1. Watacha

1.5K 48 6
                                    

Nie zaczęłam płakać, gdy Ren mnie uderzył. Po pierwsze, nie miałam siły na płacz, a po drugie, przyzwyczaiłam się do tego. Złapałam się tylko za policzek i zwinęłam się przed nim w kłębek.
Wzrok zawiesiłam na zimnym obrazie wiszącym na ścianie.

Poczułam jeszcze tylko kopnięcie w ręce i wyszedł, krzycząc coś pod nosem. Leżałam tak może z chwilkę, by upewnić się, że nie wróci, po czym podniosłam się z bólem. Syknęłam.

Usiadłam na blacie w łazience przed lustrem. Obejrzałam swoje ręce. Całe w siniakach...
Jęknęłam z bólu i odwinęłam rękaw mojej już lekko zakrwawionej białej bluzki. Z każdą sekundą łzy napływały mi do oczu i cudem powstrzymałam się od płaczu. To nie będzie ostatni, ani nawet przed ostatni raz. To się nie skończy. On nie przestanie.

Już miałam napuszczać sobie wody do wanny, gdy nagle usłyszałam otwierającą się klamkę, a moje serce przestało bić na moment.

- Przepraszam cię kochanie, trochę mnie poniosło. - powiedział zimnym tonem. Przeszywał mnie wzrokiem na wylot, a ja tylko go spuściłam z jego brązowych, teraz już czarnych, oczu. Opierał się o ramę drzwi, jak gdyby nigdy nic.- Może ci to jakoś wynagrodzę?

-Ren... ja nie chce tego robić...- wyszeptałam lekko skomląc, próbując złapać dech.

-Przychodzę do ciebie, bo chcę się pogodzić i zrobić tobie dobrze, a ty mnie odtrącasz jak zwykłego psa?! - warknął i złapał mnie silną ręką za ramię i przytachał do łóżka. Rzucił mnie na nie i zaczął się rozbierać.

-Ren... -powiedziała już ze łzami w oczach. Tego nienawidziłam najbardziej.

-CHYBA SIĘ ZAPOMNIAŁAŚ. - przerwał, chwytając mnie za biodra i przysuwając do siebie.

-Panie...- wydukałam i zamknęłam oczy.

Resztę nocy nie odzywałam się do niego, tylko lekko płacząc i skomląc z bólu przeżyłam kolejną okropną noc w tym miejscu. Nie przespałam jej. Czekałam na wschód słońca kuląc się w kącie obok okna, spoglądając na potwora, pilnując, by się nie obudził.

Gdy wybiła 7:00 zeszłam robić dla Rena śniadanie. Mi nie pozwał jeść o tej samej porze co on. Uważał to za znieważenie i niestosowne.

Smutno wyciągnęłam parę kromek chleba i posmarowałam je masłem. Dodałam kawałek mięsa, sera i pomidora. Patrząc na moje dzieło, zrobiłam się bardzo głodna... chrzanić. Porwałam kawałek mięsa i ruszyłam w stronę kanapy.

Moje serce stanęło. Ren patrzył na mnie ze wściekłością. Stał przede mną jakiś metr. Był silniejszy więc tylko czekałam na karę. Popchnął mnie tylko w bok i rzucił:

-Później się z tobą rozprawie, a teraz zajmij się w końcu swoimi obowiązkami. -I poszedł zjeść kanapki. Zdusiłam w sobie chęć odwarknięcia mu. Już dawno przestałam to robić, gdy pierwszy raz mnie uderzył. Jeszcze gdy nie byliśmy razem, nie był taki. Był miły, przyjazny, skromny i wszystko co robił miało na celu pomaganie innym. Teraz stał się kimś rodem z moich koszmarów za dzieciaka.

Podniosłam się i poszłam przebrać. Wybrałam długi rękaw i spodnie. Ren nie lubił, gdy ktoś patrzył na to co jego. 

Pocałowałam Alfę w usta i wyszłam na dwór. Aż miałam odruchy wymiotne. Tak strasznie go nienawidziłam, że najchętniej to bym go utopiła. Ale nie mogłam tego zrobić... Jeszcze nie.

Byłam Luną więc moim obowiązkiem jest opieka nad watachą. Zawsze starałam się być dla nich dobra, ale dla chordy młodych męskich osobników wyglądałam jak owca.

Pokonywałam drogę do baraku dzieci. Nie było ich dużo, ledwie 4 wilczki przywitały mnie w drzwiach. To jedyna miłość jaką tu dostawałam. Wszystko na naszym terenie było zaniedbane i stare, bo nie było czasu na to by to wszystko naprawić. Ren atakował dobre watachy i powiększał teren.

Złamana/ KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz