She's got to save her

1.7K 110 31
                                    

Kiedy w twoim życiu pojawia się dziecko, dopiero wtedy okazuje się, że nie masz czasu na praktycznie nic innego. Chodzisz po domu w znoszonych dresach z nieumytymi włosami z taką dumą jak kiedyś wychodziłaś na miasto w krótkiej mini. Zapominasz jak się nazywasz, za to wiesz na sto procent, że o ósmej rano na kanale pięćdziesiąt siedem lecą Teletubisie (tę wiedzę posiądę dopiero w przyszłym roku. Póki co Kat jeszcze nie odkryła telewizji).

Moja córka po raz kolejny zaprezentowała mi nowo nabytą umiejętność i przewróciła się w swoim kojcu na brzuch. Przerwałam zapinanie guzików od białej koszuli (zdecydowanie za małej w biuście), żeby bić brawo. Potem jednak zerknęłam na zegarek i pośpiechu zaczęłam szukać spódnicy.

– Merde, merde, merde – powtarzałam spanikowana, wsuwając na siebie ubranie. Skakałam w kierunku szczoteczki do zębów, wkładając szpilki. – Nie słuchaj mamy, Kocurku.

Kwintesencją mojego opłakanego rodzicielstwa byłoby, gdyby pierwszym słowem mojej córki było „cholera".

– Nie martw się, jeszcze cię nie będzie powtarzać – pocieszyła mnie siedząca na poręczy kojca Tikki. – Poza tym chyba właśnie zasnęła.

Piknął elektryczny zamek w drzwiach. Tikki pomknęła do mojej torebki.

– Marinette, a ty jeszcze nie gotowa? – spytała Audrey, stając w progu. Znów wyglądała olśniewająco, tym razem czarnym swetrze z kaszmiru i pasujących białych spodniach. Jej nadgarstki zdobiły złote bransoletki, podobnie było z pierścionkami na palcach.

– Prawie!

Audrey podeszła do kołyski Kat i wzięła ją na ręce.

– Prawie to nie już. No witaj, Kocurku. Dzisiaj zostajesz z ciocią.

Założyłam żakiet, trzymając w ustach szczoteczkę do zębów. Audrey wykrzywiła usta.

– Musisz władać ten żakiet?

– Koszula jest za mała – oznajmiłam, szorując zęby. Bardziej brzmiało to jak „kszula jedt sza mala". – Ostatni raz miałam ją na sobie przed ciążą i leżała jak ulał.

Jakoś zapomniałam, że powinnam była kupić nową. Podobnie jak spódnicę, bo na pewno nie była taka krótka. W rezultacie mogłam uchodzić za tancerkę do „Baby one more time".

– Ciąża to naprawdę wredna suka – oznajmiła Audrey, kołysząc moją trzymiesięczną córkę. – Nie dość, że przez dziewięć miesięcy czujesz się jak tir, wszystko cię boli, a twoja samodzielność spada do minimum, to jeszcze dostajesz gratis rozstępy, obolałe piersi, a po pięknej figurze nie ma śladu.

Potwierdziłam mruknięciem w trakcie płukania buzi. Od siebie dołożyłabym jeszcze wypadające i słabe włosy. Właśnie rozczesywałam swoje, sięgające raptem do barków. Musiałam je ściąć, bo były w fatalnym stanie.

– Zakryj chociaż korektorem te wory – biadoliła pani Bourgeois, kiedy wypadłam z łazienki i zgarnęłam torebkę.

– Nie mam czasu!

– Na to zawsze jest czas!

– Godzina do egzaminu, Audrey!

Do mojego pokoju hotelowego wpadła Chloe, ubrana w bardzo elegancki damski garnitur i pomalowana. Uśmiechnęła się do mnie pogodnie.

– Super wyglądasz, Mari.

– Powiedz jej, żeby zakryła te oczy pandy – zalamentowała Audrey, dościgając mnie z korektorem i Kat. Wcisnęła mi kosmetyk. – Chloe, pomaluj ją w limuzynie. Powodzenia na egzaminach życzyć wam nie muszę, bo pan Rocher wyszkolił was tak dobrze, że zdacie na sto procent. Lećcie, ptaszyny.

Otoczona ŚwiatłemWhere stories live. Discover now