- Cześć Hyuckie - wypalił Mark, stając przed kamiennym nagrobkiem swojego chłopaka.
Przykucnął i zaczął sprzątać go z liści, które zdążyły się na nim zebrać. Czarnowłosy obiecał sobie, że tym razem nie będzie płakał i okaże się siłą. Usiadł po turecku, a dłonie ułożył na zimnym kamieniu. Dotykając nagrobka, czuł się, jakby trzymał dłonie Donghyucka, dlatego nigdy nie mógł się powstrzymać od robienia tego. Chłopak zaczął opowiadać o swoim dniu i o tym, co podczas niego robił. Od śmierci brązowowłosego minęły dwa tygodnie, a pogrzeb odbył się tydzień temu. Przez ten cały czas on i reszta jego przyjaciół wspierali się najbardziej jak mogli. Było to jednak bardzo ciężkie, ponieważ żaden z nich nie mógł pogodzić się, ze śmiercią tego cudownego chłopaka.
W pewnym momencie swojego opowiadania, Mark po prostu wybuchł płaczem. To było dla niego zbyt wiele. Wszystko było przeciwko jemu. Życie było takie niesprawiedliwe i nie mógł pogodzić się z tym, że jego chłopak nie żyje.
- Dlaczego nie mogę być po prostu szczęśliwy?! - wykrzyczał. - Czemu mi cię zabrali?!
Mark zanosił się szlochem. Swoim zachowaniem zwrócił na siebie uwagę wielu ludzi, odwiedzających cmentarz. Patrzyli na niego z ogromnym współczuciem. Przejechał opuszkami palców po wyrytym epitafium. Tym samym, rękaw jego płaszczu, delikatnie odsłonił jego nadgarstek. Nadgarstek, na którym widniały czerwone, podłużne kreski. Chłopak spojrzał na nie i ich dotknął.
- Nawet to nie pomaga - wyszeptał, przykładając dłoń do piersi i zamykając oczy. - Ale wiesz co? Już za niedługo się zobaczymy i znowu bedziemy razem. Teraz już nikt mi cię nie odbierze. Będziemy razem już na zawsze, obiecuję.
Chłopak otworzył oczy i delikatnie się uśmiechnął. Sprawdził na telefonie, która godzina i ociężale westchnął.
- Czas na mnie słoneczko. Pamiętaj, że kocham cię bardzo mocno i widzimy się wkrótce.
Mark, kierował się powolnym krokiem w stronę swojego domu. Napawał się słońcem, które ładnie odznaczało się tego dnia na niebie.
Napawał się chłodnym wiatrem muskającym jego skórę i mierzwiącym mu włosy.
Napawał się wszystkim dookoła, ponieważ wiedział, że to ostatni raz kiedy widzi bądź czuje te rzeczy. Przekraczając próg domu, od razu zrzucił z siebie płaszcz. Nogi same doprowadziły go do łazienki, w której zaczął napuszczać wody do wanny. Nie myśląc za dużo, podszedł do małej komody i z jednej z szuflad, wyciągnął małe ostrze. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Czy na pewno powinien to zrobić? A może mógł być jeszcze szczęśliwy? Może mógł po prostu żyć dalej, ze swoimi przyjaciółmi? Nie. Nie zniósłby ich widoku razem. Każdy z nich miał drugą połówkę. Jaemin i Jeno byli razem. Jisung i Chenle również. Nawet Renjun i Soonyoung zdecydowali się, aby spróbować związku. Tylko on był sam. Był sam, ponieważ ktoś niesprawiedliwe postanowił odebrać mu, miłość jego życia. Po dłuższej chwili, chłopak znalazł się w wannie. W wannie, pełnej jego własnej krwi. Świat zaczynał robić się coraz mniej wyraźny i wyblakły. Tracił wszystkie swoje barwy, które były zastąpiane, czystą bielą. Zaczął słyszeć delikatny, słodki głos, nawołujący jego imię i ujrzał drobną dłoń, wystawioną w jego stronę. Właścicielem tej dłoni był jego ukochany Donghyuck. Bez zawachania ujął ją, tym samym zostając przeciągniętym przez granicę śmierci.Mark odszedł. Odszedł do miłości swojego życia, z którą był już na zawsze.
Można by było powiedzieć, że żyli długo i szczęśliwie, tylko nie po tej właściwej stronie...
CZYTASZ
FOOL || Markhyuck
FanficMark był szaleńczo zakochany w Donghyucku, czyli chłopaku popularnego szkolnego koszykarza. Nie chciał, jednak niszczyć tego na pozór idealnego związku, w którym jego sympata była szczęśliwa. Nie wiedział jednak, że wszystko to było okrutną grą akto...