7. Kundel

946 33 4
                                    

Dziękuję wszystkim, którzy dobrej pory skomentowali moją książkę :*
W ten sposób mogę się rozwijać, a jeśli chcecie coś dodać od siebie, by książka była jeszcze bardziej ciekawa, piszcie śmiało :))
————————————————————————
-Alfooo Opium jest cudowna!!

-Możemy ją zatrzymać?!

-Adoptujmy ją!

Dior definitywnie nie wiedział jak sobie z nimi poradzić. Spoglądał na nie z dezorientacją, a ja patrzyłam jak wielki, groźny Alfa zmienił się w bezradnego wilczka.

-Dzieci, może poszukacie Wendy? Miała mi powiedzieć o tęczowych jednorożcach, które podobno są w tym lesie.- Wilczkom aż oczy zalśniły. Z otwartymi buziami wybiegły z domku, dając trochę ciszy w pomieszczeniu. Aż na serduszku było milej.

-Dobra w tym jesteś.- stwierdził Alfa, patrząc mi prosto w oczy łagodnym spojrzeniem. Jego lekki uśmiech dawał do zrozumienia, że jest do mnie przyjaźnie nastawiony. Jednak wyglądał inaczej... bardziej przyjaźnie. Miał na sobie czarny T-shirt i jasne jeansy. Włosy układały mu się jak po wizycie u fryzjera. Teraz widziałam jaki jest ogromny...

-Za to ty nie specjalnie.- powiedziałam z lekkim uśmiechem. Próbowałam stworzyć pomiędzy nami jakąś dobrą atmosferę. Może pozwoli mi to zostać na trochę dłużej.

-Chcesz się przejść?- spytał. Momentalnie zrobiło mi się goręcej. Spojrzałam na okno, było bardzo ładna, wiosenna pogoda.

-Jasne.-mogłam coś lepszego powiedzieć... Zaczęłam iść w jego kierunku. Coraz goręcej... Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Jego oczy są takie... O CZYM JA MYŚLE. Dior puścił mnie przodem i razem wyszliśmy na dróżkę. Omijaliśmy kolejno domek za domkiem.

-Lubisz dzieci? Widziałem jaki masz z nimi kontakt.-zaczął.

-Tak, bardzo. Lubię widzieć ich uśmiechy, zawsze jakoś to poprawia mi humor. Ale... jak długo tam stałeś?!- no nie... czy on tam tak stał, a ja go nawet nie wyczułam? Co ze mnie za wilczyca... Lekko się zarumieniłam i odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.

-Nie długo. Podobało mi się jak zaplatałaś Mirai dobierańca.- świetnie, po prostu ŚWIETNIE.- Skoro ty się dowiedziałaś paru rzeczy na mój temat, kolej na mnie. Skąd jesteś?

-Z Lithunt.- odparłam. Było to moje rodzinne miasto, gdzie się wychowałam i gdzie... no właśnie...

-To bardzo daleko, jak to się stało, że znalazłem Cię w tutejszym lesie? I to na moim terenie?-zmarszczył czoło. Z geografii napewno miał 5 skoro wie gdzie jest Lithunt. To takie zadupie, że nikt nigdy nie wie gdzie ono leży. Oprócz niego...

-Ja...- nie mogłam mu powiedzieć. Nie mogłam. To jest dla mnie zbyt ryzykowne...- Do rodziny przyjechałam, poszłam do lasu na spacer i się zgubiłam...

Milczał przez dłuższą chwilę. Chyba zorientował się, że coś tu nie gra.

- A te rany?- wydawał się bardzo zamyślony... Jakby szukał sensu... pytanie, po co? Kim ja dla niego jestem, by zamartwiał się o mnie?

-To przez tą ucieczkę, jak się okazało przed tobą.- zaśmiałam się sztucznie. Po części było to prawdą, ale po części... chciałam, żeby uwierzył w to co mówię. On jednak wydaje się jeszcze bardziej zamyślony.

-Ile masz lat?

-19- ta rozmowa stawała się coraz bardziej napięta...

Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle wypalił:

-Dlaczego byłaś tak rozkojarzona, kiedy Lily zaproponowała imię dla księcia?- stanęliśmy, posłał mi przeszywające spojrzenie. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie wytrzymując napięcia, spuściłam wzrok na jego ciężkie, czarne buty. Czuł mój dyskomfort.

-Ja-a tylko...- próbując coś wydukać, poczułam jak jego ręce trzymają mnie za ramiona. Dreszcze przeszywały moją skórę, jakby prąd płynął między nami. Spojrzałam w jego, teraz już oczy pełne troski, twarz miał spokojną... Otwarłam szeroko oczy. Czułam, że zaraz mu wszystko powiem...

-Reni to mój młodszy brat, który zaginął.- powiedziałam. Dior jakby skamieniał. Wciąż patrzył się na mnie takim samym spojrzeniem. Jego żółte oczy były jak... nie jestem w stanie określić... jak gwiazdy...

-W porządku, jak nie chcesz mówić to nie.- wypalił. Puścił mnie, a jego mina i oczy zmieniły się momentalnie. Był wkurzony... Zaczął szybko iść na przód.

-Dior...

-DLA CIEBIE JESTEM ALFĄ.- krzyknął chłodno nie obracając się za siebie.- Do wieczora masz odejść.

I poszedł. Stałam w osłupieniu. CO SIĘ PRZED CHWILĄ STAŁO? Mijający mnie ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Jakby Alfa uświadomił wszystkim, że jestem tylko obcym kundlem. Pozostało mi tylko spakować trochę jedzenia, przespać się ostatni raz w prawdziwym łóżku i odejść. Tylko... dokąd?

Wróciłam do domku bez słowa, dzieci nadal nie było więc miałam czas na zaśnięcie. Jak na złość, nie mogłam przestać o tym myśleć. Jak mogłam tak kłamać mu w żywe oczy? Przecież jest Alfą i wie kiedy ludzie kłamią... Ale gdybym wyjawiła prawdę, mogłabym spotkać się z parą kłów na karku.

Kręciłam się w łóżku jak mucha w smole. Gadałam jeszcze z Wendy, czy mogłaby mi przyszykować jakąś wodę i pare kanapek na drogę. Dzień stawał się coraz bardziej nocą. Niebo przybrało smętny odcień, jakby wiedziało co się stało, a gwiazd nie było widać. Za to wiatr dawał o sobie znać. Nagle usłyszałam krzyk i płacz Wendy przed domkiem. Szybko wybiegłam i ujrzałam małe zbiorowisko wokół jednej z latarni. Było może z 12 osób, płacząca Wendy i... Alfa. OCZYWIŚCIE.

-Niech wszyscy zwołani zaczną poszukiwania. Nie mogła przecież odejść daleko.-powiedział opanowanie, jakby chciał wszystkim dać do zrozumienia, że sytuacja jest opanowana.

-Lily nie...- wołała Wendy przytulając różowego króliczka. LILY BYŁA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE?! Szybko podbiegłam do Wendy i ją przytuliłam. Ludzie zaczęli zapuszczać się w las. Niektórzy w skórze wilka próbowali złapać zapach dziewczynki. Lily się zgubiła...

-Czego tu chcesz? Miałaś odejść.- powiedział wyraźnym, lodowatym tonem Alfa, patrząc na mnie z góry, przerażającym spojrzeniem. W tej pozycji wydawał się jeszcze straszniejszy...

-Chce pomóc.- oznajmiłam dosyć pewnie. Mogę znieść wszystko, ale nie strach dziecka. Wstałam i posłałam mu odważne spojrzenie. Po chwili jednak z tego zrezygnowałam przypominając sobie jak ono spotkało się z  konsekwencją podbitego oka od Rena... Skuliłam się trochę i dodałam:

-Prosze....

Nic nie powiedział. Zmienił się w wilka i pognał do lasu. Odebrałam to jako ,,dobrze, rób co chcesz" i ukucnęłam. Wzięłam od Wendy królika i przystawiłam go do nosa. Czuje... karmelki... i... mięte... to zapach Lily. Położyłam zabawkę na ziemi i zamknęłam  oczy. Poczuj Lily.... Poczuj Lily.... Przez srogi wiatr zapach się rozmywał. Był wszędzie. Czas skorzystać z metod Luny. Wsłuchałam się w las. W jego moc i energię. Wypełniał mnie jak i potęga lasu. Byliśmy jak jedność... Słyszałam jak oddycha, jak się porusza. Jak wiewiórki chowają się w dziuplach, jak jeże stąpają ostrożnie po ziemi... Slyszałam wodę... wodospad... oddech szukających... płacz dziecka... zaraz... PŁACZ DZIECKA?! Lily!!!

Otwarłam oczy i wbiegłam do lasu. Widziałam jak las wskazuje mi drogę... byłam niedaleko. Biegłam szybciej, szybciej i szybciej. Po chwili miałam przed sobą zapłakaną dziewczynkę. Odetchnęłam z ulgą. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.

-Lily... co ci przyszło do głowy, żeby tak daleko się zapuszczać?- teraz najważniejsza była Lily. Trzeba zaprowadzić ją bezpiecznie do domu.

-B-bo j-ja chciałam z-zobaczyć j-jednorożce...-wydukała cała zapłakana. Była lekko ubrana więc zdjęłam z siebie bluzę i zarzuciłam ją na nią. Kamień z serca... Wyjęłam chusteczkę i zaczęłam wycierać jej łzy z policzków.

Usłyszałam jak ktoś do nas dobiega.

-ALEK TUTAJ JEST!- krzyknął Dior, próbując uspokoić oddech.- J-jak ci się udało tak szybko ją znaleść?

Nie odpowiedziałam. Nie miała po co. On wiedział już doskonale kim jestem, a raczej kim byłam. Jeden z wilków przybiegł na wołanie Diora, a ja wsadziłam ją ostrożnie na grzbiet rudego wilka. Miałam już iść z powrotem do wioski, jednak powstrzymał mnie jego głos... Głos mojego Mate.

Złamana/ KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz