32. 𝙼𝚢 𝚖𝚒𝚛𝚊𝚌𝚕𝚎 𝚑𝚊𝚜 𝚌𝚘𝚖𝚎.

126 10 0
                                    

— W co ty się bawisz, Jooheon? — spytałem przyciągając starszego za bluzę. Blondyn przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotę i aż miałem ochotę się tak poczuć.
— Może powiedz mi, w co ty się bawisz? — Syknął wciąż patrząc w ten sam sposób. — Myślałeś, że twoje zapewnienia co do Kihyuna wystarczą? Miałeś nadzieję, że uwierzę ci na słowo? Że jestem cholernym ślepym kretynem? — ton jego głosu był chłodny i miałem wrażenie, że zaraz rzuci mi się z nożem do gardła.
— Więc to, że spotkałem się z Kihyunem uprawnia cię do spotykania się z pierwszą lepszą tylko po to, żeby zrobić mi na złość, tak? Nie mam pojęcia co siedzi w tym pustym łbie, ale mnie to wkurwia, rozumiesz Joo? Wkurwia — warknąłem starając się nie pokazywać przy nim mojego bólu.

— Chciałem, żeby zabolało cię to tak, jak mnie — posłał mi pusty, nie wyrażający żadnych emocji uśmiech, którego sam swego czasu często używałem.
— Wyszło ci — mruknąłem niezrozumiale tylko po to, żeby zaraz potem wybuchnąć cichym żałosnym śmiechem.
— Powiedz mi tylko, kochasz jego, czy mnie? — Jeśli ten idiota pytał szczerze, po tym co przed chwilą powiedział, z pewnością mógłbym stwierdzić, że miłość nie istnieje.
Nie odpowiedziałem mu, co mógł odebrać jednoznacznie.

Siedziałem w tym samym miejscu ze spuszczoną głową już dobre,  jak mi się zdawało, pół godziny od opuszczenia przez blondyna mojego mieszkania. Głównym tego powodem były łzy nieustannie spływające po moich policzkach. Lee miał rację już na początku twierdząc, że Kihyun nie jest moją miłością.

Owszem, ten kretyn podobał mi się w wielu aspektach, ale to jak mnie traktował już dawno powinno mi wybić go z głowy. Co lepsze, jedyne co rzeczywiście czułem do chłopaka o różowych włosach, to czysty podziw i nic więcej.

W ciągu ostatnich kilku dni  zdążyłem zrozumieć, że Jooheon był dla mnie dużo ważniejszy. Cieszyłem się, kiedy mogłem spędzać z nim czas, nawet jeżeli marnowaliśmy go na oglądanie telewizji. Dotarło do mnie, że jego „zainteresowanie" też nie było bezcelowe. Karmił mnie, za co lubiłem go chyba najbardziej, zabierał mnie do siebie przy każdej możliwej okazji i co najważniejsze, wtłukł mi do głowy, że wcale nie kocham Kihyuna.

Pokazał mi, co to miłość i jak to jest być kochanym, chociaż nigdy tego nie powiedział, to czułem, że tak właśnie jest.
Tylko dlaczego ja nie potrafiłem okazać mu tego samego?

Przetarłem dłońmi mokre policzki. Nie mogłem w tym stanie błagać blondyna o powrót, a jednak tylko to mi zostało. Złapałem za telefon wystukując tylko krótkie „wróć" w wiadomości do chłopaka. Pieprzyć, że wyglądałem tragicznie, zachowałem się jak skończony kretyn i Joo prawdopodobnie nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, ale potrzebowałem go. Dopisałem do wcześniejszej wiadomości „błagam" zaraz potem rzucając gdzieś urządzenie.

Kręciłem się po mieszkaniu, na przemian pociągając nosem i wyzywając się w myślach, w końcu usiadłem przy drzwiach oczekując na cud.

Mój cud nastał.

Zerwałem się na równe nogi, słysząc kogoś pod drzwiami, a kiedy te się otworzyły, niemal natychmiast zawiesiłem się na stojącym w progu blondynie.

Płakałem jak dziecko, nie przejmując się moją dumą, czy kreowanym dotychczas wizerunkiem. W tym momencie nie obchodziło mnie już nic. Byłem skończonym kretynem.

— Przepraszam — załkałem nie chcąc patrzeć na chłopaka. Wolałem zostać przy swoich wyobrażeniach, niż widzieć, jak patrzy na mnie z zażenowaniem i pogardą. — Proszę, Joo, nie zostawiaj mnie. Nie chcę zostać sam — brzmiałem żałośnie błagając o jego towarzystwo, Nienawidziłem siebie, chciałem cofnąc czas do momentu, w którym go poznałem, zmienić do niego nastawienie już na początku i nie wmawiać sobie na siłę, że go nie znoszę.

— Nie przepraszaj — szepnął popychając mnie delikatnie w głąb mieszkania. Nic już nie rozumiałem, a to uczucie zostało spotęgowane, kiedy zobaczyłem jego rozczulony uśmiech.
— O co ci chodzi? — spytałem przecierając oczy rękawem.
— Jesteś uroczy, Kyunie — mruknął, chwilę później wyciągając ramiona w moją stronę. Od razu wtuliłem się w chłopaka, który pomógł mi wyjść na ludzi. Bałem się powiedzieć to głośno, ale pokochałem tego buca.

Mógłbym spędzić resztę życia wtulony w niego, ale jakaś dziwna, niewidzialna siła podkusiła mnie, do szybkiego cmoknięcia go w usta. Zażenowany tym co właśnie zrobiłem, spuściłem wzrok zasłaniając włosami pół twarzy.

jesteś kretynem Changkyun.

— Ja ciebie też, młody — zaśmiał się, a mnie przez kolejne dni, męczyło pytanie, jak to wszystko będzie wyglądało dalej?

–——

Nie mogę uwierzyć, że już to kończę, os publikacji prologu nie minął nawet miesiąc...

Nothing About HimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz