Ze snu wyrwały go promienie słoneczne, które bezczelnie zakłócały jego prywatność, wpadając przez niezasłonięte wieczorem okno.
Stęknął głośno. Przeszywający ból głowy dał znać o sobie. Pustynia w gardle była kolejnym dowodem jego wieczornych poczynań. Chciał się podnieść z łóżka w nadziei, że prysznic postawi go na nogi. Jednak było to zadanie niewykonalne w tym momencie. Czuł się tak, jakby umarł, a teraz próbował zmartwychwstać z tym, że to, co go zabiło, ze zdwojoną siłą atakowało jego wątłe ciało.
Nagły ruch spowodował rewolucję, żołądek odmówił posłuszeństwa. Zbuntował się ostro i agresywnie, tak bardzo, iż ledwo zdążył dobiec do łazienki.
Po prawie godzinie spędzonej na uzewnętrznianiu się i wsłuchiwaniu w szum muszli sedesowej odzyskał odrobinę siły, na tyle, że był w stanie przejść do kuchni. Potrzebował wody... dużo wody albo jakiegokolwiek innego płynu, który uzupełniłby braki, które powstały wskutek jego wczorajszego pijaństwa.
Miał, co prawda w zasięgu ręki kran w łazience, ale nauczony doświadczeniem wiedział, że picie wody prosto z niego, nie jest dobrym pomysłem. Nie tutaj, nie w tym mieszkaniu, gdzie woda prawdopodobniej nie spełniała wymogów sanitarnych, gdyż raz już się od niej pochorował i niepotrzebna była mu powtórka z rozrywki tym bardziej w stanie, w jakim się znajdował.Przeszedł do kuchni, ledwo powłócząc nogami. Zajrzał do lodówki, właściwie nie wiadomo, po co. Wiedział, co tam znajdzie mianowicie tylko światełko, ale mimo tego sprawdził jej zawartość, a raczej jej brak.
Najgorsze w tym całym jego cierpieniu było to, że nie pamiętał momentu, kiedy znalazł się w łóżku, miał nadzieję, że było to jedyne utracone wspomnienie i że nie zrobił nic głupiego.Jego pamięć sięgała chwili, w której odprowadził siostrę do drzwi, reszta to tylko czarna plama.
Kątem oka dostrzegł na stoliku w salonie jakiś kształt, nie przypominał sobie, by coś takiego kiedykolwiek tam stało. Pięciolitrowa butla z wodą zajmowała pół stolika, a spod niej wystawała kartka papieru.
Zdziwiony podszedł do niej i odczytał słowa z kartki:„Myślę, że Ci się to bardzo przyda :D
Izzy"Nie miał pojęcia jak i kiedy siostra dostała się do jego mieszkania, ale był jej dozgonnie wdzięczny za ten podarunek.
Łapczywie dopadł do butelki, nie trudząc się nalewaniem do szklanki. Nie ważne, że płyn wylewał się niekontrolowanymi falami, zalewając mu koszulkę, a nawet trafiając do nosa. W końcu poczuł delikatną ulgę, kiedy suchość w gardle zniknęła.
Wiedział, że to tylko na chwilę, ale lepsze to niż nic. Wtedy dostrzegł opakowanie z aspiryną, w tym momencie wielbił Isabelle pod niebiosa. Ratowała mu życie przynajmniej w jego mniemaniu.
Ponownie rozejrzał się po mieszkaniu przekrwionym wzrokiem, coś mu nie pasowało. Drzwi do jego pracowni skrzętnie zamknięte; zaraz po tym jak z niej wybiegł, po przyznaniu się Banowi o swojej orientacji, teraz stały otworem. Niechętnie zbliżył się do pomieszczenia. Obrotowe krzesło leżało przewrócone na podłodze i o zgrozo na komputerze migała kontrolka, świadcząca o tym, że jest podłączony do zasilania. Oblał się zimnym potem, który nie miał nic wspólnego z kacem męczącym go od rana. Doskonale pamiętał, jak w panice wyrwał z kontaktu kabel.
Nie chciał nawet myśleć, co robił, albo, co gorsza, do kogo pisał, będąc pozbawiony świadomości. Już raz zdarzyło mu się coś takiego i do dziś był zażenowany tym, co wtedy wyprawiał. Choć z perspektywy czasu, nic nie mogło być gorsze niż to, co podejrzewał, że zrobił tym razem. Miał tylko nadzieję, że nikomu nie naubliżał, a mówiąc nikomu, miał na myśli Camille, bo tylko do niej pałał, aż taka nienawiścią.
Niepewnie podszedł do biurka, zastygł z palcem na przycisku uruchamiającym komputer. W ostatniej chwili zrezygnował.Nie mam teraz na to siły.
Usprawiedliwił się w myślach. Wrócił do salonu. Droga do sypialni wydawała mu się wyprawą nie do zrealizowania, zresztą tutaj miał wszystko, czego potrzebował. Koc, którym mógł się nakryć, nieco przykrótką, jak na jego wzrost kanapę i dostęp do wodopoju. Zażył aspirynę i w nadziei, że obudzi się w lepszym stanie, zapadł w niespokojny sen.Ponowne przebudzenie było o niebo lepsze, nie czuł już przeszywającego bólu głowy, nawet ze zdziwieniem stwierdził, że odczuwa głód. Wiedział jednak, że to pozorne uczucie i cokolwiek by teraz zjadł, wróciłoby z niego szybciej, niż znalazłoby się w żołądku.
Z ociąganiem wstał z zamiarem przyniesienia szklanki, nie chciał po raz kolejny serwować sobie prysznica z butli wody.
Wtedy ponownie spojrzał w stronę „pracowni", jakiś cichy głosik mówił mu "nie idź tam", jednak ciekawość zwyciężyła.
Podniósł krzesło i usiadł na nim. Chwilę się wahał zanim uruchomił urządzenie. A kiedy to się stało, szybko włączył historię ostatnio przeglądanych stron. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, iż jedyną była strona dobrze mu znana. Portal społecznościowy, na którym spędzał większość swojego czasu.
Wiedziony przeczuciem uruchomił okienko konwersacji. Pierwsze z brzegu. Nie przypadkowe. Od dawna nie pisał z nikim innym i ta osoba była na szczycie listy.
Nie zdziwił się zbytnio tym, że napisał do Magnusa. To było przewidywalne, skoro mężczyzna nieustannie gościł w jego myślach, to logiczne było, że pozbawiony samokontroli pierwsze kroki tudzież słowa skieruje właśnie do niego. Kontakt z nim, nawet wyłącznie wirtualny był dla niego jak powietrze, nadawał jego smutnej egzystencji sensu. Jednak nie tego się spodziewał. Szybko przewinął rozmowę do początku. Absolutnie nic z niej nie pamiętał.Wraz z pochłanianym tekstem robiło mu się na przemian zimno i gorąco, zlał się potem, jakby trawiła go gorączka. Miał ochotę zapaść się pod ziemie. Kac, który go maltretował od rana, był niczym z kacem moralnym, który teraz go męczył.
Ta rozmowa tak nasycona podtekstami, była tak wysoce niemoralna w jego odczuciu. Jak on mógł... wiedząc, że Magnus jest żonaty prowadzić z nim tę grę na słowa. Na słowa, które de facto bardzo mu schlebiały. I pomimo odrazy, którą teraz do siebie czuł, nie potrafił o nich zapomnieć.
A do tego to on sam we własnej osobie zapoczątkował tę wymianę podtekstów, to on niczym urażona nastolatka przepełniony żalem za niespełnioną miłością wyrzucał Bane'owi, że nie byli parą, kiedy jakby nie było wina od zawsze leżała po jego stronie.
Kiedy doczytał do fragmentu o tym, że Azjata ma na niego ochotę, spłonął rumieńcem, który pogłębił się, gdy wróciło do niego jedyne wspomnienie z poprzedniego wieczora. On pod prysznicem... ręka na własnym penisie, która w szaleńczym tempie go stymulowała, a pod powiekami obraz Magnusa. Nagiego Magnusa razem z nim pod prysznicem, który wbija się w niego raz za razem.
Tego było dla niego za wiele. Wyłączył komputer i ze łzami w oczach wrócił do sypialni. Chciał zagrzebać się pod kołdrą i nigdy już spod niej nie wyjść. A najlepiej od razu wskoczyć w otchłań piekielną, gdyż wiedział, że tam właśnie jest jego miejsce.Wiedział, jak bardzo ta rozmowa i późniejszy finał były niewłaściwe, odczuwał wstyd tak ogromny, iż przypuszczał, że już nigdy nie napisze do Bane'a. Nie po tym, jak żonaty mężczyzna wyznał mu, że ma na niego ochotę. I to nie dlatego, że uważał to za niemoralne, a dlatego, że wiedział, iż wystarczyłoby tylko jedno słowo, a on oddałby mu się w całości. A z drugiej strony, co on miał teraz myśleć o Azjacie. Chwilę wcześniej pisał mu, jak to bardzo kocha żonę, jak są bardzo ze sobą szczęśliwi, a potem to... Nie chciał być zabawką, odskocznią od codzienności. Nie po tym, co przeszedł. Chciał tylko miłości i zrozumienia.
Gorzko zapłakał nad swoim losem. Nie sądził, że odnowienie kontaktu z Magnusem, to o czym przez wiele lat marzył, odbije się na nim w ten sposób.
Wciąż szlochał kiedy rozdzwonił się jego telefon, zerknął na wyświetlacz. To była Izzy. Nie chciał z nią rozmawiać, nie w tym stanie. Niepotrzebne mu były teraz niewygodne pytania siostry. Odrzucił połączenie, a po chwili namysłu wysłał do niej SMS.Nie mogę teraz rozmawiać. U mnie wszystko ok.
Sądził, że dzwoni właśnie po to, by dowiedzieć się o jego samopoczucie. Okrutnie się mylił...
CZYTASZ
Miłość, która przyszła mailem ( Malec)
FanficAlec Lightwood to dwudziestosiedmioletni, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Posiadał nietypową urodę, na którą składały się czarne jak węgiel włosy i niebieskie oczy o niespotykanym odcieniu. W zależności od nastroju zmieniały swoją barwę, przez b...