6. Spotkanie

977 34 5
                                    

Dajcie znać co zmienić, a co dodać^^
Byłabym bardzo wdzięczna za każdy komentarz nawet hejt ;-;
Życzę przyjemnej lektury ;*
———————————————————————-

Patrzyliśmy na siebie patrząc sobie w oczy. Dreszcze przeszywały moje ciało. Nie od zimna, ale od... nie potrafię wyjaśnić...

-Dlaczego mnie śledzisz?- spytałam w końcu, przyglądając się jego twarzy. Była bardzo zarysowana. Nie miał brody, ale na jego policzku dopatrzyłam się blizny, która dawała mu więcej surowości.

-Jesteś na mojej ziemi.- powiedział spokojnym głosem. Jakby wcale się nie złościł faktem, że obcy naruszył jego spokój.-Co tu robisz?

-Ja-a... To znaczy...-nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Doświadczenie z obcymi mam dość... nieciekawe. Mężczyzna szybkim krokiem zmierzał w moim kierunku. Czy jest czas na umieranie? Chce mi wyrwać serce? Popchnąć mnie, żebym spadła w przepaść?

Mimo nocy było dosyć jasno. Widziałam każdy zarys jego sylwetki. Widziałam jak jego wielkie ręce chcą chwycić mnie, złamać kark czy coś takiego. Zamiast tego, gdy usłyszałam jego oddech i bicie serca, chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Zaczął się jej przyglądać. Moje krwawiące rany, które przez Corsa zostały nieudolnie obmyte, rozciągały się na mojej ręce. Były okropne...

Syknęłam z bólu i spojrzałam na jego oczy, przepełniała je troska... 

-Kto ci to zrobił?-spytał wciąż oglądając moje obolałe kończyny.

Milczałam. Wiedziałam, że jeśli mu powiem o tym, że jestem byłą i niedoszłą Luną Mrocznej watachy to mnie zabije. Po części była to też wina ostrych korzeni drzew.
Podniósł rękę, a ja odbierając to jako atak zamknęłam oczy i lekko się skuliłam. Nie doczekałam się uderzenia. Mężczyzna przyłożył rękę do mojego już mniej posiniaczonego policzka po spotkaniu z Renem. Jego ręka była taka ciepła...

-Pójdziesz ze mną.- schował rękę, odwrócił się i zaczął iść z powrotem do lasu. Co miałam zrobić? Nie miałam już nic do stracenia, więc podążyłam za nim.

Szliśmy w ciszy. Nie był rozmowny, ale chociaż mógłby mi wyjawić swoje imię. Albo przynajmniej spytać o moje...
Niewiem ile tak wędrowaliśmy, ale napewno z dobre 2 godziny. W końcu dotarliśmy do małego miasteczka. Otoczone lasem iglastym było jak zaczarowane. Domki drewniane, ale bardzo zadbane. Ludzie, a raczej wilki, przyglądały mi się z wielką ciekawością. Zamiast kostki brukowej była zwykła wydeptana ziemia, która pachniała lasem. Latarnie świeciły ciepłym światłem i dodawały uroku. Mój zbawca zaprowadził mnie do domku, który przypominał izbę chorych. Mieściły się w nim pare łóżek i skrzyń. Między nimi chodziły kobiety ubrane w fartuchy, a na kilku łóżkach można było zobaczyć dzieci i chyba dwoje starszych ludzi.

-Zaopiekujcie się nią.-rzucił tylko mężczyzna, a kobiety nagle przestały robić co robiły i uchyliły mu czoła.

-Tak jest Alfo- powiedziały chórem. JA MAM JAKIEGOŚ PECHA DO FACETÓW. Same Alfy, z którymi nie mam dobrych wspomnień. Choć jeśli to jego ziemia mogłam się domyślić kim jest. Alfa wyszedł, a kobiety wróciły do obowiązków. Jedna z nich, wysoka blondynka podeszła do mnie i uśmiechnęła się szczerze.

-Jestem Wendy. Jak masz na imię?- powiedziała wskazując mi łóżko po prawej stronie. Podłoga jak i ściany były drewniane, a łóżka białe i z metalu. Wyglądało to dość surowo. Trochę się ucieszyłam, że będę spać na łóżku. Ren często nie pozwalał mi w nim spać przez drobne przewinienia.

-Opium.- powiedziałam, kierując się we wskazanym kierunku. Usiadłam na łóżku i obserwowałam ruchy Wendy.

-Powiedz, jak to się stało, że nasz Alfa cię tu sprowadził?

Złamana/ KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz