9. Odszukać siebie

935 26 0
                                    

Biegłam nie oglądając się za siebie. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani dokąd zmierzam. Po prostu... biegłam. Odcięłam się od bólu jaki przeszywał moje łapy. Zapach był nieco inny... Jakby bryza morska mieszała się z wonią igieł i szyszek. Słońce już wstawało, dając niebu pomarańczowo-żółty odcień. Biegłam za nim. Za słońcem, za wolnością. Jeszcze bardziej przyspieszyłam...

W końcu zatrzymałam się na końcu lasu. Drzew już dalej nie było, za to rozciągał się pas piasku, a za nim ocean. Woda delikatnie szumiała, dając wrażenie szepczących głosów. Tafle odbijały słońce, co powodowało, że ocean przybrał kolor nieba. Nie było żadnej duszy. Tylko ja. Zaczęłam iść... prosto, w stronę wody. Łapy zatapiały się w wilgotnym piasku. Wiat rozwiewał sierść, a słońce ogrzewało.

Po chwili, cała zanurzyłam się w wielkim oceanie. Patrzyłam jak woda przemywa rany. Jak zakrywa to co niechciane. Zmieniłam się w swoją ludzką postać. Włosy zaczęły nabierać koloru kruczej, soczystej czerni. Skóra cała w ranach zaczęła zdrowieć. Wszystkie blizny, siniaki zniknęły. To był mój moment. Odebrać to co zostało mi odebrane. Samą siebie...

Obudziłam się w łóżku. Słońce już dawno górowało na niebie. Szybko wstałam i podeszłam do lustra, które znajdował się obok. To nie był sen... Moje krucze włosy sięgały do pasa i podkreślały granatowe oczy, które teraz wyglądały jak nocne niebo. Nie były czarne, nie można było się pomylić. Zaczęłam oglądać ręce. Nie było żadnej rany. Odsłoniłam swoją bluzkę, tak by odkryć swoje plecy. Brak blizn...

-Mam dla ciebie nowe ubrania. Mam nadzieję, że dobry rozmiar, zostały po mojej żonie.- powiedział niski staruszek, trzymając w rękach bluzkę i pare spodni. Był tak po 60. Miał siwe włosy, i małe, przymrużone oczy.

-Dziękuje.... Jak pan mnie znalazł?- spytałam rozglądając się po pokoju. Był duży. Ściany, podłoga , sufit były drewniane tak jak i meble. Wielkie okna powodowały, że w pokoju było bardzo jasno.

-Leżałaś nieprzytomna na brzegu Nirgy, nie mogłem cię tam zostawić, bo kręcą się tu podejrzane typki. Nazywam się Paul.- powiedział, wręczając mi ubrania.- Na stole w kuchni zostawiłem ci kanapki. Ja muszę się zbierać do miasta. Mój syn Latte cię oprowadzi.

Staruszek wyszedł, a ja nie tracąc czasu, przebrałam się w beżowy sweter i czarne jeansy, lekko za duże. Wyszłam z pokoju i podążyłam za zapachem kanapek. Domek był niewielki i cały w drewnie. Ogromne okna tylko dodawały mu uroku, przez które można było zobaczyć piękny morski krajobraz.

Dorwałam się do kanapek z szynką i sałatą. Były PRZEPYSZNE. Siedziałam przy drewnianym stole kończąc herbatę, aż nagle ktoś dosłownie wparował do domu. Nie przestraszyłam się. Jego zapach można było wyczuć odrazu, a dźwięk kroków zbliżał się bardzo szybko z dworu. Do domu wparował chłopak. Mało umięśniony, za to wysoki. Blond włosy opadały mu na twarz. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, ze wzajemnością.

-Ty jesteś ten niedoszły samobójca?- powiedział hamując oddech. Kondycji to on nie miał...

-?- zmrużyłam oczy. Widać było, że chłopak lekko się zakłopotał.-Tak to ja.

-Jestem Latte. Pewnie poznałaś już mojego ojca. Trochę z niego nadopiekuńczy staruch, ale da się przyzwyczaić- ,a on definitywnie lubi dużo gadać. Lekko się uśmiechnęłam.

-Opium.- powiedziałam, przerywając mu długą wypowiedź, skrócając mu męki o pytanie jak się nazywam. Chłopak na chwilę umilkł i lekko się zarumienił.- Chyba nie zaczęto gadasz z dziewczynami.

-Ojciec nie pozwala mi chodzić do miasta, a jedynymi sąsiadami jakich mamy to wiewiórki.- chwycił się za głowę Latte i poczochrał swoje włosy.

-Może mnie oprowadzisz? Muszę się przewietrzyć.- powiedziałam wstając od stołu. Byłam jakoś dziwnie pewna siebie...

-Jasne.

Wyszliśmy razem przed dom i udaliśmy się w stronę małej stodoły. Pogoda była bardzo ładna. Domek stał na małej polanie, z której było widać ocean. Wokół niego rozrastał się las, jedynie mała droga, prowadząca do miasta.
Stodoła była już stara, przetarty czerwony kolor schodził z niej zostawiając białe drewno.

-Skąd jesteś?- spytał.

-Z daleka.- nie mogę opowiadać mu za dużo o sobie. Może nawet nie wie, że wilkołaki istnieją. Tak już jest. Ludzie nie wiedzą o naszym istnieniu ze względu na bezpieczeństwo. Jedynie z ukrycia panujemy nad swoim terytorium. Jednak nasi przodkowie, kiedyś próbowali nawiązać przyjazną więź między ludźmi. Tak powstali Łowcy. Nic przyjemnego jeśli chcesz wylądować na podłodze jako dywan, albo jako posłuszny piesek. Niestety Łowców jest coraz więcej, ale nie dzielą się swoim odkryciem ze światem. Jest tylko parę rodów, które do tej pory się utrzymały i cały czas rosną w silę. Największy z nich- Reveen ( Riven)- wykorzystuje wilkołaki w polowaniu na swój gatunek. Obrzydliwe, ale prawdziwe..-A ty? Mieszkasz tu całe życie?

-Tak... Ojciec nie pozwala mi wyjechać do miasta, ani gdziekolwiek- popatrzyłam na niego. Po czym szybko dodał.- Wiem, powtarzam się, ale on naprawdę mi nie pozwala. Odkąd moja mama zmarła... stał się odludkiem. Chce mnie chronić.

-Przed czym?

-Ma jakieś paranoje. Twierdzi, że mamę zabiły wilki. Ale nie bój się, w tych rejonach ich nie ma.-świetnie... tego jeszcze brakowało... -Masz chłopaka?

-T-to skomplikowane...- nerwowo się zaśmiałam. Trochę mnie zatkało.

-Więc co robiłaś na plaży? Opalałaś się?- zaśmieszkował sobie Latte, przegryzając wargę.

-Musiałam... znaleść kogoś...

-Kogo?- zapytał lekko zdziwiony.

Pokiwałam głową. Klepiąc drzwi od budynku.

-Lepiej mi powiedz co trzymacie w tej stodole.

-Aaa... Nic szczególnego... Wypożyczamy ją czasem państwu Neer. Trzymają tu jakieś strzelby na lisy i niedźwiedzie. Mają nawet pare trofei.- powiedział, otwierając wielkie drzwi stodoły. W środku była zagracona i stara. Pełno jakiś pustych skrzyń, worki, stary traktor, słoma i stara duża szafa. Latte zmierzał do właśnie tej szafy.

-Możesz być lekko zmieszana, ale moim zdaniem są ekstra.- rzekł, otwierając szafę. Wielkie wrota otworzyły się, a w środku znajdowało się pomieszczenie. Nie stare i zaniedbane, ale nowoczesne w odcieniach czerni i czerwieni. Na ścianach wisiały karabiny myśliwskie, pułapki i... trofea. Najróżniejsze począwszy od zwykłego kła, po głowy niedźwiedzi i... wilków. Zatrzymałam się na swoim krewnym. Byłam przerażona, jak tak można?!

-Wiem, mówiłem, że nie ma tutaj wilków, ale to bestia z innej części lasu. Spójrz tylko na niego.

Moja mina pokazywała to co czuję. Odrazę. Spojrzałam na jego wyraz fascynacji. Oczy aż mu się błyszczały.

-Jak może nauczę się strzelać, dołączę do państwa Neer. Podobno polują ze swoimi znajomymi i znajomymi znajomych. Mówią, że są jak rodzina.-Nie mogłam tego słuchać. Szybko wybiegłam ze stodoły i pobiegłam do domu. Zamknęłam się w pokoju i przesiedziałam tam pare godzin. Latte pukał do mnie pare razy, ale nie chciałam go wpuszczać.

-Opium? Wpuścisz mnie?- usłyszałam głos staruszka. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Widziałam troskę w jego oczach. Uśmiechnęłam się lekko i wpuściłam go.

-Przepraszam, ale ja...-usiadłam na łóżku.

-Wiem, Latte pokazał ci dumę państwa Neer, mnie też się to nie podoba, ale mój syn...- ucichł. Patrzył przed siebie. Wiedziałam, że to już kim chce być, nie zależy, ani od Paula, ani ode mnie. Musiałam się z tym pogodzić, że ten wesoły, gadatliwy chłopak, kiedyś będzie moim wrogiem. Pozostaje mi tylko, przekonać go, że zabijanie nie jest dobre.

————————————————————————
Jak wam się podoba wątek z łowcami?
Jak myślicie co się stało z Corsem i Diorem? 😏
Dajcie znać jak wam się podobało:)

Buziaczki :*

Złamana/ KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz