falling
:・゚✦ *:・゚✧ *:・゚✦ *:・゚✧:・゚✦ *:・
Po raz pierwszy widzę cię niedaleko metra. Idziesz środkiem chodnika, jak ci wszyscy ludzie, którzy uważają się za święte krowy. Oni nawet przez moment nie pomyślą o przechodniach podążających za nimi. Ci w połowie przypadków śpieszą się lub wymyślają wiązanki przekleństw, dochodzące jedynie do ich własnych uszu.
Znajdujesz się przede mną. Widzę jedynie twoje plecy, dlatego ciężko mi określić czy jesteś starym mieszkańcem Brooklynu, który nie mając ochoty wracać do męczącej rodziny, wybrał jeden z całodobowych barów, czy nieco młodszym i mniej doświadczonym studentem(?), jaki leczy swoje rozgoryczenie i smutki w małych drinkach bez palemek.
Wydajesz się jedną z tych udręczonych dusz, jaka wylądowała w mojej okolicy całkowicie przypadkiem. Nie jestem z tych, którzy ominą cię, używając wąskiego krawężnika blisko ruchliwej ulicy — pamiętaj, w mieście zawsze jest tłoczno na drogach — i świdrując cię wzrokiem przez ramię, zaczną narzekać na ogół społeczeństwa; wytykać jego wady i skłonności do beznadziejnego upojenia za sprawą ciężkiego dnia.
Nie jestem taki, dlatego bez słowa idę za tobą, co jakiś czas zatrzymując się w miejscu, aby nie znaleźć się zbyt blisko twojej chwiejącej się sylwetki. Mimo słabego oświetlenia o tak późnej porze — wierząc mojemu zegarkowi, jest za pięć pierwsza w nocy — dość łatwo jest mi dostrzec twoją posturę. Jesteś wysoki, nieco barczysty, szczupły. Ciuchy jakie masz na sobie wyglądają na wczorajsze, a nawet przedwczorajsze — złapałeś je w biegu tuż o poranku, przetrząsając przy okazji połowę swojej sypialni, czy spędzałeś noc poza domem?
Może twój obecny stan nie jest jednorazowym wyskokiem. Nie wiem jakie masz doświadczenie w temacie upijania się, ale innym przypuszczeniem, do którego mogę się jeszcze posunąć jest wieczór z dziewczyną. Pewnie ładną, bo na tyle twojego karku wciąż da się dostrzec blady ślad po nieudolnie zmytej, krwistoczerwonej szmince.
Była to jednorazowa przygoda, a może miłość do której wzdychasz od wielu miesięcy? Studentka czy kochanka?
Nadal ciężko mi określić twój wiek, wybacz.
Opierasz się ramieniem o latarnię, głośno wzdychając. Wyglądasz naprawdę żałośnie. Ciemne, nieco rozczochrane włosy poprawiasz dłonią, na jakiej mogę dostrzec parę drobnych tatuaży. Zdobią one knykcie i smukłe, blade palce, które giną w gęstych pasmach twojej fryzury (?). Przykro mi, że mam tyle wątpliwości w tej kwestii, ale ciężko mi zidentyfikować to, co masz na głowie. Raz przeczesujesz kosmyki palcami, a raz zdecydowanie je przyklepujesz, co powoduje tylko tyle, że wyglądają jak hełm. Wkładasz w to wiele wysiłku i desperacji, jakby twój wygląd nadal miał dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. To intrygujące.
Ledwo trzymasz się w pionie, co chwila poprawiając rozjeżdżające się stopy. Podeszwy twoich butów topią się w najbliższej kałuży. Uformowała się ona za sprawą wody ściekającej z rynny, która przyczepiona paroma śrubami trzyma się ściany pobliskiego budynku.
Stoimy obok wejścia do tajskiej restauracji. Zapach jaki roznosi się po okolicy powoduje, że twarz ci zielenieje, a mój nos jedynie marszczy się, przytłoczony zbyt wielką ilością przeróżnych woni. Nigdy nie przepadałem za tego rodzaju jedzeniem, jednak ty najwyraźniej wręcz przeciwnie. Mimo mdłości i przyciśniętej do ust dłoni, spoglądasz w tamtą stronę. Beznamiętnym wzrokiem śledzisz rozpiskę ubogiego w dania menu.
Nie wydajesz się głodny. To byłoby dziwne, zważając na to, że prawie gniesz się w pół, aby nie obrzygać całego swojego ubrania.
Popieram cię w tej decyzji, bo strój masz nie najgorszy. Niewyprany i nieco pognieciony, ale przyzwoity pod względem doboru poszczególnych elementów garderoby. Przez niego skłaniam się twierdzić, że nie często wyglądasz tak żałośnie.
CZYTASZ
撰 details collection。
Fanfic撰 - kolekcja ☘ zbiór one shotów, miniaturek ↳ jikook, vmin, namkook, yoonkook, hopekook, jinkook, vhope, vmon, yoonmin, namjin, sope, minimoni, taegi, jihope, vkook; ↳ znajdziecie tutaj fluffy, angsty, smuty;