Rozdział 30

1.7K 97 6
                                    


Tydzień później:

-Panie Potter, cieszymy się, że znów Pan do nas wrócił- Głowa Hogwartu stała szkolnym skrzydle szpitalnym obok łóżka wybrańca. Chłopak był połamany i zamroczony, ale kiedy tylko otworzył oczy przejechał wzrokiem po zebranych w Sali przyjaciołach i nauczycielach nie dostrzegając tej jednej osoby, którą tak bardzo potrzebował zobaczyć.

Chciał zapytać o swojego kochanka, ale krtań paliła go niemiłosiernie i zamiast pytania z gardła wyszedł skrzek.

-Panie Potter, proszę nie próbować mówić! - Pani Pomfrey krzyknęła na wybrańca i podeszła do niego z kilkoma buteleczkami. -Musi pan odpoczywać, to cud, że pan żyje, i że pańska magia jest w nie najgorszym stanie, doprawdy ileż można tak się nadwyrężać i mieć na tyle dużo szczęścia, żeby jeszcze żyć. - Podczas tego wykładu podawała Harremu wszystkie eliksiry po kolei, przez co chłopak po chwili zrobił się znów senny i zanim odpłyną przypomniał sobie jeszcze, że oprócz niego w celi był Neville.

-

- Jak on się czuje Draco?- Głos Hermiony rozbrzmiał w Sali. Chłopak budził się, ale nie miał ochoty na gości i wyjaśnienia, więc zostawił oczy zamknięte.

- Cały czas śpi, Pomfrey mówi, że to normalne. Nie wiedziałem, że jest aż tak potężny, domyślałem się, w końcu to pieprzony wybawca, ale jak Aurorzy przekazali mi co zastali tam po wybuchu... - Ciężkie westchnięcie było ostatnim co chłopak usłyszał zanim znów zapadł w sen.

Harry budził się co jakiś czas, bywały momenty, że pielęgniarka przyłapywała go na gapieniu się w sufit i korzystając z okazji tłumaczyła jego stan, mówiła co mu podaje i za każdym razem pytała czy chce się z kimś widzieć, jednak zawsze odmawiał przyjmowania gości, a od momentu jak odzyskał głos i pierwszy raz poprosił o Severusa, Poppy spuszczała wzrok i odchodziła, albo zmieniała temat opowiadając mu po krótce kto go odwiedzał. Chłopak nie był głupi, wiedział co to znaczy, ale zamiast wściekłości, którą spodziewał się czuć nie było nic. Miał w sercu pustkę, która w ciemności wysikała z niego łzy, a w ciągu dnia otępiała.

Minął miesiąc, wybawiciel był już całkiem zdrowy i chociaż nie chciał opuszczać bezpiecznej przystani musiał zwolnić łóżko w skrzydle szpitalnym, tak przynajmniej surowym głosem powiedziała mu jak zawsze uprzejma Poppy. Postanowił jednak wymknąć się z zamku na błonia i aportować w okolice swojego mieszkania, gdzie w spokoju i samotności będzie mógł opłakiwać utratę jedynego człowieka, którego kochał, zamiast spełnić prośbę dyrektor i spotkać się z nią zanim znów zniknie na Merlin wie ile czasu.

Przechodząc obok zielarni usłyszał głos przyjaciela, chcąc upewnić się, że nic mu się nie stało wszedł do środka i zobaczył najpierw Lunę siedzącą koło śpiących mięsożernych roślin wymachującą nogami i nucącą kołysankę, a zaraz obok niej Longbottoma przesadzającego nowe grządki jakiegoś ładnego, różowego kwiatka.

- Harry!- Luna zeskoczyła z blatu i w pare sekund znalazła się w objęciach przyjaciela.- Nie wiedziałam, że już się obudziłeś, pani Pomfrey przestała do Ciebie wpuszczać kogokolwiek, nawet pani dyrektor nie mogła się z Tobą zobaczyć.

Harry wyściskał przyjaciółkę i kiedy ją puścił znalazł się już w objęciach wysokiego chłopaka.

- Dziękuję stary, gdyby nie Ty...- Neville odsunął się od wybawiciela i uścisnął mu oficjalnie rękę - Po prostu dziękuję.

Harry zaśmiał się, przytulił przyjaciela jeszcze raz i usiadł koło Luny zachowując jednak dystans od zdecydowanie rozbudzonych już roślin.

- Nie ma za co Nev, gdyby nie ja w ogóle by cię tam nie było, więc właściwie przepraszam. - Longbottom uśmiechnął się, machnął ręką i wrócił do kwiatów. - Właściwie jak się wydostałeś? Jak pytałem McGonagall mówiła, że dowiem się wszystkiego kiedy odzyskam siły.

- Zgredek pojawił się zaraz przed tym jak twoja magia wybuchła i zabrał mnie stamtąd prosto do gabinetu dyrektor, potem wrócił po Ciebie i przeniósł Cię do skrzydła szpitalnego. - Harry z ciekawością spojrzał na Nevilla, więc ten kontynuował - Ten mały, dzielny skrzat od ponad roku śledził aktywność śmierciożerców. Na początku robił to z własnej inicjatywy, chciał upewnić się, że czarodziej, który uwolnił go od niewolnictwa będzie bezpieczny do końca życia, potem jednak dyrektor dowiedziała się o tym przyłapując Zgredka na śledzeniu jednego z nauczycieli, którego uznał za podejrzanego, postanowiła mu pomóc i od tamtej chwili nazywał to misją.

Harry poczuł ciepło rozchodzące się po jego ostatnio zimnym sercu.

- Hermiona przekonała Kingsleya, że należą mu się odznaczenia - Luna zaśmiała się uroczo - To będzie pierwszy w Historii skrzat, który dostanie tytuł szlachecki w uznaniu za zasługi dla świata czarodziejów.- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wróciła do nucenia usypiając tym samym większość roślin w pomieszczeniu.

- Dobrze mieć ją koło siebie jak pracuje się z niebezpiecznymi stworzeniami - Neville zażartował widząc zdziwioną minę Harrego.- Pilnowała też porządku w zielarni jak przeniosłem się do Chin po to cudeńko. - Chłopak pokazał Harremu przesadzonego już kwiatka - to Dyptam, pomógł Cię wyleczyć, kupiłem więcej na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo kiedy znowu któreś z nas trafi na łóżko szpitalne. - Harry zaśmiał się smutno.

- Skończyłem z tym, ale to raczej rozsądne, dobrze że przejąłeś zielarnię, jak eliksiry będzie warzyć ktoś mniej kompetentny od poprzednika, to przydadzą się dobrej jakości rośliny.- Wzrok dwójki przyjaciół skupił się na chłopaku, czuł wzrok wbijający się w niego, jednak nie potrafił podnieść głowy i zmierzyć się ze współczuciem.

- Ale Harry...- Luna dotknęła ramienia bruneta, ale ten wzdrygnął się i zeskoczył z blatu.

- Nie chce o tym rozmawiać, nie mogę jeszcze. Przyszedłem się upewnić, że nic ci nie jest, ale muszę wracać do domu, potrzebuje paru dni dla siebie. - Oboje przytaknęli, a chłopak opuścił pomieszczenie i skierował się na błonia zamku nie odwracając się za siebie.

Chłopak, który jednak nie umarł (SNARRY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz