Część Siódma

0 0 0
                                    

AŚKA

   Kiedy dwa lata temu przejeżdżałyśmy obok szkoły podstawowej w naszych rodzimych Litowicach, zaczęłyśmy z Magdą snuć plany. Jak obydwie poślemy do niej Melkę i Henia, jak będziemy na zmianę odwozić, najpierw ich, potem siebie nawzajem do pracy. Że specjalnie będziemy robić to tak wcześnie, by zdążyć dopić kawę, z kawiarni, obok tej szkoły. Że będzie to nasz czas. Czas na rozmowy o głupotach, na żarty, narzekanie i obgadywanie planów na bieżący dzień. Odkąd obydwie podjęłyśmy pracę, nie miałyśmy czasu na wspólne poranne spotkania, które kultywowałyśmy podczas urlopu wychowawczego, w jej ogrodzie, albo mojej kuchni.
   Teraz to marzenie się ziściło. Prawie. Od dziesięciu minut trwała pierwsza lekcja w życiu naszych dzieci, a my w ciszy siedziałyśmy w samochodzie. Po szybach zacinał deszcz. Uniemożliwiło nam to nawet krótki spacer i byłyśmy zmuszone chronić się w samochodzie. Kawa w tekturowym kubku okazała się totalnym nieporozumieniem.
   Tak to w życiu już jest. Plany swoje, a pech swoje.
   - Nie możesz tak reagować... - Przerwała ciszę Magda.
   - Mogę. - Spięłam się, jak zawsze, gdy wchodziłyśmy na ten temat. Ale nie mogłam jej mieć za złe, że znowu się wtrąca. Sama w panice niemal od razu powiedziałam jej o swoim porannym odkryciu. - Mogę. To moja córka. Gdyby chodziło o Henia...
   - Gdyby chodziło o Henia, to uznałabym, że po prostu jest małym fajtłapą.Pamiętasz, jak ostatnio Łukasz wygłupiał się z nimi w ogrodzie? Przewracali się praktycznie cały czas. Przestań w każdym katarze i siniaku widzieć najgorsze, bo...
   - Bo co?! Bo się obrazisz i znikniesz jak Kuba? - Podniosłam mimowolnie głos. - Wy nie musieliście jako dzieci patrzeć jak nowotwór zabija wam matkę!
   - Ale za to wypadek samochodowy zabrał mi ojca. Mam teraz w obronie Jacka, Heńka i Lilki pochować wszystkie środki transportu i kazać chodzić wszędzie pieszo?
   - To nie jest to samo. Moja mama zawsze miała ważniejsze sprawy, zawsze miała wytłumaczenie. Zamiast się przebadać, dać sobie szansę, po prostu wszystko zaprzepaściła. I nie było ratunku.
   Westchnęłam głęboko by się uspokoić.
   - Ja po prostu kocham moich najbliższych i chce ich zdrowia. Wiem, że to obsesja, nie musisz mi o tym przypominać. Notorycznie robi to mój mąż. Ok?
   - Okej, przepraszam... - Magda wychyliła się z siedzenia i przytuliła mnie mocno. - Zobaczysz, ze jest zdrowa!
   - No. - Uśmiechnęłam się w końcu, czując opadające napięcie. - Nie wracajmy już do tego tematu. Jacek przyjeżdża?
   - Tak, na weekend. - Magda wyraźnie posmutniała. - I czeka nas poważna rozmowa. Życie w osobnych krajach zaczyna nam wszystkim wychodzić bokiem.
   - Jasny szlag! - Przerwałam, upijając łyk kawy. Mimo daniu jej szansy nadal smakowała fatalnie. Wkurzyłam się nie na żarty. - Widziałaś, jak ta ruda pinda zachwalała walory tej kawy? Jak ósmy cud świata. Zamiast malować pazurki na ten szkaradny pomarańczowy kolor, mogłaby się przyłożyć do roboty. Ja jej zaraz powiem!
   Wydarłam zdumionej przyjaciółce kawę i zamaszyście otworzyłam drzwi od samochodu.
   - Czekaj tu! ANI KROKU! - Nakazałam kategorycznie.
   Drogę do kawiarni przemierzyłam w rekordowym tempie, pomstując pod nosem i nakręcając się do walki o zwrot pieniędzy. Wściekła otworzyłam drzwi. Zobaczyłam za ladą schyloną postać i niewiele myśląc, pobiegłam w jej stronę.
   - Pani zasrana kawa smakuje, jakby tam skunks naszczał! - Wrzasnęłam i walnęłam kubkami o ladę. Zawartość chlupnęła soczyście i utworzyła dwie kałuże.
   Postać powoli wstała. Moim oczom ukazał się mężczyzna, mniej więcej w zbliżonym mi wieku. Miał delikatny zarost, jasne spojrzenie i schludny wygląd. Obydwoje spojrzeliśmy na siebie głęboko zdumieni. Mężczyzna powoli się uśmiechnął, a ja poczułam, że tracę oddech. Był przystojny. Jak cholera.
   - Też tak uważam... - Szepnął w końcu, teatralnie nachylając się do mnie i patrząc mi głęboko w oczy. - Ale to będzie nasza tajemnica. Nie każe mi pani tego powtórzyć w obecności szefowej? Błagam, dopiero zacząłem...
   - Yyy... - Wystękałam, czując palące policzki. - Czy można rozmawiać z właścicielką tego lokalu?
   - Niezbyt. Rozmawia właśnie przez telefon. I ma dziś nieciekawy humor. - Ze stoickim spokojem wytarł dwie kałuże, wskazując na kubki. - No, a TO jest właśnie jego skutek. Najmocniej przepraszam.
   - W porządku... - Syknęłam, wypuszczając z siebie powietrze. - Przepraszam, spieszę się...
   - Następną kawę ma pani w gratisie. - Wyszczerzył do mnie rząd równiutkich zębów. -  Osobiście ją przygotuje i...
   - Następnego razu nie będzie. Żegnam. - Odzyskałam w końcu swoją pewność siebie, ignorując przenikliwe oczy i uśmiech. Z grobową miną wyrwałam mu z dłoni dwie pięciozłotowe monety i wyszłam z lokalu z nogami jak z waty.
   Wróciłam do samochodu i wręczyłam przyjaciółce jej pieniądze.
   - Jak poszło? - Magda już wyszła z szoku i parsknęła śmiechem.
   - Świetnie, nie widać? - Wskazałam na pieniądze, wrzucając jedną z monet na deskę rozdzielczą po jej stronie. Zignorowałam walące w piersiach serce i odpaliłam samochód.

Noc Spadających GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz