| 10 |

913 51 37
                                    

Wszędzie światła, bardzo jasno, ten zapach, zapach szpitala, takiej sztucznej czystości.
Siedziałam na krześle przed salą, ciagle mijał mne jakiś lekarz, czy pielęgniarka.
Łza jedna po drugiej spływała po moim rozgrzanym, różowym policzku.
Oczy same zamykały się że zmęczenia, 7 godzin na oddziale, bez żadnych informacji.

Nagle z sali wyszedł ordynator.

- Państwo są rodziną pacjenta? - zapytał chowając długopis do małej kieszeni białego płaszcza.

- Ymmm, jestem jego dziewczyną. - Powiedziałam.

- Chłopak ma pare siniaków, lekkie wstrząśnienie mózgu i złamaną rękę, założyliśmy już gips. Oprócz tego stan jest stabilny, myślę że za pare dni będziemy mogli go wypisać. -Powiedział.

-Dziekuję, mogę do niego wejść? -Zapytałam lekko zdenerwowana.

-Myślę że tak, tylko załóż ten niebieski fartuch. A teraz przepraszam muszę iść, mam operacje. - Powiedział, po czym wyminął mnie i udał się w stronę dużych zielonych drzwi.

Wzięłam fartuch, założyłam go i spojrzałam w stronę śpiącego na szpitalnym krześle ojca po czym weszłam na sale.

Chłopak miał zamknięte oczy lecz kiedy usiadłam na łożku i złapałam jego zimną dłoń, momentalnie otworzyły się.

- Hej. - Powiedziałam cicho.

- Hej. - Odpowiedział chłopak z uśmiechem.

- Coś Ci się stało? - Zauważył duży biały plaster na moim czole.

- Nie, to tylko zadrapanie, pare szwów, uderzyłam o chodnik.- Tłumaczyłam.

- To przeze mnie.- Powiedział.

- Przestań, szczerze mówiąc uratowałeś mnie...- Uśmiechnęłam się lekko.

Chłopak przewrócił oczami.

- Lekarz mówi że za pare dni Cię wypiszą. - Dodałam po chwili.

- Ile czasu już tutaj jestem?- Zapytał z dziwnym wyrazem twarzy.

- Około 8 godzin. - Odpowiedziałam.

- Uff to dobrze. - Odetchnął.

Zmarszczyłam brwi.

- Bo widzisz, mam dla Ciebie niespodziankę. - Powiedział wpatrując się w sufit.

- Nie lubię niespodzianek. - Powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Ale ta Ci się spodoba, zapewniam. - Uśmiechnął się.

- A teraz jedź do domu, prześpij się. -Powiedział.

- Nie ma mowy. - Stanowczo odmówiłam.

- Jeżeli jeszcze jej tu nie ma to zaraz będzie, moja mama. Spokojnie, nic mi się nie stanie. - Zaczął się śmiać.

- To nie jest śmieszne, ale dobrze, pojadę do domu. - Wstałam i skierowałam się w kierunku drzwi.

- Kocham Cię. - Usłyszałam, zatrzymałam się czując że kąciki moich ust wędrują ku górze.

- Ja Ciebie też. - Odpowiedziałam nie odwracając się.

Załapałam za klamkę i wyszłam z sali.

- Hopp! - Powiedziałam po czym chwyciłam ojca za ramiona i lekko potrząsnęłam.

- CO, JAK, GDZIE, STRZELAJĄ?! - Krzyknął zdenerwowany.

- Nie, spokojnie. - Zaśmiałam się.

- Tylko zostało 11 sekund i bomba na poczekalnia wybuchnie. - Dodałam po chwili.

- Co?! - Krzyknął gwałtownie wstając.

- Żartowałam. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę dużych zielonych drzwi.

𝓨𝓸𝓾 𝓭𝓸𝓷'𝓽 𝓵𝓸𝓼𝓮 𝓶𝓮 | 𝓶𝓲𝓵𝓮𝓿𝓮𝓷 | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz