'Cause you have to shed things year after year

1.5K 110 26
                                    

Czas leci jak szalony, gdy masz dużo na głowie. Nie wiedziałam, kiedy nadszedł koniec czerwca, a wraz z nim ostatnia sesja. Sesja. Magiczny czas, kiedy wyzbywałam się swojej dumy i pozwalałam wszystkim zająć się Kat na tak długo jak to tylko było możliwe. Nawet Chloe zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła nigdzie, zakuwając dzień i noc.

Przygotowania do ślubu w sierpniu chwilowo z punktu widzenia państwa młodych stanęły w miejscu. Oczywiście w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Obie matki przyszłych nowożeńców połączyły siły i przejęły całą organizację na siebie. Kiedy Anarka wypaplała kiedyś Audrey, że Luka jest synem Jaggeda, wszystko poszło z górki. Nagle stał się idealnym kandydatem na zięcia. Wiedziałam o wszystkim dzięki mojej Kat, która co wieczór, gdy kładłam ją spać, opowiadała mi, gdzie to dzisiaj była z ciotką Audrey. Opowiadała mi o dekoracjach, kto będzie DJ-em, że będzie też koncert na żywo (oczywiście Jaggeda z zespołem Luki), a nawet podobno testowała w imieniu Chloe torty weselne.

– Wszystkie były przepyszne – powiedziała, wpełzając do swojego łóżeczka. – I to takie pyszne, że chyba pyszniejsze niż Madame Cleo!

– Takie pyszne? – spytałam z uśmiechem, nakrywając ją kołdrą.

Madame Cleo była hotelowym cukiernikiem. Słyszałam o niej jeszcze z czasów przyjaźni z Alyą. Jej mama była szefową kuchni i czasami przynosiła nam do domu nieudane wypieki koleżanki z pracy. Niebo w gębie, nawet jeśli miały być „nieudane".

– Tylko ten pan i pani jakoś dziwnie na mnie patrzyli – mruknęła Kat, kiedy podałam jej przytulankę.

– Jacy państwo? – zapytałam. Jeśli znowu któryś z gości patrzył krzywym okiem na moją córkę...

– No ci od tortów. Przywieźli cioci Audrey cztery ciasta. Ciocia mówiła, że prowadzą najlepszą piekarnię w mieście.

Płuca spadły mi chyba gdzieś w okolice miednicy. Kat na szczęście była zajęta wierceniem się w celu znalezienia wygodnej pozycji do spania i nie zauważyła mojego milczenia.

– A kiedy... ci państwo byli w hotelu?

– No dzisiaj, mamo! Mówiłam, że przywieźli torty!

– Ach, racja – uśmiechnęłam się wymuszenie i postukałam się w czoło. – Mamie wszystko się miesza z tej nauki. Ale nie martw się, jutro ostatni egzamin.

– Ta, tobie i cioci Chloe aż z uszu para idzie. – Zachichotałyśmy. Kat nagle spojrzała na mnie tymi zielonymi oczami, gubiąc uśmiech. – Mamusiu?

– Tak, Kocurku?

– A czemu ja nie mam tatusia?

I tak dobry humor gdzieś uleciał. Podciągnęłam na nią wyżej kołderkę i odgarnęłam jej z buźki ciemne włoski, dokładnie takie jak moje. Kat była praktycznie moją kopią i byłam ostatnio bardzo za to wdzięczna.

Westchnęłam, przysiadając się na łóżku.

– Masz tatusia, Kocurku. Tylko... tatuś jest bardzo zajęty.

– Jak tata Vanessy?

Tata Vanessy był biznesmenem i bardzo często latał w delegację. Nie wiedziałam, co robił Kot, więc nie miałam na to dobrej odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami z nikłym uśmiechem. Cmoknęłam córkę w czółko.

– A przyjedzie kiedyś nas odwiedzić?

W ostatnich miesiącach przekonałam się, że mój ból po Kocie nie ma już dla mnie znaczenia – liczyło się tylko, aby oszczędzić go Kat. Dałam sobie spokój z czekaniem aż Kot kiedyś wróci. Dzięki zachęcie Chloe wyszłam w ostatnim roku na kilka randek. Tylko z jednym – Pascalem – można powiedzieć, że chodziliśmy ze sobą. Dobrze się przy nim czułam i byliśmy ze sobą przez trzy miesiące, ale po drugim spotkaniu z Kat oznajmił, że nie może zastąpić jej ojca. Jakbym właśnie tego od niego oczekiwała.

Otoczona ŚwiatłemWhere stories live. Discover now