12

763 69 60
                                    

Minęło kilka dni, wleczących się w nieskończoność, podszytych strachem i udręką. Nie wiedział, co ani jak ma zrobić, by dotrzeć do Magnusa.

Historie na temat wersji wydarzeń mnożyły się, jak króliki na wiosnę. Było ich niezliczenie wiele, ale jednego Alec był pewny, żadna nie była prawdziwa. Nawet by ich nie słuchał, gdyby nie jego nadpobudliwa siostra, która niemal codziennie odwiedzała go z kolejną porcją plotek. Miał dosyć zarówno jej jak i obaw, które go nawiedzały. Co będzie, jeśli Bane sobie nie poradzi? Jeśli zrobi coś...coś nieodwracalnego.

Jednak pomimo tego, że drżał na samą myśl, że Magnusowi może się coś stać. I słabł za każdym razem, gdy Isabelle pojawiała się z nową rewelacją z obawy, że to może być właśnie ta informacja, której nigdy nie chciał usłyszeć, nie potrafił zebrać się w sobie, by cokolwiek w tym kierunku zrobić.

Nie miał pojęcia gdzie szukać Azjaty. Pomimo tych kilku rozmów, które mieli za sobą, nigdy nie dowiedział się na jego temat niczego istotnego. Nie znał miejsca jego pracy, ani adresu zamieszkania. Wiedział jedynie, że mieszka w Nowym Jorku... nic poza tym.

Przez większość czasu był obecny tylko ciałem, a myśli nieustannie towarzyszyły Magnusowi. Nie mógł spać, ani jeść. Zmęczenie odbijało się na jego koncentracji. Pewnie, dlatego wśród kopert z rachunkami do zapłacenia nie zauważył jednego niczym niewyróżniającego się listu, który od kilku dobrych dni leżał sobie na stoliku przy drzwiach, czekając, aż ktoś wreszcie się nad nim zlituje i go przeczyta. Skąd mógł przypuszczać, że w dzisiejszych czasach ktoś jeszcze korzysta z tego sposobu komunikacji.

Dopiero kiedy przez przypadek strącił stertę papierów na podłogę, w czasie ich porządkowania odnalazł list od Bane'a. Nie miał pojęcia, skąd miał jego adres, ale to akurat nie było istotne. Najważniejsza była treść.

Ręce mu drżały, serce waliło w piersi, jakby chciało połamać mu żebra. Trzęsącymi się palcami rozrywał białą kopertę. Nie wiedzieć, dlaczego miał złe przeczucia, coś mu mówiło, że to list pożegnalny... ostatnie słowa. Odczuł niewyobrażalną ulgę, gdy okazało się, że się mylił.

Po przeczytaniu kilku pierwszych zdań oblał się potem. Nie dowierzał w to, co czytał. Jak to możliwe, że Magnus darzył go uczuciem przez tak długi czas, a on tego nie zauważał? Czy strach przed Sebastianem przysłonił mu zdrowy osąd, czy może jednak był to strach przed samym sobą? Przed uczuciami i prawdą o sobie.

Wzmianka o przyjaźni mile połechtała jego ego, chociaż on nie chciał tylko przyjaźni, a o wiele, wiele więcej. Jednak od czegoś trzeba zacząć, tak sobie to tłumaczył, wybierając numer podany na końcu listu.

***

- Słucham?- odezwał się cichy, zmęczony głos. Jednak Alec poznał go od razu. Przez wiele lat śnił o nim po nocach. Potem niestety wspomnienie zatarło się wraz z upływającym czasem, teraz jednak powróciło ze zdwojoną mocą.

- To ja Alec... dopiero dostałem twój list - odpowiedział zmieszany.

-Aaaa no tak - głos po drugiej stronie zdawał się być pozbawiony wszelkich emocji.

- Przepraszam, że tak długo to trwało, ale jeśli nadal chcesz się spotkać, to powiedz tylko gdzie i kiedy - pomimo sytuacji Aleca rozpierał entuzjazm. W końcu po tylu latach miał go nareszcie zobaczyć.

- Wiesz... - zaczął nieco niepewnie - chyba niepotrzebnie go wysłałem... to było pod wpływem chwili... i sam wiesz...

To było jak cios... pocisk, który trafił prosto w serce, ale zamiast zabić go i dać wytchnienie rykoszetuje w środku i rozrywa wszystko, co napotka na swojej drodze. Tak właśnie się czuł, jakby coś rozszarpało go od środka. Nadzieja została uśmiercona, zanim zdążyła urosnąć w siłę.

- Skoro tak... - nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo jest zawiedziony, jednak nutka żalu wdarła się w jego słowa - w takim razie nie przeszkadzam, będę kończyć...

- Poczekaj ... - przerwał mu, a ta przeklęta nadzieja po raz kolejny próbowała zmartwychwstać - właściwie to, czemu nie. Pasuje ci dzisiaj?

Szybko przeanalizował w głowie swój grafik. Dziś był ten dzień, kiedy napięty był do granic możliwości, ale są sprawy ważne i ważniejsze, a urlop na żądanie jest prawem, a nie przywilejem. Zbyt wiele lat na to czekał, by teraz praca pokrzyżowała mu plany.

- Tak pasuje mi - odpowiedział z entuzjazmem - kiedy?

- Może teraz?

Miłość, która przyszła mailem ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz