te is typing...

311 15 2
                                    

let's watch friends, friend

:・゚✦ *:・゚✧ *:・゚✦ *:・゚✧:・゚✦ *:・

Siedzimy na miękkiej kanapie, wciskając zgarbione plecy w parę wielkich poduch. Dzieli nas kilka centymetrów, choć twój zapach jest tak intensywny, że wydaje mi się jakbyś przyciskał całe swoje ciało do mojego boku.

Przed nami, na stoliku kawowym leżą puste kartony po pizzy (hawajskiej, capricciosie i vegetarianie), a między brudnymi talerzami i miskami z żelkami stoją butelki po piwie z zielonego szkła. Tylko mi pozostało cokolwiek do wypicia. Ty zawsze zerujesz wszystko na starcie — jakbyś śmiertelnie spragniony tylko czekał na toast albo dźwięk spadającego na blat kapsla.

Ten wieczór ciężko zaliczyć do wielkiej popijawy, bo w salonie siedzimy tylko we dwójkę. Oboje jesteśmy nieco zmęczeni i śpiący. Ciszę w pokoju rozprasza jedynie śmiech publiczności z popularnego sitcomu i twoje ciche chrupanie przypalonego popcornu.

Kłóciłeś się ze mną przez dziesięć minut na temat przekąsek. Uważałeś, że nie ma nic prostszego niż prażona kukurydza, jednak nawet to cię przerosło. Nie chcąc dawać mi powodów do satysfakcji po swojej porażce, z uśmiechem wsypałeś wszystkie ziarenka do szklanej miski i bez słowa  wyszedłeś z kuchni.

Nadal nie skomentowałeś ich smaku, choć bawi mnie to jak próbujesz ukryć przede mną odłożone na mały talerzyk czarne drobinki.

Siedzisz po turecku i co chwila wygładzasz materiał swoich popielatych dresów. Ramiona okala ci nieco spłowiała kraciasta koszula, a stopy trzymasz złączone i otulone grubymi frotkami w zielone prążki. Jestem ciekawy co skłoniło cię do takiej stylizacji. Nie sądzę, aby była to forma odegrania się na wymagających stylistkach, ponieważ rzadko podczas ich nieobecności zdarza ci się zakładać coś tak do siebie niedopasowanego. 

Nie komentuję twojego stroju, bo poniekąd to właśnie on sprawia, że czuję się jak w domu. Wolny od pracy i obowiązków. Rozluźniony. 

Gdy na ekranie telewizora pojawia się czarny ekran i wąski pasek napisów końcowych,  zaczynasz rozprostowywać plecy. Drapiąc się za uchem i zjeżdżając drobną dłonią na spiętą szyję, pochylasz się do przodu. Sięgasz po miskę z kwaśnymi żelkami i podsuwasz mi ją pod nos.

— Chcesz? — mamroczesz, pakując sobie do buzi parę słodkich wężyków. — Jak nie weźmiesz teraz, sam wszystko wsunę — dodajesz i szturchasz mnie lekko w bok.

— Został nam jeden sezon do końca — mówię, łapiąc pilota i w tym samym czasie wypychając sobie policzek przekąską. — Serio nie jesteś zmęczony? Ja prawie śpię.

— Nie możemy się wycofać! Bądź wojownikiem — wołasz i zrywasz się gwałtownie z kanapy.

Obserwując jak krążysz po salonie, zaczynam podejrzewać, że twoja energia ma źródło w kawie, którą musiałeś wypić za moimi plecami.

— Zróbmy sobie maseczki! Kupiłem ostatnio takie słodkie w drogerii — decydujesz i nie czekając na moją odpowiedź, znikasz w korytarzu.

Nie mija więcej niż parę sekund, kiedy ponownie pojawiasz się w salonie, trzymając w rękach parę opakowań kosmetyków. Przyglądając się twojej minie, zaczynam się obawiać, że nie masz zamiaru kończysz na jednym rodzaju. 

Po uprzątnięciu stołu z niepotrzebnych rzeczy, zaczynasz rozkładać na nim wszystko, co przyniosłeś: parę maseczek w płachcie, tubkę kremu i pędzelek (skąd ty w ogóle go masz?!) oraz kilka opakowań plastrów pod oczy. Czuję się jak tester albo gość oceniający produkty tuż przed nagraniem reklamy.

Bujasz się na palcach i cierpliwie czekasz aż coś wybiorę. Nie zadaję pytań względem tej niespodziewanej kolekcji, choć coś karze mi myśleć o Hoseoku, który w prawie równym stopniu interesuje się samodzielną pielęgnacją twarzy. Jako współlokatorzy macie wiele wspólnych tematów i zainteresowań. Może połowa produktów wzięła się w twoim koszyku właśnie dzięki niemu.

— Dobrze działa — komentujesz, gdy wyciągam rękę w stronę maski nawilżającej z nadrukiem tygryska. Wydaje się urocza i mało szkodliwa. Własną skórę uważam za oczyszczoną (odbywam regularne wizyty w salonie kosmetycznym), jednak po całym dniu przyda jej się nieco odżywienia i ładnie pachnących olejków.

Gdy rozrywam opakowanie, patrzysz na mnie radośnie i kompletnie zapominasz o sobie. Muszę ci o tym przypomnieć, a gdy już to robię, przewracasz oczami i nonszalancko sięgasz po hydrożelowe plastry pod oczy.

— Czuję się jak na jakimś babskim wieczorze — parskam, nieudolnie próbując nałożyć sobie maseczkę na twarz.

— Byłeś kiedyś na jakimś? — śmiejesz się i delikatnie uderzasz mnie w napięte ramię.

— Nie musiałem być, aby móc sobie to wyobrazić — stwierdzam spokojnie.

— Ale jesteś sztywny — rechoczesz, choć nie wiem czy to stwierdzenie ma związek z moim podejściem do naszej wieczornej pielęgnacji, czy postawą ciała, ponieważ siedzę niesamowicie prosto, jakby bojąc się że wilgotny materiał zaraz spadnie mi z twarzy na spodnie.

— Za chwilę zacznie się kolejny odcinek — mówię, wskazując dłonią na telewizor.

Zdecydowaliśmy się na maraton Friends po długich namowach ze strony Seokjina i Namjoona. Oboje bardzo polecali nam serial i tylko czekali aż go dla nich nadrobimy. Młodszy z Kimów pewnie wierzył, że historia paczki przyjaciół pomoże nam w podszlifowaniu naszego angielskiego. 

Seriale amerykańskie od pewnego czasu stały się naszym głównym tematem podczas weekendowych rozmów w restauracjach, gdy styrani po całym tygodniu mogliśmy wreszcie pobyć trochę poza domem i firmą. Yoongi z Hoseokiem ciągle wymieniają coraz to nowe tytuły, bądź niechcący spoilerują wydarzeniami ze "Stranger Things" lub "Domu z papieru". 

— Chcesz jeszcze piwo? Kupiłem całą zgrzewkę. Chłodzi się w lodówce — Wstajesz z kanapy, jakbym już powiedział "tak", ale oboje doskonale wiemy, że nawet gdybym zaprzeczył, i tak byś tam poszedł.

— Zostaw coś dla reszty! — wołam, lecz ty zbywasz mnie machnięciem ręki. — Yoongi i Jungkook mają własny zapas. Tylko z tobą i chłopakami się dzielę. Namjoon woli pewnie swoje trofea w studio, których jeszcze nie otworzył.

— Mówisz to tak, jakbyś planował się tam kiedyś zakraść.

— Znowu grzebiesz mi w myślach, TaeTae.

— Sam mi na to pozwalasz — śmieję się i podciągam nogi pod brodę, gdy stajesz tuż obok, czekając aż zrobię ci miejsce.

— No to zdrówko!

Oboje chwytamy za wąskie szyjki schłodzonych butelek i po głośnym stuknięciu, ponownie rozsiadamy się wygodnie na poduchach.

— Tylko mi nie zaśnij — dodajesz, gdy z głośników zaczyna wydobywać się muzyka intra.

— Obiecuję, Chim.

—  Obiecuję, Chim

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
撰 details collection。Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz