te is typing...

355 23 1
                                    

summer strawberries and fresh roses

:・゚✦ *:・゚✧ *:・゚✦ *:・゚✧:・゚✦ *:・

Znałem cię, od kiedy oboje skończyliśmy sześć lat. Już wtedy byłeś delikatny, wdzięczny, piękny. Zachwycałeś mnie swoim uśmiechem, obdartymi kolanami i dorodnym rumieńcem. Zawsze prześcigałeś mnie w wyścigach na polanie, lepiej kryłeś się podczas gry w chowanego i robiłeś zadania z matematyki. Nigdy nie czułem się zazdrosny. Dzieliłeś się ze mną swoim szczęściem. Robiłeś to też z każdą nagrodą i radością. Ściskałeś moją dłoń, powtarzając jak wspaniałe jest to uczucie. Nadal tak uważasz. Bez słów prosiłeś o bliskość i uwagę, choć nigdy nie musiałeś tego robić.

Już wtedy bez pytania skradałeś moje serce. Z każdą minutą miałeś go coraz więcej. Z niesamowitą lekkością bawiły cię moje żarty, złożona osobowość i odstające uszy. Dostrzegałeś moje dziwactwa, nie widząc sensu w wyciąganiu ich na powierzchnię i szydzeniu z nich. Nie lubiłeś krytykować, choć szanowałem twoją szczerość. Byłeś nieugięty. Stawiałeś na swoim, mimo że czasem w pojedynkę musiałeś bronić tego, w co wierzyłeś.

Skrycie podziwiałeś odmienność, różnorodność, osoby nietuzinkowe. Nie raz podejrzewałem, że twoim marzeniem jest bycie innym. Kim finezyjnym, przykuwającym uwagę. Wtedy nie sądziłem, że twoje myśli biegły w całkiem innym kierunku. Wiązały się one z byciem człowiekiem. Innym człowiekiem. Inną płcią.

Ciekawili cię ludzie z przeszłością. Czasem trudną, nieciekawą, skomplikowaną. Sam nigdy nie lubiłeś tego, co proste. Nudziło cię to bardziej niż innych. Wolałeś być zaskakiwany. Nie straszna była ci kontrowersja. Walka o własne "ja". Na wszystko patrzyłeś z pewnego rodzaju uczuciem. Zrozumieniem. Admiracją, jakiej w owym czasie nie potrafiłem pojąć. Pragnąłeś, aby wszystkich kochano i aby oni kochali. 

Teraz siedzisz przede mną i wszystko nabiera dla mnie sensu. Minęło dwadzieścia lat. Unikałeś mnie naprawdę długo, choć w swoich listach nie szczędziłeś na komplementach, wyznaniach, zapewnieniach o naszej wiecznej przyjaźni, jaka nigdy nie minie.

O dziesiątej rano zaproponowałeś spotkanie w kawiarni. Jest tutaj przestronnie i przytulnie. W powietrzu unosi się mocny zapach kwiatów, jakie leżą już nieco zwiędnięte na blacie naszego stolika. Bukiet składa się z róż, które sam wybrałeś. Byłeś zachwycony, widząc je w kwiaciarni, sąsiadującej z kafejką. Co chwila poprawiasz ich płatki, jakie bez życia zaczynają się rozchylać. Nadal chcesz, aby były całe, choć bardziej urzekają cię małe, mocno zaciśnięte pączki, którym nie dane było się otworzyć.

Popijając lemoniadę, spoglądam na twoje dłonie. Masz szczupłe palce — to się nie zmieniło — bladą skórę i pomalowane paznokcie. Po twojej krótkiej uwadze, wiem że wybrałeś kolor liliowy, nie fioletowy, choć dla mnie to to samo. Dla ciebie najwyraźniej nie.

Unikasz mojego spojrzenia, nerwowo bawiąc się biżuterią. Kręcisz pierścionkiem na kciuku i palcu wskazującym. Złote obrączki są bardzo ładne. Mówisz, że kupiłeś je na przecenie, w zestawie. Posiadasz kilka sztuk, choć na dzisiejszą okazję wybrałeś jedynie trzy z nich — te najbardziej pasujące do twojego stroju.

Bardzo ładnie wyglądasz. Nie mówię ci tego, choć widzisz w moich oczach pełną adorację. Nie wstydzę się swojego spojrzenia, choć po niedługiej chwili skupiam się na twoim dekoldzie. Twoją skórę oświetlają promienie popołudniowego słońca, uwidaczniając małe drobinki — wyglądają jak subtelnie rozsypany, złoty brokat. Nie pytam o nie, aby się upewnić w swoich podejrzeniach, ponieważ wiem, że szybko byś na to zareagował. Zakrył się dłonią lub co gorsza bluzą, jaką odwiesiłeś na oparcie krzesła.

Mimo czasu i wielu postanowień, nie zrezygnowałeś ze sportowego, nieco casualowego stylu. Nadal jest ci w nim do twarzy. I nadal uważasz go za najlepszy.

Bawiąc się zamówionym kawałkiem ciasta, wyjaśniasz mi swoje życiowe decyzje. Było ci ciężko przez długi okres, ale zawsze miałeś wsparcie. Nie kryjąc swojego zadowolenia, poprawiasz bluzkę i kolczyki. Są bardziej ozdobne od tych, które zwykłeś nosić w gimnazjum. Bardziej świecące. Ponownie skupiam wzrok na twoim dekoldzie. Jesteś naprawdę seksowny. Nie masz pojęcia, jaką masz nade mną władzę.

Dostrzegając moje rozszerzone źrenice, parskasz śmiechem. Rumienię się, a to wszystko przez ciebie.

Ty też to robisz, choć nie wiem czy twoje wypieki są naturalne. Zacząłeś się malować. Twoja twarz jest pozbawiona jakichkolwiek niedoskonałości, choć w okresie dojrzewania też nie miałeś specjalnie na co narzekać. Usta musnąłeś czerwoną szminką, a rzęsy tuszem. Podoba mi się — makijaż jest subtelny i podkreśla twoje walory.

Masz ich całkiem sporo, choć to wiem od dawna.

Opowiadasz mi o tomiku poezji i muzyce. Te tematy od zawsze towarzyszą nam podczas rozmów. Jesteś wrażliwy i czuły. Lubisz piękno. Podziwiasz je i tworzysz. Czytałem parę twoich utworów. Były naprawdę dobre. Sam chciałem coś dla ciebie napisać, ale nigdy żaden twór nie wydał mi się odpowiedni, aby ci go pokazać. Na pewno byś ich nie wyśmiał, choć sam spaliłbym się ze wstydu. Mogę się założyć, że wyrwałbym ci kartkę tuż po wręczeniu, plotąc jakieś głupoty i przeprosiny. 

Rozwodząc się nad przesłaniem jednego z twoich ulubionych wierszy, nie zauważasz jak kradnę ci z talerzyka truskawkę. A może i zauważasz, bo po sekundzie szturchasz mnie w przedramię, lekko się przy tym nadymając. Owoc jest smaczny i soczysty. Sokiem odrobinę brudzę swoją kamizelkę, ale to mnie mnie nie martwi. Mamy lato i zawsze mogę zostać w samej koszuli. Lubisz, gdy w nich chodzę. Uważasz, że mi pasują i dodają elegancji nawet podczas zwykłych spotkań.

Po chwyceniu drobnego widelczyka, odkrawasz sobie spory kawałek, należącego do mnie,  czekoladowego biszkoptu. Patrząc mi prosto w oczy, wkładasz go sobie do ust, a następnie oblizujesz wargi.

— Pyszny, na pewno lepszy niż kradziona truskawka.

Chyba mnie testujesz. I niezaprzeczalnie kusisz, nie wiedząc że wcześniej też potrafiłeś poruszyć moje serce. Dogłębnie. 

Trzymasz mnie w garści od dawna. Całe moje wnętrze, myśli i wspomnienia. Mimo złości na siebie, jestem na każde twoje zawołanie. Nie chcę tego, choć umysł sam do ciebie wraca, a nogi przyspieszają, gdy idę na spotkanie z tobą. 

Dostrzegając moją zadumaną minę, zaczynasz dzielić się ze mną swoimi własnymi przemyśleniami. Chcesz być szczery i niczego przede mną nie ukrywać. W listach zdradzałeś niewiele, nie chcąc abym się nadmiernie martwił. Opowiadasz o operacjach, kuracji hormonalnej i pierwszych tygodniach w domu.

— Teraz wiem co to prawdziwe szczęście, Taehyung. 

Zmieniłeś się. Wreszcie jesteś sobą. Piękną, cudowną, urzekającą sobą.

Mówisz mi, że od wczoraj oficjalnie nazywasz się Yoonji, lecz musisz wiedzieć, że nieważne jak miałbyś na imię, kochałbym cię tak samo. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
撰 details collection。Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz