All on her own, no one will come

1.6K 103 8
                                    

Uliczne lampy świeciły mocno, oświetlając kostki brukowe ułożone na ulicach i zaparkowane na poboczach samochody. Przeskoczył z dachu na dach, spoglądając na opustoszałe drogi i zasłonięte okna. Przeszedł się po położonych na szczycie dachu prostokątnych blokach, wyciągając ręce na boki.

Dobiegło go stłumione szczekanie. W oknie balkonowym podskakiwał mały pies, obszczekując go zza szyby. Podrapał w okno. Co za pospolite stworzenie, pozbawione wszelkiej godności. Pomachał szczekającemu psu, rozjuszając go tym jeszcze bardziej.

Sięgnął po kij. Odbił się od niego, żeby doskoczyć na następny dach. Pęd powietrza rozwiał mu i tak zmierzwione włosy. Strzygnął kocimi uszami. Biedronka nieraz śmiała się, że chyba zapominał, że one są sztuczne i była to prawda.

Wylądował miękko na nogach, chowając broń. Po namyśle sięgnął po nią znowu. Sprawdził wiadomości, ale nie było żadnej nowej. Nie, żeby się spodziewał, skoro zapowiedziała mu, że dzisiaj jej nie będzie na patrolu.

Sprawdził godzinę. Dochodziła trzecia trzydzieści. Nogi powiodły go w okolice domu Kima, u którego miała być dzisiaj impreza. Ojciec w życiu by go na nią nie puścił, ale może by się wymknął, gdyby nie to, że Biedronka pierwsza obwieściła, że ma plany.

– Głupie taksówki.

Spojrzał w dół, słysząc znajomy głos. Uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając uwieszoną na ramieniu Marinette Alyę. Dziewczyna jego kumpla wyglądała obłędnie w czerwonej mini i rozpuszczonych włosach. Zresztą Marinette też wyglądała naprawdę dobrze w pudrowo różowej sukience. Rzadko ją widział w rozpuszczonych włosach, ale było jej w nich naprawdę ładnie. Zastanawiał się, jak by było w takiej fryzurze Biedronce.

– Następnym razem nie mieszaj piwa z wódką – poprosiła Mari, prowadząc przyjaciółkę do drogi. Zza zakrętu właśnie wyjechała taksówka i zatrzymała się tuż przed nimi. Marinette pochyliła się do kierowcy i podała mu adres przyjaciółki, płacąc z góry.

Poczekał aż pojazd zniknie mu z oczu. Marinette już miała ruszyć w swoją stronę. Wziął rozpęd i zeskoczył na ziemię. Dziewczyna krzyknęła cicho, odskakując od niego.

– No i na co masz ten dzwonek, skoro w ogóle nie dzwoni? – spytała, trzymając się za serce.

– Patrz, może się zepsuł. Chcesz wypróbować?

Mari przewróciła oczami. Ruszył za nią chodnikiem w stronę jej domu. Dzięki swoim wyczulonym zmysłom wyczuwał od niej alkohol, ale chyba nie aż tyle, co od Alyi. Nie chodził na dużo imprez, ale słyszał, że Marinette z natury stroniła od drinków. On zresztą też. Nie wiadomo było, kiedy będzie kolejna akuma.

– I jak, panie władzo? – zagadnęła go po chwili. – Jak miasto ma się tej nocy?

– Spokojnie. Jak impreza?

– Świetna. Nino puszczał dobrą muzykę, a Kim zaopatrzył porządnie barek. Chyba aż za dobrze, bo razem z Alix wpadli na debilne wyzwanie, kto wypije więcej kieliszków wódki i piwa, a potem odśpiewa hymn, stojąc na jednej nodze. Alya próbowała, ale widziałeś rezultaty.

Parsknął.

– A komuś się udało?

– Kim odśpiewał całą pierwszą zwrotkę, nim puścił pawia. Nikt go nie pobił. Myślałam, że nie domyjemy mu dywanu z Nino. Nie mieliśmy też kawy, by wybić zapach. A właśnie, zapamiętaj sobie: sok jabłko mięta, zagotowany w czajniku. Wybija smród równie dobrze.

Marinette posłała mu psotliwe spojrzenie. Wciąż żałował, że go tam nie było, ale dzięki jej opowieściom czuł się, jakby jednak był. Nie pierwszy raz opowiadała mu, co się działo, nie tylko na imprezach, ale na wyjściach z całą klasą, wyjazdach czy dniach, w których nie mógł być w szkole przez modeling. Musiał się pilnować, aby czasem nie pociągnąć ją za mocno za język, ale zwykle sama chętnie mu wszystko opowiadała, kiedy pytał o jej dzień.

Otoczona ŚwiatłemWhere stories live. Discover now