AŚKA:
Był chyba najgorętszy w dziejach Krakowa. Temperatura w słońcu przekroczyła właśnie czterdzieści pięć stopni Celsjusza i choć pora była już późno popołudniowa ani myślała spaść. Mimo to rynek i Sukiennice oblegane były przez wszędobylskich turystów. Spojrzałam na nich z politowaniem. Zupełnie nie wiedziałam jak z własnej, nieprzymuszonej woli można było chcieć opuścić własne, chłodne mieszkania. Otarłam spocone czoło, przedzierając się przez tłumy nasłuchujące odgrywany właśnie hejnał, ciągnąc za sobą ledwo żywą córeczkę. Naburmuszona i zmęczona ledwo dotrzymywała mi kroku.
- Chcę loda, Mamo. - Marudziła raz za razem, wskazując palcem na każdą z mijanych budek i cukierni.
- Skarbie – Odwróciłam się do dziecka, - Dziadek już na nas czeka, w środku kupimy lody... Chodź, naprawdę jesteśmy spóź...
- Poratuje pani piątakiem? - Usłyszałam nagle przed sobą. Przestraszona stanęłam jak wryta twarzą w twarz z mocno wczorajszym mężczyzną. Ubrany w wyświechtany podkoszulek oraz jaskrawo czerwoną czapkę z daszkiem mężczyzna, uśmiechnął się miło, prezentując braki w uzębieniu. Poczułam nieprzyjemny i intensywny zapach alkoholu i tanich papierosów. Z nadmiaru bodźców z ledwością powstrzymałam się przed puszczeniem pawia wprost na mężczyznę.
- Pięć złotych na chlebek, poratuje panienka? - Nie dawał za wygraną. Mdłości przeszły. Pojawiła się za to irytacja.
- Mhm. Chlebek z procentami. Weź się pan. Najlepiej do roboty. - Warknęłam wściekle, odpędzając się od niego jak od natarczywego komara. Pijaczek odsunął się najwyraźniej urażony.
- A to idź pani w cholerę...- Burknął pod nosem z irytacją. Zatoczył się jeszcze i podążył w poszukiwaniu kolejnych celów, po czym odszedł. Poczułam, jak mała szarpie mnie za rękę.
- A pani Dorotka- Zaczęła swoim mądralińskim tonem, bogato doświadczonej przez życie sześciolatki. - Pani Dorotka mówiła, że trzeba wspierać głodnych i potrzebujących. A ksiądz na religii mówił, że głodnych należy nakarmić, a nagich...
- Kochanie pan zbierał pieniążki na alkohol. Bajeczka o chlebie to zwykła bujda dla wzbudzenia litości...
- Że co?
- Nic.
- Ale mamo, dlaczego nie dałaś panu piątaka? Nie słuchałaś w szkole, co mówi pani? To nie ładnie. Tak nie można! Tatuś by dał.
- Dał. Dyla dał. - Syknęłam wściekle na wspomnienie byłego męża. Poczułam, jak ze wzburzenia buzuje we mnie krew. Przyspieszyłam w kroku.
- Aj! Mamo, nie tak szybko! Zgubię pantofle... - Wydyszała Amelka, potykając się na swoich chudych nóżkach. -Jakieś dziwne rzeczy dziś mówisz, ja Ciebie nie rozumiem i bolą mnie nóżki!
Głosik dziewczynki niebezpiecznie zadrżał. Poczułam nagłe wyrzuty sumienia. Zatrzymałam się i skruszona przygarnęłam do siebie kupkę nieszczęścia.
- Przepraszam Mysiu, mamusia gada od rzeczy. Popatrz, jesteśmy już niedaleko. Obiecuję, że dostaniesz dwa lody i cole. Zrobimy sobie dziś dzień dziecka? Co? Zgoda? - Naburmuszone, niebieskie oczęta, tak podobne do oczu Kuby spojrzały na mnie z wyrzutem. Zrobiło mi się jeszcze gorzej. - I obiecuje, że nie będę już taka niemiła. Pani Dorotka ma rację. Biednych trzeba wspierać. No. Już? Daj buzi, ty moja mała filozofko.
Wybrnęłam. Uszczęśliwiona widokiem uśmiechu na twarzy Meli chwyciłam ją za rączkę i po chwili szczęśliwie dotarłyśmy do celu. Otworzyłam drzwi, puszczając przodem córkę, po czym stanęłam jak wryta, widząc niecodzienny widok...