ARCELINA
Dzwonek do drzwi sprowadził mnie na ziemię. Podskoczyłam jak oparzona i zdałam sobie sprawę, że od kilkunastu minut wpatrywałam się w jeden punkt, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zszokowana swoim wybuchem i gwałtowną reakcją Gabi nie byłam w stanie pozbierać myśli. Nie tak wyobrażałam sobie tę rozmowę. Naiwnie liczyłam na jej wsparcie czy chociaż odrobinę entuzjazmu, tymczasem gówniara postanowiła jeszcze bardziej skomplikować sytuację.
Z westchnieniem i ociąganiem zwolniłam hamulce wózka i po chwili otworzyłam drzwi. Stała za nimi elegancko ubrana kobieta, wraz z małą dziewczynką. Jeszcze tego brakowało!
- Zanim zada pani to swoje dziwne pytanie w stylu „Ile może być końców świata?" odpowiem: Może ich być w cholerę. - Powiedziałam na jednym wdechu, nie pozwalając kobiecie nawet się przywitać. - Każdy człowiek codziennie przeżywa jakiś koniec świata. Mój osobiście trwa już ponad pół roku i tak sobie myślę, kto pierwszy się skończy? Ja czy on? I nie wiem co na to pani Bóg, ja natomiast uważam, że mój zdecydowanie leci sobie ze mną w kulki! Za gazetkę także dziękuję.
Gdy przerwałam w końcu potok bezsensownych słów, w końcu przyjrzałam się osobom za progiem. Elegancka i śliczna brunetka, ubrana w modny i dopasowany płaszcz, oraz kilkuletnia dziewczynka, która najwyraźniej była jej córeczką a przy tym dosłownie jej wierną kopią.
Patrzyły na mnie jak na wariatkę, zdumione dziwacznym zachowaniem, identycznie unosząc prawą brew. Widziałam tę minę u kilku osób i choć niejednokrotnie usiłowałam ją powtórzyć przed lustrem, ponosiłam klęskę.
- Dziwnie mówi ta twoja siostra zszywana, Mamo. - Odezwała się w końcu dziewczynka, nie odrywając ode mnie wzroku. Poczułam, że mam za sobą wielką wpadkę i aż pociemniało mi w oczach.
- Cześć... jestem Aśka. - Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń. - Przepraszam, że tak bez uprzedzenia.
Myśli w mojej głowie zaczęły tańczyć w jakimś chaotycznym i bezsensownym układzie, a ja w pamięci przywołałam zdjęcie, które Bogdan pokazał mi ostatnio. I po chwili już wiedziałam. Byłam pewna. Stałam oko w oko ze swoją rodzoną siostrą.
- Jestem córką Bogdana Bielewskiego. A to moja córka Amelka. Tata zostawił u mnie twoją wizytówkę i pomyślałam, że... Może możemy wejść i się poznać...?
Znowu te sprzeczne uczucia. Milczałam głupio, totalnie nie wiedząc, co powinnam zrobić. Z jednej strony chciałam po prostu zamknąć drzwi i zakończyć tę dziwną akcję, a z drugiej pozwolić sobie poznać tę dziewczynę, z którą łączyły mnie więzy krwi.
- Marcysiu, cy to opieka społecna? - Wystraszony głos Piotrusia dobiegł mnie gdzieś z tyłu, odwróciłam się i zastałam go wraz z Galą na korytarzu. Patrzył na mnie spanikowany. Od jakiegoś czasu reagował tak na każdego niezapowiedzianego gościa, choć tłumaczyłam mu, że w czasie wyznaczonych weekendów nikt go mi nie odbierze.
- Wszystko w porządku kochanie, mamy gości.- Uspokoiłam go, nawiązując w końcu kontakt wzrokowy z Joasią. Była tak samo onieśmielona i zdenerwowana jak ja, ale to akurat dodało mi otuchy. Nie tylko mi świat przewrócił się do góry nogami.
- Wejdźcie. - Uśmiechnęłam się w końcu i otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając je obydwie do swojego domu. Rozpoczęłam tym samym nowy etap życia dla nas wszystkich.
AŚKA
Stronę centrum diagnostyki laboratoryjnej zapisaną miałam w folderze najczęściej odwiedzanych stron. Z monitora laptopa uderzyło mnie dobrze znane logo i obraz strony internetowej, znanej już na pamięć.
Palce prześlizgnęły się po klawiaturze, wbijając login i hasło w odpowiednie pola. Po sekundzie ekran pokazał wykonany po południu pakiet badań krwi Amelii. Choć trzęsły mi się dłonie, a w gardle czułam dobrze znaną duszność, wciąż zachowywałam resztki zdrowego rozsądku i trzeźwość umysłu. Bez problemu odnalazłam odpowiednie tabelki, odczytując ich wartości. Z chwilą, gdy poznawałam po kolei ilość erytrocytów, leukocytów i trombocytów w organizmie swojej córki czułam, jak rozluźnia się powoli każdy mięsień mojego ciała. Serce dudniące w piersi powoli spowalniało, a moja radość z powodu dobrych wyników mieszała się z poczuciem wstydu. Wiedziałam, że zachowuje się jak wariatka.
Paniczny lęk przed chorobą to coś, z czym żyłam od dawna. Choroba mamy, jej niepoważne traktowanie stanu swojego zdrowia, aż w końcu bolesna i szybka śmierć odcisnęły na mnie swoje piętno. Dzięki temu byłam w stanie odczytać każdy wynik badań lekarskich, czy wyrecytować przez sen objawy ziarnicy... Dzięki temu wpadałam w panikę, widząc niepokojących rozmiaru pieprzyk na ciele, czy wysłuchując zbyt długo trwającego suchego kaszlu. Dzięki temu zamieniłam w piekło życie mojego męża, który, choć starał się zrozumieć moje zachowanie, które po urodzeniu córki tylko przybrało na sile, nie wytrzymał. Nieustanna kontrola, kłopoty w jego pracy i moja histeria, oraz ciągłe wizyty u lekarza doprowadzały do ciągłych kłótni i pretensji, aż w końcu skutecznie rozwaliły to małżeństwo.
Uspokojona wstałam od kuchennego stołu, zamykając pokrywę laptopa. Weszłam po schodach na piętro i po krótkim wahaniu weszłam do pokoju córeczki. Spała głęboko, mając dzień pełen wrażeń i nowych twarzy.
Poznanie nowej cioci było dla niej wielkim wydarzeniem. Po raz pierwszy w życiu zetknęła się także z niepełnosprawnością. Tuż przed przyjazdem usiłowałam ją jakoś na to przygotować, jednak widok kobiety poruszającej się na wózku ewidentnie zszokował małą. Dotąd rezolutna i rozgadana Melka podczas spotkania nie odzywała się prawie wcale. Dopiero pod koniec spotkania z coraz większą ciekawością obserwowała Marcelinę i zagadywała Piotrusia. Wiedziałam, że w końcu się oswoi.
Nie było odwrotu. Jedna, spontaniczna decyzja, krótkie spotkanie i szczera rozmowa z ojcem były zapowiedzią największej rewolucji w naszym życiu.Moja siostra okazała naprawdę sympatyczną i zaradną osobą. Czułam, że los nie bez powodu skrzyżował nasze drogi i gotowa byłam to w pełni wykorzystać.
Nie bacząc na konsekwencje, pozwoliłam wejść do swojego życia trójce dotąd obcych mi kompletnie dzieciaków. Byłam rozdarta. Z jednej strony czułam strach, z drugiej ekscytację. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo nie lubiłam swojego dotychczasowego życia, pełnego nieznośnej rutyny i zawieszenia. Desperacko potrzebowałam zmian.
- Najlepiej zacznę od razu. - Powiedziałam sama do siebie.
Sięgnęłam po komórkę, znajdującą się na kuchennym stole. Dochodziła dwudziesta druga. Ucałowałam rumiany policzek córki, nakrywając ją kołdrą. Po cichu weszłam do swojej sypialni i usiadłam na łóżku. Już prawie wybrałam numer, gdy nagle spanikowana wstałam. Po krótkim zawahaniu podążyłam w stronę małego barku „na czarną godzinę". Wyciągnęłam jakąś smętną resztkę wina i napełniłam sobie kieliszek. Nie lubiłam alkoholu, piłam go tylko podczas większych świąt. Liczyłam jednak, że trunek pomoże mi jakoś dodać sobie otuchy. Pociągnęłam łyk. Po chwili wybrałam w końcu numer.
- Cześć Myszko, nie śpisz jeszcze? - Ciepły i czuły głos Kuby, zarezerwowany wyłącznie dla naszej córeczki odrobinę zbił mnie z tropu. Poczułam niebezpieczne szczypanie w nosie i niewyobrażalną tęsknotę.
- Cześć Kuba, to tylko ja, Aśka... - Powiedziałam, modulując głosem, by nadać mu jak najbardziej neutralny i beztroski ton. - Melka śpi. Miałyśmy dziś dość aktywny dzień. Ja... Dzwonię tylko by dowiedzieć się, kiedy zgrać termin przyjęcia urodzinowego Amelki. To już za miesiąc. Muszę zarezerwować salę, rozumiesz.
W słuchawce zapadła cisza. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy połączenie nie zostało zerwane.
Joanna, nie mogę przyjechać. - Powiedział w końcu mój mąż. Zacisnęłam odruchowo dłoń na szyjce kieliszka. Odłożyłam go na stolik nocny, zdecydowanie za głośno.
- Żartujesz. - Syknęłam, czując nagłą wściekłość. - Zwariowałeś do reszty. Czy ty w ogóle jeszcze interesujesz się Amelią? Myślisz, że przekupisz ją jakąś zasraną hulajnogą? Nie widziała cię od roku!
- Zrozum, mam tu pracę, nie dostanę urlopu, ja... wrócę do Polski, jak tylko się ogarnę.
- Praca jest dla Ciebie ważniejsza od córki?! - Krzyczałam już rozjuszona. Wstałam, zamykając drzwi do sypialni.
- Alimenty kosztują. - W nucie głosu Kuby zabrzmiała złośliwość. - W odróżnieniu od ciebie nie spędzam dnia przy biureczku i kawie, tylko zapieprzam na budowie. Myślisz, że każdemu od dziecka pieniążki spadały z nieba?
- Wiesz co Kuba? Pierdolę cię. Pierdolę ciebie i twoje alimenty. Damy sobie bez ciebie radę jak zwykle! - Warknęłam.
- Zaczekaj, uspokójmy się i pogadajmy. - Powstrzymał mnie niespodziewanie. - Aśka, przepraszam, wiem, że zostawiłem małą z dnia na dzień, ale... Posłuchaj mnie...
- Nie. - Przerwałam mu, już ciszej. Wzięłam się w garść i ponownie usiadłam na łóżku. - Nie Jakub, teraz to ty mnie posłuchaj. Zdaje sobie sprawę, że nie byłam fair. Próbowałam. Poszłam na terapię, chciałam wszystko naprawić, ale się nie udało... Ja wiem, że chciałeś mi pomóc, że po prostu straciłeś siły. Nie winię cię. Masz prawo mieć żal. Masz prawo, by mnie nienawidzić. Tylko błagam, nie karz tym dziecka.
Poczułam łzy pod powiekami i wzięłam głębszy oddech.
- Mam teraz inne sprawy na głowie, a z początkiem nowego roku chcę wystąpić o rozwód. Poukładaj, proszę, sprawy tak, by mieć kontakt z małą. Dopóki czeka. Ja już przestałam. - Skończyłam, rozłączając się, nim zdążył coś powiedzieć.
Sięgnęłam po wino i upiłam łyk drżącymi ustami.
- No. I już po krzyku. Prawie nie bolało. - Skłamałam, dokładnie tak samo, jak przed kilkoma godzinami, gdy tuliłam córkę w gabinecie zabiegowym.