Brązowowłosy ociężale przeciągnął się w łóżku. Delikatny materiał muskał jego skórę. Wtulony w białą kołdrę, ziewnął i przetarł powieki, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zaspany, otworzył oczy, które zostały podrażnione przez promienie słoneczne, oświetlające pokój. Automatycznie, na jego twarzy pojawił się grymas, a powieki zacisnęły się. Po krótkim czasie, przywykł do jasności i spojrzał na pomieszczenie, w którym się znajdował. Coś mu nie pasowało. Nie rozpoznawał tego miejsca i nie pamiętał tego, jak się tam znalazł. Jego serce zabiło mocniej, a ręce zadrżały. Nie miał zielonego pojęcia gdzie był. Do jego uszu, zaczął dobiegać zgłuszony dźwięk. Dźwięk muzyki. Zdezorientowany, miał zamiar podnieść się z łóżka. Siadając na jego krańcu, jego stopy zetknęły się z chłodną podłogą. Na to spotkanie przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Podnosząc się z łóżka, przeszył go rozlewający się po całej głowie ból. Uderzyły go również mdłości i niezwykłe suszenie w przełyku. Był bardzo spragniony i marzył o tym żeby się czegoś napić. Podszeł do znajdującego się w pomieszczeniu lustra. Nie wiedział skąd, ale miał na sobie jakieś nieznajome dla niego dresowe spodnie oraz białą bluzkę, odkrywającą jego całe przedramiona i część ramion. Przyjrzał się im. Widniały na nim siniaki i blizny. Blizny po samookaleczeniach i po różnych rzeczach, które zrobił mu Hyungjin. Westchnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uciekając wzrokiem. Bardzo nie lubił mieć ich odkrytych, dlatego zawsze chodził w bluzach bądź w innych rzeczach z długim rękawem.
Podszedł do drzwi i drżącą ręką, przycisnął klamkę. Drzwi delikatnie zaskrzypiały, a muzyka stała się wyraźniejsza. Wcisnął głowę w małą szparę i rozejrzał się po korytarzu. Kiedy upewnił się, że nikt tam nie czeka, aby go zamordować, wyszedł z pokoju. Schodząc ze schodów, do jego nozdrzy dotarł zapach jajek i bekonu. Bardzo się zdziwił i początkowo skrzywił, ze względu na dolegliwości żołądkowe. Niepewnie i na drżących nogach, wszedł do pomieszczenia. Był to duży pokój podzielony na kuchnie z małą wyspą kuchenną, niewielką, prowizoryczną jadalnię i dość duży salon. Na zastany w kuchni widok, szeroko się uśmiechnął. Przy kuchence stał Mark i ochoczo ruszał się w rytm muzyki, która rozsadzała Donghyuckowi głowę. Nie miał pojęcia, co było powodem jego okropnego samopoczucia, gdyż nie pamiętał nic z poprzedniego wieczoru, ale jedyne o czym marzył było wyłączenie głośnika, z którego wydobywała się melodia. Już po chwili w pomieszczeniu zapanowała cisza, a brązowowłosy odetchnął z ulgą, kładąc dłoń na swojej głowie. Zaskoczony wyłączeniem się muzyki i głośnym westchnięciem, Mark odwrócił się. Po ujrzeniu swojego chłopaka, rozpromienił się i do niego podszedł. Ułożył swoje dłonie na jego talii i złożył czuły pocałunek na jego czole.
- Dzień dobry kochanie - przywitał się. - Jak się czujesz? - zapytał i pocałował go w usta.
- Głowa mnie rozsadza i czuję się jakby coś mnie przejechało - wymruczał wzdychając i układając swoje dłonie na karku czarnowłosego.
- Och, no trochę wczoraj popiłeś - zaśmiał się. - Przygotowałem ci tabletki, są na wyspie kuchennej - wypalił z uśmiechem.
Donghyucka od razu uderzyły wspomnienia. Wczoraj wieczorem, mimo niepełnoletności, upił się do nieprzytomności, świętując swoje uwolnienie z toksycznego związku i jednocześnie rozpoczęcie związku ze wspaniałym chłopakiem. Było mu wstyd, że doprowadził się do takiego stanu.
Mark chwycił dłoń brązowowłosego i poprowadził go do kuchni, a sam wrócił do przygotowywania posiłku. Zmarnowany, usiadł na krześle barowym i zażył dwie tabletki przeciwbólowe, które popił, przygotowaną przez Marka wodą. Ułożył łokieć na blacie i oparł policzek o wewnętrzną część dłoni. Po chwili, pod nos został odsunięty mu talerz z jajecznicą i bekonem oraz szklanka z dziwnie wyglądającym napojem. Podniósł głowę i ujrzał uśmiechniętego Marka.
- Oto twoje cudowne, amerykańskie śniadanie, przygotowane przez najlepszego na świecie kucharza - powiedział teatralnie czarnowłosy, śmiejąc się. Na usta brązowowłosego wpłynął szeroki uśmiech. - Smacznego Hyuckie.
Mark zajął miejsce obok swojego chłopaka i sam zaczął konsumować swoje jedzenie.
- Co to? - zapytał brązowowłosy, spoglądając na niezydentyfikowany napój.
- Magiczny lek na kaca - zaśmiał się. - Pij, postawi cię na nogi.
Donghyuck zarumienił się i spuścił wzrok. Był bardzo zawstydzony i wyczekiwał awantury, za doprowadzenie się do takiego stanu. Napięcie i niepokój narastały w nim, dlatego postanowił się odezwać.
- Nie bij mnie, proszę - wypalił drżącym głosem i zacisnął powieki.
Mark zakrztusił się kawą, którą właśnie pił i spojrzał zaskoczony na Donghyucka.
- O-o czym ty mówisz Hyuckie? Po pierwsze, nigdy bym cię nie uderzył, a po drugie, za co niby miałbym cię bić? - zapytał, wciąż pokaszlując.
- No wiesz, za to, że doprowadziłem się do takiego stanu - zawstydzony powiedział cicho.
Po chwili poczuł jak Mark, chwyta jego dłoń i splata ich palce razem.
- Kochanie, jesteś tylko człowiekiem, poza tym miałeś powód. Następnym razem po prostu bądź troszkę ostrożniejszy i nie przesadzaj z alkoholem, dobrze? Tym razem ja byłem z tobą i o ciebie zadbałem, ale nigdy nie wiesz co się może wydarzyć - powiedział spokojnie i ucałował czubek dłoni chłopaka.
- Dobrze, kocham cię - wypalił uśmiechnięty.
Słowa jego chłopaka wiele dla niego znaczyły. Nie spodziewał się po nim takiej reakcji, ale cieszył się, że ten nie był zły.
- Ja ciebie też, a teraz, chodź tu do mnie - zaśmiał się rozkładając ręce.
Zadowolony Donghyuck, śmiało wtulił się w swojego chłopaka. Był naprawdę szczęśliwy i nie wierzył, że trafił w życiu na kogoś tak wspaniałego, jak on.
- Spędzimy dzisiaj cały dzień razem - wypalił Mark i czule pocałował brązowowłosego.
***
- Hyuckie! - wykrzyczał czarnowłosy śmiejąc się.
Donghyuck, właśnie pobrudził mu nos lodem, którego jadł. Mark nie pozostał mu dłużny i odwdzięczył się dokładnie tym samym. Brązowowłosy cicho zachichotał i wytarł nos rękawem. Spojrzał na swojego chłopaka i zaśmiał się jeszcze głośniej. Delikatnie chwycił jego policzek i starannie, materiałem swojej bluzy, starał substancję z jego nosa. Wzrokiem zjechał na usta Marka i przygryzł wargę. Zbliżył się do niego i żłożył na nich delikatny pocałunek, który po chwili został pogłębiony. Kiedy się od siebie odsunęli, obydwoje oblali się rumieńcami. Nieśmiało, chwycili swoje dłonie i spletli palce razem.
- Kino? - zapytał czarnowłosy, patrząc w oczy Hyucka.
- Kino - odparł, przytakując głową.
CZYTASZ
FOOL || Markhyuck
FanfictionMark był szaleńczo zakochany w Donghyucku, czyli chłopaku popularnego szkolnego koszykarza. Nie chciał, jednak niszczyć tego na pozór idealnego związku, w którym jego sympata była szczęśliwa. Nie wiedział jednak, że wszystko to było okrutną grą akto...