~ T e n ~

620 60 69
                                    

    Roztrzęsiony chłopak, biegł bardzo szybko w stronę domu swojego ukochanego. Niestety co chwilę potykał się o własne nogi bądź wpadał na biednych przechodniów. Z jego ust wydobywały się przeprosiny, na przemian z przekleństwami, na które dorośli kręcili głowami. W końcu taki młody, a tak bluzgał. Jego kruczoczarne włosy były mierzwione przez ciepły wiatr, a nogi po mału zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Jednak był już tak blisko i nie mógł odpuścić. Nie wtedy kiedy miłość jego życia, tak bardzo go potrzebowała.

    Sprawnie przeskoczył, przez niską furtkę i dotarł do drzwi, otwierając je bardzo gwałtownie. Wbiegł do domu i wykrzyczał imię swojego ukochanego. Jedyne co był w stanie usłyszeć to ciche, osłabione szlochanie i pojękiwanie, wydobywające się z salonu. Jego serce zabiło jeszcze mocniej. Na trzęsących się nogach, pobiegł do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Kiedy zobaczył Hyucka, jego oczy automatycznie zapełniły się łzami i opadł na kolana, obok leżącego na podłodze chłopaka. Spojrzał na krwawiącą głowę, a nastepnie na brzuch swojego ukochanego. Brzuch, z którego intensywnie sączyła się czerwona ciecz. Powodem rany w tym miejscu był nóż, który znajdował sie tuż obok jego ciała.

    - M-Mark - wyszeptał osłabionym głosem Donghyuck.

   - N-nie, csi - uciszył go i ściągnął swoją bluzę, którą następnie przyłożył do jego brzucha - w-wszystko będzie d-dobrze.

    Sam nie wiedział kogo bardziej chciał oszukać. Mark przyciągnął Donghyucka do siebie i wciąż uciskając ranę, przytulił go. Po jego policzkach, spływała niekontrolowana ilość łez, ale wciąż wierzył, że wszystko bedzie dobrze, przecież musiało być.

    - Mark, spójrz na mnie - wypalił ledwo słyszalnym głosem Donghyuck i resztką sił, złapał dłonią, policzek swojego chłopaka. - B-bardzo cię kocham i... 

    - Nie! - czarnowłosy mu przerwał - Przestań! Wszystko bedzie dobrze, rozumiesz?! Będziesz żył! - wykrzyczał, szlochając.

    Głos Marka strasznie się załamywał. Nie mógł pozwolić mu umrzeć. Nie mógł. Przecież tak bardzo się kochali i czekało ich tyle wspaniałych chwil. Musiał go uratować.

    - Od zawsze mi się podobałeś Mark, a-ale myślałem, że nie zasługuję na kogoś takiego jak ty, a potem zjawił się Hyungjin i wciągnąłem się w tą okropną relację. Kochałem cię odkąd pierwszy raz cię ujrzałem - wysapał.

    Jego głos robił się coraz słabszy, a twarz bledła z każdą mijającą chwilą. Mark nie dowierzał w to, co usłyszał przed chwilą od brązowowłosego. Gdyby tylko dowiedział się o wszystkim wcześniej, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

    - Proszę, przekaż moim przyjaciołom, że ich kocham i dziękuję im za wszystko co dla mnie zrobili.

    - Sam to zrobisz! Wyjdziesz z tego! - ponownie wykrzyczał, zaciskając palce na ramieniu chłopaka.

    - Żegnaj Mark Lee, kocham cię i nigdy nie przestanę - wypowiedział resztką sił i zamknął oczy. Zamknął je już na zawsze.

    Ostatnie słowa. Ostatni oddech. To koniec. Donghyuck odszedł. Odszedł w rękach swojego ukochanego.

    - Nie, nie, nie! - zaczął szybko powtarzać i przyciągnął ciało Hyucka jeszcze bliżej siebie. - NIE! - wykrzyczał donośnie, ździerając swoje gardło.

    Wtulił się w szyję swojego martwego chłopaka, a łzy z jego oczu, zaczęły wpływać jeszcze szybciej. Z gardła wydobywał się głośny szloch na przemian z krzykiem. Krzyki Marka byłe pełne bólu i smutku.

     - NIE ZOSTAWIAJ MNIE! NIE MOŻESZ!

    Mark, wciąż wtulony w ciało Donghyucka, kołysał się w przód i w tył. Nie wierzył w to co się działo. Nie dopuszczał do siebie myśli, że właśnie stracił miłość swojego życia. Przecież już wszystko zaczynało się układać. Mieli żyć ze sobą długo i szczęśliwie. Dlaczego to wszystko musiało sie skończyć? Dlaczego to wszystko miało zostać mu od tak odebrane? Przecież tak bardzo się starał.

    Nagle, wokół swojej talii, poczuł silne ręce odciagające go od chłopaka. Przez pełne łez oczy, ledwo był w stanie cokolwiek zobaczyć. Po zarysach domyslil sie jednak, że do Hyucka podeszli ratownicy, a on sam został odciągniety przez policjanta.

    - Nie! Puśćcie mnie! - wykrzyczał załamany, próbując sie wyrwać. - To mój chłopak!

    Dzięki adrealinie krążącej w jego organizmie, zdołał wyrwać się policjantowi i ponownie pobiegł do ciała Hyucka. Dłońmi, chwycił jego twarz i zaczął ją głaskać.

    - Obudź się kochanie. Już nie pozwolę aby stała ci się krzywda. Już nigdy więcej. Słyszysz? Pobudka słoneczko - zaśmiał się nerwowo. Delikatnie pocałował usta chłopaka, mocząc przy tym jego policzki, swoimi łzami. - Obudź się błagam - zaszlochał cicho. - OBUDŹ SIĘ!

    Z jego gardła wydobył sie głośny krzyk. Niestety nawet on, nie był w stanie zbudzić Donghyucka. Nawet pełen miłości pocałunek, nie mógł przywrócić mu życia. Niestety nie żyli w bajce, o czym obydwoje tak bardzo marzyli. W tamtym momencie zamiast trzymać w rękach uśmiechniętego i szczęśliwego Hyucka, trzymał jego martwe i zimne ciało.

    Donghyuck odszedł. Odszedł już na zawsze.

FOOL || MarkhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz