Rozdział dwudziesty trzeci

2K 113 1
                                    

Młodzi mężczyźni rozsiedli się na pierwszym piętrze trybun, Harry rozłożył koc na ławce i zaczął wyciągać jedzenie podczas kiedy blondyn ruszył w stronę pomieszczenia dołączonego do szkolnego boiska po dwie miotły i kafel, by mogli przeprowadzić rekreacyjny sparing. Sporo uczniów korzystając ze słońca krążyło po dziedzińcu, kilka młodych węży latało nad boiskiem przepychając się i zapewne ćwicząc nieczyste zagrywki, grupa dziewcząt chichotała przy książkach, niektórzy rysowali, a inni spacerowali. Harry spoglądał na rozluźnione twarze uczniów znów przypominając sobie śmierciożerców rzucających niewybaczalne klątwy na rekrutów gwardii Dumbledora, walczących nauczycieli i Aurorów, jego przyjaciół. Widział zieloną trawę i solidne mury szkoły zamiast zgliszczy po których stąpał po pokonaniu Voldemorta.

- Ziemia do Harrego - blondyn stał metr od chłopaka z wyciągniętą miotłą- Gdzie odpłynąłeś ?-chłopak spojrzał na blondyna zdezorientowany przez nagłe wyrwanie z wspomnień, ale po chwili wstał i uśmiechnął się do kolegi.

- Zadziwiająco niedaleko, ale już wróciłem-chwycił miotłę, i ruszył w stronę boiska- chodź, pokażę ci jak to się powinno robić.

Grali parę godzin z przerwami na jedzenie i sok dyniowy. Poziom był wyrównany, więc sparing przebiegał gładko, jednak po jakimś czasie młodzi czarodzieje odrzucili kafel i zaczęli ścigać się po boisku, pokazywać sobie nawzajem sztuczki i droczyć się kto zostałby kapitanem gdyby byli w jednej drużynie. Harry nie pamiętał kiedy czuł się tak beztrosko i lekko, zabawa pochłonęła go tak bardzo, że dopóki nie zleciał na trybuny chcąc zakończyć na dzisiaj nie zauważył stojącego przy wejściu Severusa.

- cholera- brunet odstawił miotłę na ławkę i zanim blondyn zdążył dołączyć ruszył w stronę kochanka. Im bliżej był tym bardziej czuł świdrujące czarne spojrzenie i coraz wyraźniej widział grymas na twarzy profesora.

-Widzę, że się pan świetnie bawi panie Potter, szukałem pana, żeby wyjaśnić czemu mnie dzisiaj nie było, ale z tego co widzę mógł pan nawet nie zauważyć mojej nieobecności zajęty romansowaniem z kolegą z pracy- Głos Snapa był lodowaty, oczy niebezpiecznie się zwęziły, a dłonie zacisnęły w pięści. Harry podszedł spokojnym krokiem bliżej i zatrzymał się na wyciągnięcie ręki od kochanka.

- Nie wiem co mam ci powiedzieć Severusie, ten piknik miał być dla ciebie, ale zniknąłeś, miałem siedzieć cały dzień w pokoju i zastanawiać się gdzie jesteś? - Złość nasilała się w młodym czarodzieju. Jak on śmie mieć pretensje, nie chce spędzać ze mną czasu, ale nie pozwala mi go spędzać z innymi - Tylko lataliśmy, zrobiliśmy sobie koleżeński trening, nie mam żadnego romansu, nie pieprzyłem go Snape, z resztą nikogo od dawna nie pierzyłem jak pamiętasz - Drewno dookoła zaczęło trzeszczeć, przez twarz Severusa przemknął cień bólu, ale szybko umieścił obojętną maskę z powrotem i nie przejmując się wzmożonym wiatrem i skrzypieniem stelażu pod trybunami zrobił dokładnie to, co mistrz eliksirów potrafi robić najlepiej.

- W takim razie może jednak powinieneś się z nim pieprzyć, a teraz przepraszam, ale mam do zrobienia coś ważniejszego niż dyskusja z rozkapryszonym zbawcą czarodziejskiego świata. - Z tymi słowami odwrócił się i ruszył w stronę szkoły. Harry zamknął oczy próbując się uspokoić, ale w głowie wirowały mu myśli tak pełne nienawiści i cierpienia, że czuł jak przegrywa walkę ze swoją mocą. Na sekundę wszystko ucichło, a potem chłopak poczuł dłoń na ramieniu.

- Nie dotykaj mnie !- Wszystko dookoła wybuchło, strzępy drewna i materiałów w barwach czterech domów wystrzeliły w powietrze, a Potter zarejestrował jeszcze tylko biegnącą w jego stronę czarną postać i odpłyną w ciemność.

Harry czuł się jakby ktoś nasłał na niego stado centaurów. Dopiero po czwartej próbie otworzenia oczu udało mu się je uchylić na tyle, żeby zorientować się, że jest w skrzydle szpitalnym, a przy jego łóżku siedzi Severus Snape. Pamiętał, że był na boisku, wygłupiał się z Joshem, potem kłótnia z Sev'em i ... ból głowy przeszył go na wskroś.

- Ugh- mistrz eliksirów poderwał się z miejsca i pochylił nad chłopakiem z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

- Harry, na Merlina, obudziłeś się. Co cię boli, tak się martwiłem zidiociały durniu - Pomimo obelg starszy czarodziej nie przestawał dotykać chłopaka po twarzy jakby upewniając się, że żyje i wpatrywać się w zielone oczy szukając oznak bólu. - Pamiętasz co się stało ?

- Nie wiem, to chyba moja magia, od pokonania Voldemorta rosła i zdarza mi się tracić nad nią kontrolę - chłopak chwycił dłoń kochanka i przytulił do niej policzek -Dobrze, że nic ci nie zrobiłem.

Severus pogłaskał wolną ręką brązowe włosy i złożył na nich miękki pocałunek. Chłopak usiadł tak gwałtownie, że świat zawirował mu przed oczami.

-Chwila, Josh tam był, chyba stał koło mnie podczas wyładowania, powiedz mi, że nic mu się nie stało- Harry poczuł ucisk w klatce i przyglądał się profesorowi z nadzieją.

- Panu Scrabowi nie stało się na moje nieszczęście nic z czego nie mógłby wyjść w ciągu tygodnia. Byłeś nieprzytomny trzy dni, Droco próbuje się do ciebie dobić, ale kazałem mu poczekać na mój znak, że jesteś już na siłach, żeby przyjmować gości i zajmować się polityką - Musnął palcami nienaturalnie blady policzek młodego czarodzieja raz jeszcze i oparł się wygodnie w fotelu - myślę, że powinieneś dać sobie jeszcze dzisiaj czas na rekonwalescencję. Twoja magia była na wyczerpaniu jak tu trafiłeś. Podałem ci eliksiry wzmacniające, odżywcze, na gojenie ran, które zrobiły kawałki drewna i na regenerację magii, ale wciąż jesteś słaby, więc nie bądź z łaski swojej upartym lwem i  spróbuj odpocząć.

Harry próbując poukładać sobie wszystko kiwnął tylko głową i po krótkim czasie zapadł w sen.

Chłopak, który jednak nie umarł (SNARRY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz