4. Watacha Krwawego Wilka

1K 30 3
                                    

Zaniemówiłam. Przecież on miał już Lunę, a dwóch nie można mieć, bo to było i jest NIEMOŻLIWE.
Patrzyłam się tylko na niego z wytrzeszczonymi oczami jakbym zobaczyła ducha.

-Wow, masz granatowe oczy!- powiedział wesoło Cors, krzywiąc głowę. Czy on jest normalny? Ja tu z niedowierzaniem na niego patrzę, a on nic sobie z tego nie robi...

-A-ale przecież ty masz już swoją L...-przerwał mi Alfa.

-Sara? Ona nie jest dla mnie ważna. Luną została tylko dla ochrony watachy.

-To ona nie jest twoją...-znów mi przerwał -,-.

-Mate? Nie nie nie, serio pomyślałaś, że ta fretka jest moją przeznaczoną?- wybuchł śmiechem. Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok.

-Jak masz na imię kruszyno?- spytał, wolno gładząc mnie po policzku.

-Opium...

-Śliczne imię, a teraz chodź, musimy cię wykąpać, nie mam za dużo czasu.- wstał, podał mi swoją wytatuowaną rękę i z lekkim piskiem wstałam. Popatrzyłam na niego. Nic nie poczuł? Między nami nie ma więzi Mate? Myślałam, że dzięki tej więzi wilki mogą się ze sobą porozumieć i poczuć to co partner... Może się myliłam.

-Ja... nie mogę...- syknęłam z bólu, chwytając się za bok. Cors tylko popatrzył i pociągnął mnie w stoję drzwi. Otworzył je i razem powędrowaliśmy do łazienki.

-Czy pomiędzy nami jest więź Mate?- spytałam.

-Oczywiście kruszyno.- uśmiechał się Alfa, nalewając wody do zlewu. Musiałam zebrać fakty.

Umył mnie, a raczej moją zakrwawioną twarz i ręce, zaraz po tym z powrotem zaprowadził do celi. Stanęłam niepewnie. Myślałam, że zaprowadzi mnie na górę...

-Czemu musze tam wracać?- zapytałam, patrząc na niego błagalnym spojrzeniem.

-Potrzebuje czasu, by pozbyć się Sary i oswoić stado... wiesz...- powiedział trzymając mnie za oba ramiona. Odprowadził do środka i zamknął drzwi.

To wszystko było jakieś podejrzane... Cors zachowywał się nienormalnie... Albo może poprostu jest świrem. To też było bardzo możliwe. Przecież nie znałam go wcale. Właśnie... może dlatego nie powinnam mu za bardzo ufać.

Resztę dnia przeleżałam na jednym boku licząc kamienie na ścianach i suficie. Kochałam matematykę i jej proste równania. Wystarczył jeden idealny wzór... i można było rozwiązać zadanie jednym tchem. W porównaniu do mojego życia, ono wcale nie przypominało równania matematycznego.

Mój wzrok powędrował na drzwi. O diable... była tam bardzo mała szpara, przez którą można było zobaczyć korytarz, który przechodziłam z Corsem. Przyczołgalam się, przyłożyłam oko do szparki. Widziałam tylko ten korytarz i pare innych drzwi wyglądających tak samo jak moje. Po chwili poczułam zapach krwi... to nie wróżyło nic dobrego. Usłyszałam jak 2 strażników ciągną coś po podłodze. Zmieniłam pozycję, aż nagle przede mną leżał zakrwawiony mężczyzna. Miał na sobie ubrania brudne i już dawno wytarte. Na jego klacie widniał znak miecza i księżyca. Czyżby to... WATACHA BIAŁEJ PEŁNI? Co jest... CO CZŁONEK JEDNEGO Z NAJPOTĘŻNIEJSZYCH WATACH W KRAJU ROBI TUTAJ. Moje serce zaczęło bić szybciej. Nie nie nie nie nie.... to jest jakiś koszmar. Myślałam, że to dobzi pokonują tych złych w moim przypadku. A to źli zostali pokonani przez jeszcze bardziej złych?! Słyszałam, że tylko jedna Mroczan Watacha decyduje się na zadarcie z Białą Pełnią... Była to Watacha Krwawego Wilka...

Ren wspominał kiedyś o niej w swoim gabinecie, gdy ja podsłuchiwałam. Na całym świecie znajdowały się watachy. Dla zdobycia większego terytorium, stada walczyły między sobą. Dawno temu złe watachy( Mroczne Watachy) zaatakowały te dobre. Te co zasady miały na pierwszym miejscu. Oczywiście jak to bywa, dobro wygrało ze złem, ale nie zlikwidowało. Niektóre watachy połączyły się i tak powstały jedne z większych taka jak Watacha Białej Pełni.

Czyżby Cors był Alfą Watachy Krwawego Wilka?... To wszystko sprawiło, że miałam ciemno przed oczami. Słyszałam jak Ren mówi, że mamy z nimi konflikt, ale nie wiedziałam, że nas zaatakują. Byliśmy tylko 15 osobową watachą... Cholera.

Ale.... to by się zgadzało... Cors na początku mówił, że można do niego dołączyć. Ale, gdy nagle zły ma się zmienić w dobrego... to tak nie działa. Watacha Białej Pełni zabiłaby wszystkich...

Muszę się stąd wydostać... zerwałam się na równe nogi i cicho jękłam. Jeśli tak dalej pójdzie to żebro przedziurawi mi płuco. Trudno. Nie mam zamiaru tkwić tu jak gołąb w klatce i czekać, aż się stanę Luną Mroku. Znowu. Ja taka nie jestem. Muszę walczyć o siebie.

Zaczęłam walić w drzwi. Tak, by strażnicy wypuścili mnie do łazienki.

-Czego tak walisz?!

-Bo j-ja musze do ł-łazienki- wypaliłam. Pierwszy raz coś robię przeciwko komuś. To, było ekscytujące, ale zarazem straszne. A co jeśli złapią mnie i konsekwencje będą gorsze od śmierci?...

-Więźniom nie wolno opuszczać celi.- mruknął jeden z nich. Wiedziałam, że muszę tą sytuację wykorzystać.

-Ja nie mam z wami szans. Wy z Watachy Krwawego Wilka przeciw małej, bezbronnej wilczycy bez stada.- miałam nadzieje, że dobrze trafiłam z tą watachą. Mogłam się mylić, a oni mogliby ....

-Dobra chodź.- powiedział zadowolony jeden z nich. MIAŁAM RACJE. TO MROCZNA WATACHA. Poczułam jak kamień spada mi z serca. Otworzyły się drzwi, a ja posłusznie wyszłam i zaprowadzili mnie do łazienki. Teraz jakoś musiałam obmyślić plan. Spojrzałam na lustro. Nie myśląc za wiele rozcięłam swoim wilczym pazurem swoją rękę. Pełno krwi... Zaczęłam wołać o pomoc. W tedy jeden ze strażników otworzył drzwi i kucnął przy mnie by zobaczyć co się stało. Szybkim ruchem przejechałam pazurami po jego twarzy. Zaczął krzyczeć, a drugi stanął w drzwiach. Skoczyłam na wroga i przejechałam ręką po jego ramionach. Zaczęłam uciekać przed siebie. Wiedziałam, że mam mało czasu.

Złamana/ KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz