profesora ojcem, usłyszał swoje imię. Snape odwrócony do niego przodem, przeszywający go swoimi czarnymi jak smoła oczami z nieodgadnionym wyrazem twarzy odezwał się niespodziewanie. 

-Myślę, że powinniśmy sobie wyjaśnić parę rzeczy panie Potter, czy dołączysz do mnie i napijesz się ze mną drinka w moich komnatach?- Nie spodziewał się tego, jak Hiszpańskiej inkwizycji i chociaż Severus wrócił do pana Pottera, a sam chłopak wątpił czy ta wizyta zakończy się dobrze skinął głową, podszedł kilka kroków do przodu i położył dłoń na ramieniu mężczyzny. Chwile przed tym jak poczuł znajome szarpnięcie w okolicy podbrzusza pozwolił sobie zatonąć w onyksowym, głębokim spojrzeniu skierowanym wprost na jego szmaragdowe oczy.

Chłopak, który jednak nie umarł (SNARRY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz