Dodatek.

1.7K 94 13
                                    

Zmieniłam nazwę jak coś! Zamierzam zrobić kilka zmian dotyczących profilu, jak i książek.

Rozdział z perspektywy Cloe.

- Boże, Victoria! - Przytuliłam dziewczyne, ściskając ją mocno. Cieszyłam się, że David zabrał mnie do szpitala i mogłam zobaczyć na własne oczy, że nic się jej nie jest - Co się stało?

- Cloe, zrobisz coś dla mnie? - zapytała Victoria, uśmiechając się dziwnie.

- Co tylko zechcesz - odpowiedziałam natychmiast, bojąc się, że coś może jej dolegać, albo czegoś potrzebuje.

- Idź za nimi i powiedź mi o czym rozmawiali. - Otworzyłam oczy w zdziwieniu. Czemu ona o to mnie poprosiła? Wiedziała, że nie mogę tergo zrobić, maniery mi na to nie pozwalały.

- Tego nie zrobię - odparłam, kręcąc głową.

- Błagam cię, Clo - westchnęła smutno, ukladając dłonie jak do modlitwy, ale nadal się nie zgodziłam. Nawet nie było takiej opcji, bo to byłoby nie na miejscu. Wyszli, żeby porozmawiać na osobiści, jakby chcieli żebyśmy wiedziały o czym mówią, to by zostali w sali. Jak dla mnie było to oczywiste, ale dla Victorii chyba nie bardzo, bo jej mina mówiła, że zrobi wszystko, żeby mnie przekonać. Bałam się, że wymiękne i oczywiście tak się stało, chwilę później.

- Cloe, naprawdę bardzo cię proszę. Myślę, że Isaac się obwinia o to co zrobiłam, bo się wcześniej przed tym poważnie pokłóciliśmy. Mogłabyś sprawdzić, bo naprawdę nie chcę, żeby cierpiał z tego powodu. - Właśnie o tym mówiłam, nie byłam w stanie odmówić przyjaciółce w potrzebie, tym bardziej jakby miała się zamartwiać o Isaaca i żyć w świadomości, że przez to co zrobiła, chłopak teraz cierpi.

- No dobrze, ale tylko dlatego, że ty mnie o to prosisz i chcesz dla niego dobrze - zgodziła się niepewnie.

- Nawet nie wiesz jak mi na tym zależy, to co zrobiłam to tylko i wyłącznie wina mojej głupoty, nie chcę, żeby do końca życia go to męczyło. - Kiwnęłam głową, patrząc na nią ostatni raz i wyszłam z sali.

Przez chwilę nie wiedziałam gdzie iść, dlatego stałam pod salą rozglądając się jak głupia. Zaryzykowałam skręcając w prawo. Szłam powoli na palcach, żeby nikt mnie nie usłyszał i żebym mogla w razie czego się zatrzymać, żeby mnie nie zauważyliśmy. Przeszłam wzdłuż korytarzy, ale nigdzie ich nie było. Może powinnam jednak skręcić w lewo? Stwierdziłam, że zejdę jeszcze na dół, bo być może będą siedzieć w sklepiku. Błagałam, żeby tam byli, bo nie chciałam krążyć po całym szpitalu w poszukiwaniu ich. Moje modlitwy zostały wysłuchane, gdy chwilkę późnień, usłyszałam chłopaków rozmawiających za rogiem. Przystanęłam cicho i przykleiłam się plecami do ściany, żeby mnie nie usłyszeli.

- Nie pierdol, Isaac - warknął cicho David. - Przecież widzę, że nie pogodziłeś się z jej utratą, więc nie próbuj mi ściemniać.

- Przestań - zbył go.

- Może lepiej jak wrócisz do domu i nie będziesz siedział w szpitalu, stary?  Wiem, że to sprawia ci wiekszy ból, w końcu to nic dziwnego. Musisz znowu przez to przechodzić..

- Przestań, kurwa, przez nic nie przechodzę. To jest twoja siostra, a nie moja, ty powinieneś iść do domu i przestać przeżywać.

- Co zrobiłeś w mojej sytuacji?! Byłeś w szpitalu cały czas i ciągle przeżywałeś - powiedział David, wydawał się zdenerwowany. - Nadal przeżywasz.

- To całkiem inna sytuacja, nie ma co porównywać! - krzyknął. - Powinieneś się cieszyć, że żyje.

- Masz rację - zgodził się. - Przepraszam, ale nie mogę patrzeć jak się przez to męczysz i każdego dnia tracisz resztki dawnego siebie.

- Wiem - wyszeptał Isaac, a żeby dobrze go usłyszeć, wstrzymałam na chwilę oddech. - Próbuję go odzyskać, ale moja mała pszczółka nadal siedzi mi w głowie i pewnie nigdy z niej nie zniknie. Ja naprawdę mam świadomość, że to nie moja wina, ale nie mogę przestać się obwiniać. Po.inienem być przy niej i zo..czyć, że cos dz..ję się z nią n.e tak jak powi... , prze..eż był.m je... - Isaac mówił coraz ciszej i niewyrażniej, dlatego musiałam się nieco przybliżyć.

- Ni. mog.eś ni. zro..  - Zrobiłam jeszcze krok do przodu, naprawdę najciszej jak potrafiłam, ale poślizgnełam się i wyleciałam zza ściany. Spojrzałam zawstydzona na chłopaków, a oni zdziwieni wymienili spojrzenia. Zostałam przyłapana, ale miałam nadzieję, że się nie domyślą, że ich podsłuchiwałam.

- Co ty tu robisz, Cloe? - zapytał niepewnie Dave. Spojrzałam na Isaaca, ale przekonałam się, że to był błąd, bo chłopak przecierał oczy. Z jeszcze większym wstydem, wróciłam spojrzeniem na Davida.

- Przyszłam Victorii po gorącą czekoladę, bo mnie o to poprosiła. Naprawdę mi głupio, wiem, że chcieliście pogadać, ale naprawdę nie wiedziałam, że tu jesteście. - Spuściłam głowę w dół, próbując tym samym zakryć rumieńce na twarzy.

- Nic się nie stało, brzoskwinko. - Złapał mnie za rękę, przyciągając bliżej siebie i całując w czoło. Moje serce mocniej zabiło, gdy David zrobił ten niespodziewany ruch, ale trochę się tym speszyłam, w końcu patrzył na nas Isaac. - Prawda, stary? Cloe jest mile widziana.

- Taa, jasne - odpowiedział niechętnie po chwili. Zrobiło mi się głupio, bo może wcale Isaac tego nie chciał, a przez to poczułam się nieswojo. David musiał to zauważyć, bo ścisnął bardziej moją rękę.

- Nie przejmuj się nim teraz, bo jest w złym stanie - wyszeptał, a ja lekko pokiwałam głową. Może i miał rację, bo Isaac był jakiś dziwny i jakby zamyślony, ale czy to wpłynęło na jego wypowiedź? - Chodź do Vicky, bo automat jest zepsuty, niestety będzie musiała poczekać do jutra.

Pokiwałam głową, bojąc się, że jednak chłopak się domyślił i miałam nadzieję, że Victoria nie będzie na mnie bardzo zła, jeżeli przyjdę razem z nimi do pokoju. Nie mogłam jednak poprosić ich, żeby zostali, bo tym bardziej by coś podejrzewali.

- Mam nadzieję, że pojedziesz ze mną do domu i zostaniesz na noc - wyszepytał David, głaskając mnie po plecach. Isaac szedł z przodu, nie zwracając na nas uwagi.

- No nie wiem..

- Brzoskwinko, nie chcę zostać sam tej nocy - jęknął, próbując mnie jakoś udobruchać.

- Nie będziesz sam - stwierdziłam, wiedząc, że mieszka w jednym domu razem z kilkoma chłopakami i mało prawdopodobne było, żeby wszyscy nagle wybyli z mieszkania.

- Cleo, będę sam w pokoju, a dzisiaj naprawdę potrzebuję twojego towarzystwa.

- Chcesz się... No wiesz.. - zapytałam nieśmiało, nie do końca wiedząc jak to nazwać.

- Boże nie - zaprzeczył, zatrzymując się razem ze mną. - Jeżeli ty nie bedziesz chciała to nie musimy się kochać, ale naprawdę nie o to mi chodziło. Chciałem po prostu móc się do ciebie przytulić i zasnąć spokojnie mając cię w swoich ramionach.

- Naprawdę? - zapytałam niepewnie. Bałam zdziwiona, że nie zależało mu na seksie, albo przynajmniej tak tylko mówił. Nie byłam pewna co tak naprawdę chodzi mu po głowie. Wolałam jednak wierzyć jego słową, niż niepotrzebnie się zamartwiać. Wszystko okaże się z czasem.

Zakazany Chłopak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz