Rozdział 50

7.1K 216 57
                                    

Przez drzwi przeszli właśnie... Lucy i ... Cole?  Całowali się. Wow Wow Wow co tu się dzieje? Moja najlepsza przyjaciółka i najgorszy " bad boy" w tym kolega mojego " brata" całują się. No halo ja tu jestem!
Chrząknęłam słabo. Wtedy oboje jak oparzeni odskoczyli do siebie i spojrzał w moją stronę.
- Boże Gabi. Co ty tu robisz? Czemu nie jesteś z Isaakiem?
- Bo mnie porwano jełopy- odpowiadam słabo
- Boże - podbiega do mnie i próbuję mnie rozkuć- No to tak stoisz pomógł byś- krzyczy na Cola który nadal stoi i oszołomiony patrzy na mnie jak na ducha. Gdy słyszy głos mojej przyjaciółki ogarnia się i podchodzi mi pomóc.
- Muszę zadzwonić do Isaac'a - mruczy w końcu blondynka i zostawiając mnie z Colem odchodzi na bok.
- O co tu chodzi?
- Słucham?- odzywa się zdziwiony
- Gdzie jesteśmy?  A przed wszystkim co wy tu robicie? Razem?- zadaję pytania po mimo że nie mam na to wcale siły
- Jesteśmy w szkole.  Byliśmy na lekcjach a to co widziałaś to my... jesteśmy razem.
- Słucham? Ty w związku?- zaśmiałam się ale wtedy zaczęłam mieć czarne plamki przed oczami i słyszałam jak Cole próbuję coś do mnie mówić ale ja już nie kontaktowałam. Zemdlałam...

POV.Isaac

Wciąż nie podałem się i szukam mojej mate. Moje stado jest słabe a moje serce boli mnie coraz bardziej. Nie chce nawet myśleć o bólu jaki musi odczuwać moja kruszynka. Obiecuję że jak tylko dowiem się kto ją porwał zamorduję. Zamorduję z zimną krwią. Dla takich osób nie powinno się mieć litości. Nadal podejrzewam o to Ninę ale zaczynam mieć już wątpliwości co do wszystkiego...

Z Harrym przeszukujemy kolejny magazyn gdzieś na obrzeżach lasu. Mam już serdecznie dość. Tak bardzo chce żeby to wszystko okazało się złym snem.

- Dobra stary tu jej nie ma. Wracajmy już.  Strasznie słabo wyglądasz. Odpoczniesz trochę i będziemy szukać dalej. - słyszę przed sobą głos Harrego
- Nie możemy przestać szukać. - mówię jak w amoku- to już ostatnie miejsce jakie przychodzi mi do głowy. Musi gdzieś przecież być- zaczynam rozdrażniony I wtedy słyszę jak mój telefon zaczyna dzwonić. Wyciągam to szybko a na ekranie pokazuję mi się numer Lucy. Przyjaciółka mojej mate. W całym tym zamieszaniu zapomniałem jej powiedzieć o zaginięciu Gabrieli.
- Halo?- odbieram
- Isaac musisz szybko przyjechać do szkoły. W piwnicy.... My znaczy... znaleźliśmy Gabriele... jest z nią źle- jąkała się. W tym momencie byłem za razem bardzo szczęśliwy jak zmartwiony i wkurzony. Szybko zacząłem biec do samochodu nie zważając na Harrego który I tak wszystko słyszał i zaczął biec za mną.
Jechałem jak szalony I pewnie gdyby zobaczyła to policja dostał bym kilka mandatów ale jak na razie nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko to aby być już przy mojej malutkiej biednej mate.

-Isaac zwolnij trochę bo nas zabijesz - próbuje ogarnąć mnie mój beta ale ja nie słucham go.

Gdy dojeżdżamy do szkoły wyskakuję z samochodu i wbiegam jak najszybciej do budynku . Wszystkie osoby na korytarzu dziwnie na mnie patrzą gdy zaczynam przepychać się między nimi.

 Szybko dotarłem do drzwi piwnicy i jeszcze szybciej zbiegłem po schodach. Nie czułem żadnych zapachów I nie miałem pojęcia gdzie dokładnie się znajdują.
- Lucy?!- krzyknąłem
- Tutaj!- tyle wystarczyło abym w sekundę trzymał już swoją mate w ramionach.  

Jest taka posiniaczona i słaba a jednak dalej tak bardzo piękna. Boże ona słabo oddycha. Muszę szybko zawieść ją do szpitala. Mam nadzieję że wytrzyma. Nie. Co ja gadam ona musi wytrzymać. Nie ma innej opcji.

Nie zważając na nic wybiegłem z piwnicy mając na rękach moją matę. Wszyscy w szkole patrzyli na mnie z przerażeniem ale po raz kolejny nie zwracałem na to uwagi.

 Położyłem moją mate z tyłu na siedzeniach przypinają jej ciało aby nic się nie stało i nie czekając na nikogo wyruszyłem. Do naszej watahy od szkoły było dość daleko. Nie mogłam zawiści do normalnego szpitala gdyż Gabriela jest wilkołakiem i mogliby się zorientować. My wilkołaki mamy inną odporność na rany i w szpitalu zauważyli by to. 

 Z moimi wilczym umiejętnościami usłyszałam że jej oddech zaczyna powoli słabnąć. Przestraszyłem się. Do cisnąłem pedał gazu jak najmocniej tylko mogłem. Samochód rozpędził się do takiej prędkości że jeden zły ruch mógł doprowadzić do poważnego wypadku ze skutkiem śmiertelnym dla nas trojga...

Po 15 minutach dojechaliśmy do watahy a następnie przyniosłem szybko ciało Gabrieli do szpitala. Została wzięta do sali a ja musiałem czekać na korytarzu. Wiedziałem że w tym momencie walczą o jej życie...

Po dwóch godzinach czekania nareszcie lekarz wyszedł z sali. W tym czasie do watahy zdążyli  już dojechać Harry, Lucy i Cole. Wszyscy jak oparzenie wstaliśmy z siedzeń i w zniecierpliwieni czekaliśmy aż lekarz powie co dolega Gabrieli.
- Luna odniosła wiele obrażeń. Obrażenia te wskazują na to iż była przetrzymywana w zimie bez jedzenia a ponadto była bita i poniżana. Na początku jej oddech zanikał lecz udało nam się to unormować. Jak na razie stan Luny jest stabilny.
- Co z dzieckiem?- pytam
- Stan dziecka również jest stabilny. Widać że Luna pomimo przetrzymywania starała się jak najwięcej swojej siły i ciepła przeznaczyć dziecku. Jak na razie pomimo stanu stabilnego Luna nie wybudziła się ze śpiączki. Podejrzewam że w przeciągu dwóch do 3 dni powinna się wybudzić gdyż jej ciało potrzebuje regeneracji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze po wybudzeniu się Luna od razu będzie mogła wrócić do domu głównego . Jednakże powinna uważać na siebie jeszcze bardziej a najlepiej nie wychodzić z łóżka przynajmniej przez tydzień. Można teraz do Luny wejść ale proszę pojedynczo.- powiedział lekarz następnie odszedł zostawiając nas samych. Oczywiście nie czekając na nic po prostu weszłam do sali.

 Leżała na łóżku taka blada i taka śliczna. Podeszłam bliżej i usiadłem na krzesełku obok łóżka. Łapiąc w swoją ciepło dużą rękę jej malutką i zimną. Zaskakujące jak bardzo zimna była pomimo swojego wilkołackiego  wcielenia. Ah wyziębiła się strasznie... 

Mam nadzieję że wszystko w końcu wrzuci do normy , że ona obudzi się i wszystko nareszcie będzie łatwe. Czy w ogóle jest taka obcja?  Czy my w końcu będziemy szczęśliwi? ...

Dwa tygodnie później

Po mimo wcześniejszych zapewnień lekarza Gabriela nie obudziła się nadal. Jestem strasznie rozdrażniony i łatwo mnie teraz wkurzyć. Jedyne o czym myślę jest to kiedy w końcu moja mate otworzy swoją piękne oczka. Olewam totalnie obowiązki Alfy i siedzę przy niej całymi dniami. Czekam tylko na moment aż będę mógł usłyszeć z jej ust jakiekolwiek słowa i spojrzeć po raz kolejny w te pełne miłości i radości przecudne błękitne oczy...

 Stado pomimo tego iż Luna znalazła się nadal nie jest wystarczająco silne. Wszyscy mocno odczuwamy brak matki stada. 

Wszyscy jej przyjaciele jak i rodzice oraz bracia odwiedzają ją bardzo często. Dwa tygodnie to nie jest tak dużo czasu lecz wszyscy odczuwają ten czas 2 razy wolniej gdyż w ich życiu naprawdę brakuje Gabrieli...

Teraz po raz kolejny siedzę przy moim aniołku i trzymam jej już coraz cieplejszą dłoń w swoich.

-Proszę kochanie Otwórz już oczka. Wszystkim nam ciebie brakującą. Tak bardzo przepraszam cię że mnie przy tobie nie było. To wszystko moja wina. Proszę wybudzić się już. Nie zostawiaj mnie samego- wpadłem w słowotok wszystkie uczucia które  miałem w sobie od dwóch tygodni wyszły ze mnie w jednej sekundzie. Przez cały czas boję się że zostawi mnie i nie zdoła się wybudzić. Moje życie nie będzie miało już sensu. Ona jest sensem mojego życia.

- Oh Isaac Oczywiście że to nie twoja wina.To moja wina.- zaśmiała się- naprawdę myślisz że pozbędziecie się mnie tak łatwo? - słyszę obok głowy damski głos. Podnoszę delikatnie głowę z białej pościeli i ocieram łzy które nieświadomie wpłynęły mi z oczu spływając po policzkach. To nie możliwe...

To...

_______________________________

Trochę późno ale jest.😁

DO NASTĘPNEGO MISIE...👋❤

(NIE) Jestem Twoja✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz