joon is typing...

219 15 6
                                    

your two universes

:・゚✦ *:・゚✧ *:・゚✦ *:・゚✧:・゚✦ *:・

Zawsze potrzebowałeś dwóch światów. Dwóch pokrywających się planet. W pogoni za mostem między nimi, opuszczałeś mnie.

Wymykałeś się w nocy, nad ranem lub znikałeś tuż po szkole. Gdy biegłem za tobą i wołałem, abyś zaczekał, nigdy nie zerkałeś za siebie. Im bardziej zmęczony się stawałem, tym mniej widziałem twój łopoczący na wietrze płaszcz i ślady trampek, odciśnięte na mokrej ziemi, tuż przy szerokim pasie asfaltowej drogi.

Odtrącałeś mnie, choć nie miałeś ku temu powodów — ledwo się znaliśmy. Od kiedy nas sobie przedstawiono, nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego. Chłodnym spojrzeniem skakałeś między mną a ojcem, który nieświadomy twojej jawnej niechęci przytulał swoją nową żonę.

Chciałem, aby żadnemu z nas nie brakowało szczęścia. Codziennie starałem się być dobrym starszym bratem, jednak z każdym moim krokiem w przód, ty robiłeś parę metrów w tył. Z czasem złagodniałeś, ale w odpowiedzi na własne słowa nadal otrzymywałem martwą ciszę.

Na zmianę naszej relacji zdecydowałeś się dopiero siedem lat po ślubie rodziców. To właśnie wtedy odbyłem swój pierwszy skok.

Było po północy, gdy po godzinie śledzenia cię, wślizgnąłem się po cichu do starej, w połowie wyburzonej kamienicy. Chłodny mur wyziębiał moje ciało i zmieniał kolor ust na fioletowy.

Oboje byliśmy przemoczeni, choć twoje ciało wydawało się bardziej drżeć. Burza dopadła nas niedaleko targu; niecałe pół kilometra od opuszczonej dzielnicy.

Cienki materiał koszulki, którą miałem pod skórzaną kurtką, oblepił cały mój tors, stając się drugą skórą. Woda mieszała się z potem, który niekontrolowanie spływał mi po skroniach. Byłem zmęczony i ledwo trzymałem się na nogach.

Opierając dłoń na metalowej poręczy, spojrzałem w górę. Stałeś parę schodów wyżej i bez słowa obserwowałeś jak chwieję się z wycieńczenia - nasza kondycja nie była sobie równa.

Twoje mokre włosy wyglądały jak strąki uschniętej rośliny. Lepiły ci się do czoła i wpadały do oczu. Brodę trzymałeś lekko uniesioną do góry, co sprawiło, że przez głowę przeszła mi niekontrolowana wiązanka przekleństw.

Widząc jak powoli zaczynam wspinać się po schodach, ponownie zerwałeś się do biegu.

W ciągu paru sekund wyprzedziłeś mnie o parę kondygnacji. Gdy dotarłem na drugie piętro, ty kończyłeś wbiegać na piąte. Unosząc głowę do góry widziałem jedynie labirynt schodów i twoją rozmazującą się sylwetkę.

— Taehyung! — krzyknąłem i poirytowany faktem, że znowu mnie zostawiasz, przyspieszyłem.

Mimo różnicy wieku, biegłem za tobą jak pięcioletni dzieciak. Moje ciało wypełniała ciekawość i ekscytacja. Nie tyle chciałem się do ciebie zbliżyć, co pierwszy raz zdecydowanie przekroczyć granicę, jaką między nami stworzyłeś. Zniszczyć mur, rozetrzeć narysowaną w dzieciństwie białą linię kredy.

— Taehyung! — wołałem, czując jak gardło zaciska się i wypełnia ogniem.

Po paru nawoływaniach zwolniłeś. Spojrzałeś w moją stronę, a po ciele przeszedł mnie dreszcz. Świdrowałeś mnie ciemnym spojrzeniem i wykrzywiałeś usta w lekkim... uśmiechu. Obserwując jak pokonuję ostatnie schody, oparłeś dłonie na trzeszczącej balustradzie.

— Jeśli naprawdę chcesz, musisz być szybszy — powiedziałeś i ponownie odwróciłeś się do mnie tyłem.

Nie miałem zielonego pojęcia, o co ci chodziło, ale nawet to nie sprawiło, że poczułem się zniechęcony podążaniem za tobą.

撰 details collection。Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz