1.Dzień który odmienił moje życie

6.1K 152 8
                                    

Tamten dzień miał być jak każdy inny.
Nigdy przenigdy nie przeszłoby mi przez myśl ,że ten dzień odmieni moje życie.

Wstałam jak każdego innego dnia. Leniwe zaczęłam się przeciągać i przetarłam oczy wierzchiem dłoni.
Moja współlokatorka Veronica jeszcze spała z racji, że była sobota. Wstałam najciszej jak potrafiłam żeby jej nie zbudzić, wyjęłam z szafy ubrania i ruszyłam do łazienki.

Po wzięciu szybkiego prysznica, ogarnięciu się i ubraniu wyszłam z łazienki. Veronica akurat się budziła.

Przywitałyśmy się i usiadłam na łóżku z telefonem. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień oprócz jak co sobotę pójścia do pracy. Co można robić będąc w domu dziecka?

Kiedy nadeszła godzina 9:00 rano rozmawiając wyszłam z koleżanką z pokoju pokierowałyśmy się w kierunku stołówki.

-Watson? -Usłyszałam znajomy głos należący do dyrektorki tej placówki. Odwróciłam się gwałtownie. - Proszę chodź do mnie. - Wskazała ruchem ręki na drzwi do gabinetu.

Zostawiając koleżankę poszłam nieśmiało w stronę pokoju dyrektorki do którego miałam nieprzyjemność kiedyś chodzić wielokrotnie.

Od niecałego roku przestałam sprawiać problemy, ale to nie zmieniło za bardzo nastawienia dyrektorki tego domu Dziecka, czy nauczycieli do mnie.

Po wejściu do gabinetu posłusznie usiadłam na fotelu naprzeciw miejsca kobiety.

Miałam wrażenie, że ta niezręczna cisza trwa wieczność. Bałam się odezwać. Już zaczęłam sobie wyobrażać, że coś zrobiłam. Tylko nie wiedziałam co. Serce biło mi tak szybko, że dziwię się ,że kobieta tego nie słyszała.

Dyrektorka zawzięcie przeszukiwała szafki z dokumentami. Kiedy znalazła, to czego szukała odwróciła się wkońcu w moją stronę.

- Mam dla ciebie Kaylo b a r d z o ważną informacje. -zaczęła - Zostaniesz adoptowana.

Zamarłam.
Nie mogę oddychać.
Nie mogę się ruszyć.

Nigdy bym nie pomyślała, że usłyszę tę dwa słowa. Aż dwa słowa które sprawiły ,że jestem blisko zawału.

Pani Halina przyglądała mi się i oczekiwała mojej reakcji.

- Słucham?-spytałam, ale mój głos brzmiał tak słabo ,że nie byłam pewna czy to usłyszała.

- Zostaniesz adoptowana, Kayla. Sześciu braci Haltres z Californi chcą ciebie adoptować. To już pewne uprzedzając twoje pytanie. Przylecą jutro rano. -wytłumaczyła, trochę zirytowana faktem ,że musi się powtarzać.

Nie mogę nic powiedzieć. Nie wiem co. Zabrakło mi słów. Nawet nie przejełam się jej tonem.

Czy to się dzieje naprawdę?!

Mam ochotę nakrzyczeć na nią żeby powiedziała prawdę. Czy to głupie żarty?

- Niemożliwe - mówię, cicho.

- Mi też ciężko w to uwierzyć- Uśmiechnęła się lekko. -Ale to prawda. Masz czas żeby się spakować.-Pauza. - Czy jest jakiś problem, Kaylo?

- Nie... Nie mam żadnego problemu. A może mi pani powiedzieć coś więcej o osobach które mnie adoptują?-spytałam marszcząc brwi. Dziwię się ,że jestem dla niej taka miła.

Kiedyś bardzo często odwiedzałam tą jamę smoczycy. I nie - nie było to w miłych okolicznościach.

Dowiedziałam się , że osoby które mnie adoptują to sześciu braci z których najstarszy mający dwadzieścia siedem lat mnie adoptuje. Pozostali są młodsi lecz pani Dyrektorka nie zna takich szczegółów. Przyjadą jutro rano, a z racji ,że jestem niepełnoletnia za wiele do powiedzenia nie mam.

Co teraz będzie? Jak będzie wyglądać moje życie? Kim są ci bracia? Jak będą mnie traktować?
Milion pytań na które odpowiedź dostanę dopiero jutro! Od tych wszystkich wiadomości boli mnie głowa.


***

- Kayla spróbuj chociaż myśleć pozytywnie!- mówi Veronica, kiedy pakowała moje ubrania do jedynej torby podróżnej jaką posiadam.

Veronica pomagała mi w spakowaniu moich rzeczy - z których składają się tylko ubrania, książki i nieliczne kosmetyki.

Gapię się na nią z niedowierzaniem na, co ona kiedy to zauważa przewraca oczami.

- Będzie dobrze dziewczyno! Będziesz adoptowana przez b r a c i a nie przez jakieś stare małżeństwo. Doceń to - Ostatnie dwa słowa powiedziała nieco ciszej i usmiecha się do mnie słabo.

Kiwam głową. I nagle czuje potrzebę podziękowania jej za pomoc.

- Dziękuję -mówię cicho.

Patrzy się na mnie jakby nie wiedziała co właśnie powiedziałam.

- Nie masz za co. - mówi z słabym uśmiechem. - Tylko o mnie nie zapomnij! Pisz do mnie- wskazuje na mnie palcem.

- Nie zapomnę Ve- uśmiechnęłam się lecz nagle posmutniałam. Z Veronicą zawsze bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Znamy się od 8 lat, czyli od czasu kiedy tutaj trafiłam.

Trafiłam do domu Dziecka dlatego, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym ,gdy miałam 7 lat. Była to dla mnie straszna trauma lecz po kilku latach oswoiłam się w tą myślą - że już nigdy nie zaznam normalnego rodzinnego domu.

Z mojej rodziny nikt nie chciał mnie przyjąć pod swój dach. Zawsze byłam jedynaczką, nie miałam rodzeństwa. Jedyna była... babcia, lecz była już bardzo chora i wiem ,że zmarła 6 lat temu. Wiem to bo nie zostałam nawet zaproszona na pogrzeb.

- Obiecaj - mówi po chwili ciszy, tym samym przerywając moje przemyślenia.!

- Obiecuje - odpowiadam bez wahania, a potem moja przyjaciółka mnie przytula.

Ciekawe co przyniesie kolejny dzień.

------------------------------------------------------------------
Hejka! Wracam do pisania i postaram się co jakiś czas dawać nowe rozdziały. To opowiadanie będzie nieco inaczej pisane i zmieniłam kilka szczegółów ale mam nadzieję że mimo to wam się spodoba!<3

Adoptowana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz