♣ Yami x Reader - Zastępczyni Kapitana ♣

929 84 27
                                    


Dla: Ognisty_Wilk

Miał być Julius, ale jest Yami. Plus mam w końcu pomysł na Fuegoleona, więc pewnie niedługo się pojawi. 

Przed pojawieniem się Asty w oddziale utrzymanie porządku w bazie Czarnych Byków, było bardzo trudnym zadaniem. Nie można powiedzieć, że udawało Ci się to spektakularnie, ale budynek w dalszym ciągu stał, co było jednym z niewielu plusów. Codziennie wstawałaś wcześniej, aby zająć się spotkanie, a do pomocy zmuszałaś Magnę, próbując go w ten sposób resocjalizować. Poza tym był jednym z niewielu członków, czującym jakiekolwiek zobowiązanie do pełnionej funkcji. Yamiego budziłaś dopiero koło południa, co i tak uznawał za wczesną porę. Śmiało waliłaś dłonią w drzwi, drąc się dość groźnym głosem, pozbawionym strachu. Może dlatego, że często odbierałaś listy z zadaniami dla oddziału, a nie wszystko mogłaś rozdzielać sama i potrzebowałaś jego interwencji bez względu na cenę.

- Kapitanie! - Powtarzałaś to słowo, aż do skutku, ale nawet za dziesiątym razem nie otrzymałaś żadnej odpowiedzi. W takich chwilach głośno odchrząkałaś, brałaś głęboki wdech, aby następnie wykrzyczeć najgłośniej, jak umiałaś. - Yami! Wstawaj do cholery!

- Daj mi spać! Zabiję Cię! - Usłyszałaś w odpowiedzi stanowczy, mroczny wrzask, do którego już się przyzwyczaiłaś i tylko uśmiechałaś się z satysfakcją.

- Tak czy inaczej musisz do tego wstać Ty leniwa pokrako! - Zaczęłaś obrzucać go obelgami, co zadziałało w trybie natychmiastowym. Po chwili drzwi uchyliły się, a Ty ujrzałaś w nich kapitana ze złowieszczym grymasem na twarzy, otoczonego ciemnofioletową, przerażającą aurą. - Kruk przyniósł list z królestwa. - Odpowiedziałaś niewzruszonym tonem głosu, wpychając mu list, który przyjął z pretensją. 

I tak właśnie wyglądał przynajmniej jeden poranek w tygodniu. Po obudzeniu dowódcy udawałaś się do głównego pomieszczenia, gdzie nieróbstwo toczyło swój prym. W pierwszej kolejności zajmowałaś się dwójką, siejącą destrukcję w budynku, łapiąc Lucka za fraki. Byłaś od nich kilka lat starsza, a przez to też bardziej doświadczona. Nie należałaś również do słabych magów, dlatego potrafiłaś go dorwać, chociaż czasami Ci się wymykał.

- Możecie przestać się tłuc?! Ty rusz cztery litery i zetrzyj podłogi, skoro masz tyle energii, a Ty idziesz ze mną robić pranie! - Wydarłaś się w pierwszej kolejności na rozbawionego Lucka, a potem na niezadowolonego Magnę. Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jak bardzo często i głośno krzyczysz na kolegów z oddziału, ale co miałaś poradzić, gdy nic innego nie działało?

- Dlaczego zawsze ja?! Finral nigdy nic nie robi! - Swing próbował protestować, wkładając swój ognisty kij bejsbolowy z powrotem do magicznej księgi i rezygnując ze swojej bojowej postawy. Lubił się buntować, ale już parę razy pokazałaś, kto tu rządzi brutalną, prostoliniową siłą. Szczególnie że Yami nie miał nic przeciwko, a nawet oszczędzałaś mu roboty.

- Finral nie rozwala naszej bazy, a ja nie jestem waszą pokojówką! - Odłożyłaś Lucka z powrotem na ziemię, krzyżując ręce na piersi z poważną miną. - Waszą matką tym bardziej. - Magna jedynie cicho westchnął, za to Luck przytulił się do Ciebie jak małe dziecko, wesoło się przy tym śmiejąc.

- Mamusia. - Wypowiedział niewinnie, a Ty wypuściłaś z płuc całe powietrze.

- Uważaj, bo zaraz pokażę Ci jak nie wychowywać dzieci. - Spuściłaś bezradnie głowę, klepiąc go pomimo wszystko po głowie.

Kochałaś ich w rodzinnym sposób, a oni pomimo Twoich wrzasków doskonale o tym wiedzieli. Byłaś dla nich często jak starsza siostra i zawsze śmiało odpowiadałaś ludziom, kpiącym z waszego oddziału. Bardzo zależało Ci na waszym wspólnym dobru, dlatego denerwowałaś się przez nieodpowiedzialność Yamiego. Tylko to nie zmieniało tego, że jego też kochałaś w zupełnie inny sposób od reszty.

- Kapitanie, patrzyłeś na ten list? - Wyszłaś na dwór go powitać, kiedy tylko wyczułaś magię Finrala na zewnątrz. Słońce już dawno zaszło, a księżyc świecił tej nocy bardzo mocno. Lider Czarnych Byków był lekko podpity, co często mu się zdarzało, przez co całkowicie nie przypominał kogoś pełniącego tak poważną funkcję.

- Zapomniałem. - Wypowiedział przymulonym głosem, na co zmarszczyłaś brwi. Czarnowłosy zawsze w takich chwilach patrzył Ci głęboko w oczy, a po pewnym czasie zdałaś sobie sprawę, że lubi Cię denerwować i tylko czeka, na pojawienie się w nich iskierek gniewu.

- A czym byłeś tak zajęty? - Spytałaś ironicznie, zaciskając pięści z naburmuszoną miną.

- Nie chcesz wiedzieć... - Wyszeptał, mijający Cię casanowa, który postanowił zostawić was samych.

- Nie stresuj się tak, [Imię]. Szybko zrobią Ci się zmarszczki. - Zaśmiał się w beztrosko-specyficzny sposób, który brzmiał bardzo figlarnie.

- I Ty się nazywasz Kapitanem? Miałeś jedno zadanie do wykonania. - Spuściłaś ramiona, bezsilnie zakrywając mu twarz dłonią. Miało to symulować sprzedanie liścia, ale nigdy nawet nie pomyślałaś, żeby serio go zdzielić. Pomimo wszystko posiadałaś łagodną naturę.

- Jestem kapitanem z bardzo dobrym zastępcą. - Złapał Cię za dłoń i pocałował ją w czuły sposób, co sprawiło, że lekko się zarumieniłaś. Nigdy nie ogłosiliście się parą, lecz dla pozostałych członków oddziałów wasza relacja była oczywista. 

- Wkurzasz mnie. - Stwierdziłaś z rozżaleniem, stając na palcach, aby móc go pocałować. Zawsze cuchną papierosami, do czego już przywykłaś, uznając to w końcu za jego charakterystyczną cechę. Kapitan objął Cię w pasie i wzruszył ramionami z rozbawieniem. 

- Ty mnie też. Cały czas się drzesz. - Zaśmiał się beztrosko, kiedy tylko od niego odstąpiłaś. - Wątpię, że kiedykolwiek spotkam kogoś głośniejszego od Ciebie. - Kontynuował swoją myśl, idąc z Tobą pod rękę w kierunku bazy, nie wiedząc, jak bardzo się mylił. 

- Nie przesadzaj, nie zawsze Ci to przeszkadza. - Odwróciłaś od niego wzrok, aby nie mógł dostrzec Twojego cwaniackiego uśmieszku.

- Nie będę zaprzeczać. - Pokiwał głową, nie ukrywając, że spodobała mu się ta zbereźna odpowiedź.


Następny: Julius x Reader albo Fuegoleon x Reader

Black Clover ♣ One-ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz