VIII

166 9 2
                                    

      Zrobiło mu sie niedobrze gdy samochód zatrzymał sie przed biurowcem. Oddychał głęboko opanowując drżenie rąk. Kierowca podniósł na niego wzrok w lusterku wstecznym. Był wyraźnie zaniepokojony stanem swojego szefa. Paradoksem zajmowania się światkiem przestępczym w Chicago, było to że działało to wszystko jak wielkie firmy. Współpraca partnerska w ich przypadku opierała się na wymianie plotek,wspólnej mobilizacji w przypadku konkurencji. Wróg twojego wroga jest twoim przyjacielem – Darius powtarzał to sobie wiele razy. Był bezwzględny również. Zajmował się handlem kokainą i o dziwo dobrze współpracowało mu się z Babą. Wyraźnie zaznaczała, że zajmuje się tylko bronią. I nie miała jakichkolwiek obaw by zainteresowanych kupnem narkotyków odsyłać właśnie do niego. On robił dokładnie to samo jeśli chodzi o broń. Z jednej strony nie chciał się jej narażać, ponieważ mógł liczyć na jej pomoc gdy ktoś chce przejąć jego wpływy. Tak, ten rynek był bardzo niestabilny. Dzisiaj byłeś królem, jutro nie masz nic. Tylko ludzie bez sumienia dochodzili do czegoś. Zaśmiał się pod nosem. Baba była od niego o wiele lat młodsza. A jednak przerażało go spotkanie z nią. Bo z drugiej strony wolał z nią się dogadać niż walczyć. Wiedział, mówiono o tym na mieście, że jak trzeba to nie przejmuje się brudzeniem rąk. Za pieniądze kupiła najważniejsze osoby w mieście. I to było straszne. Była jedyną kobietą wśród największych gangów w Chicago. A jednak to przednią wszyscy się płaszczyli. Wszyscy, nie ważne czy to Afroamerykanie, Meksykańcy, Latynosi, Turcy czy Chińczycy,wiedzieli, że z Babą się nie walczy. Że z Babą się nie wygra. Miała całą armię ludzi, tutaj w Chicago. Nie wiedzieli nigdy czy nie podkupiła kogokolwiek od nich. Była taką Yakuzą, tylko w wersji Europejskiej. Pracowali dla niej zarówno Amerykanie, Ukraińcy, Czeczeni czy Chińczycy. Jednak najbliżej trzymała tylko Rosjan. Większość jej grupy to jej krajanie. Pozostałe nacje to odsetek procenta. Wysiadł z samochodu. Nie chciał się spóźnić. Baba nie traktowała poważnie zarówno kogoś kto był niepoważny jak i tego kto się spóźniał. Kiedy zamknął drzwi od samochodu, kierowca odjechał na parking. Darius poprawił płaszcz i wszedł do budynku. Minął recepcję bez najmniejszej reakcji. Serce zaraz mu stanie. Zrobiło mu się słabo, kiedy w windzie wcisnął guzik odpowiedniego piętra.
- Przecież cie nie zabije – powtarzał sobie w myślach. Z każdą minutą był jednak tego co raz mniej pewny. Kiedy drzwi od windy się otworzyły stał tam jeden z jej ochroniarzy. Jego posępna twarz była przecięta blizną. Brązowe oczy były wodniste, bez wyrazu. Marynarka i koszula opinała mięśnie na jego ramionach i barkach. Usta złożone w cienką linię nawet nie drgnęły kiedy Darius uśmiechnął się do niego. Siergiej był z Babą od samego początku. Pilnował jej jeszcze zanim przejęła władzę. Afroamerykanin znał doskonale całą historię jej rodziny. Znał dobrze jej ojca. To z nim przeżywał pierwszy rozkwit interesów. Pamiętał Babę gdy była nastolatka. Rozpuszczoną, rozwydrzoną nastolatką. Pamięta jej szelmowskie spojrzenie kiedy potrafiła przerywać im spotkanie w połowie. Wchodziła wtedy do sali i nie witając się z nikim siadała w kącie. Miała swoje krzesło w rogu przy oknie. Tam siadała zakładając nogę na nogę i ich słuchała.
- Zhemchuzhinka – odwracał się do niej z szerokim uśmiechem.
- Papa! - uśmiechała się do niego jak mała córeczka do swojego ojca. Zawsze nazywał ją perełką. Dlatego nikt nie wiedział nawet jak Baba miała na imię. Dlaczego z perełki przeszła na babcię? Była młoda, piękna. A kazała się nazywać właśnie Baba. Mówi się, że całym mózgiem była jej babka. Kobieta która mieszkała w Rosji, która nigdy nieprzekroczyła granicy rosyjsko-amerykańskiej. Więc jego córka została Babą. Siergiej pilnował Baby od czternastu lat. Przez czternaście lat nawet nie wpadł na pomysł wypchać jej za okno lub kolokwialnie mówiąc sprzedać. Był diabelnie lojalny. I takimi lojalnymi ludźmi otaczała się Baba najbliżej. Wyszedł z windy i rozłożył szeroko ręce. Mężczyzna schylił się i zaczął go przeszukiwać. Darius odnosił wrażenie, że Baba w stu procentach ufała tylko Siergiejowi. Poczuł jego uścisk na pasie. Zza paska wyciągnął jego broń. Z kieszeni płaszcza wyjął telefon. Standardowa procedura. W końcu mężczyzna wyprostował się trzymając jego rzeczy w dłoni.
- Zapraszam – skierował się pierwszy w kierunku drzwi. Znał tą drogę doskonale. Czarny marmur na podłodze o dziwo dobrze tłumił ich kroki. Biały marmur na ścianach odbijał światło z kryształowych żyrandoli. Cała jej rodzina uwielbiała światło. W dobrych czasach wiele dni spędził z jej ojcem. Baba wyznawała zasadę, że wszystkich trzeba trzymać na znaczący dystans. Kiedy więc jej ojciec wrócił do Rosji zajmować się polityką, ona ucięła wszelkie bliskie relacje z nimi. Wszystkimi. Teraz stała w jasnej sali, gdzie spotykał się z jej ojcem, twarzą do okna. Ręce jak zwykle trzymała skrzyżowane na plecach. Włosy związane w słowiański warkocz odsłaniał jej szyję. Biały sweter i czarna kamizelka podbijana sztucznym futrem leżała na niej dobrze. Na stopach jak zwykle miała trampki. Domyślał się, że kobieta ceniła komfort przemieszczania się. Spodnie były niezwykle dopasowane. Darius zatrzymał się przy stole.
- Darius – jej dźwięczny głos z akcentem rosyjskim brzmiał niezwykle uroczo.
- Baba – skinął głową. Odwróciła się w jego kierunku. Podeszła do niego i obiema dłońmi uścisnęła jego dłoń.
- Co cie tu sprowadza? Masz dla mnie jakiegoś nowego klienta? - Afroamerykanin zawsze zastanawiał się czy Baba odczuwa w ogóle coś takiego jak strach albo niepokój.
- Mam pewne, niepokojące informacje – wskazała na kanapę. Jedna część całej sali zajęta była przez stół gdzie siedzieli wszyscy. Gdzie dyskutowali o planach, wrogach i wdrażali jakiekolwiek działania. Druga część to kanapy otaczające mały stolik kawowy. Tam najpewniej siadała tylko ona i jej najbliżsi współpracownicy. Przeszli we wskazanym kierunku. Czuł dziwny strach przed tym. Usiedli. Założyła nogę na nogę.
- Siergiej przejdziesz po herbatę, proszę? - spojrzała na ochroniarza – Bo masz czas na herbatę, Darius? - teraz zsunęła wzrok na przybysza.
-Oczywiście – skinął głową i rozsunął płaszcz. Ochroniarz skinął głową i zniknął. Oddychał głęboko chcąc się uspokoić. Zostali sami. Czuł na sobie spojrzenie jej niebieskich oczu. Ślizgały się po jego twarzy niczym wąż. Miażdżyła go tym spojrzeniem. Kilka minut później wrócił Siergiej z tacą. Postawił ją na stoliku i odsunął się w bok. Ponownie zastygł. Darius obserwował go w skupieniu. Usłyszał strzęk porcelany.
-To co to za niepokojące informacje przynosisz?
- Moi chłopcy donieśli mi, że policja o ciebie pyta – spojrzał na nią. Uniosła brew.
- Znaleźli tego twojego gońca na strefie poprzemysłowej i zaczynają kopać – obserwował jej twarz w skupieniu. Ale ta słuchała go skupiając się na parującej herbacie.
- Powiedz mi jak dobrze znasz sierżanta Voight'a? -podniosła wzrok tak gwałtownie, że Darius podskoczył. Zaśmiała się widząc jego reakcję.
- Wiem tylko, że jest zawziętym sukinsynem. Nie odpuszcza choćby miał zejść do piekła po kogoś kogo szuka – wymamrotał. Postawiła filiżankę na spodku na swoim udzie.
- A znasz jego cenę? Każdy przecież jakąś ma – zaschło mu w gardle. Zbliżył do ust filiżankę. Ciepła herbata rozlała się przyjemnie po jego wnętrzu.
- Wydaje mi się, że Voight jej nie ma. Jego jedyny syn zginął, dziewczyna którą traktował jak córkę wyjechała. Przyjaciel zginął w więzieniu.Wydaje mi się, że...
- Darius, Darius... Opanuj się. Nigdy nie uderzałam w czuły punkt kogokolwiek jakim jest rodzina. Mi chodzi o pieniądze, tylko o pieniądze. Wiem jakim rodzina jest skarbem dla każdego człowieka i tej świętości nie mam zamiaru kalać w swoich biznesach – pokręciła głową.
- Voight sześć lat temu wyszedł z więzienia. Był brudnym gliną. W więzieniu przeszedł jakąś przemianę bo już nie jest umoczony – wyjaśnił spokojnie. Stres go właśnie powoli opuszczał.
      Kolejne wezwanie spowodowało, że dzień pracy im się właśnie przedłużył. Niechętnie zbierali się na miejsce zbrodni. Teraz kręcili się po całym parku, gdzie doszło do eskalacji przemocy. Małe spory między gangami musiały zostać szybko rozwiązane. Nie chcieli więcej rozlewu krwi. Musieli działać szybko. Detektywi zbierali dowody i rozmawiali ze świadkami. Voight rozglądał się z zainteresowaniem. Szukał potencjalnych sprawców. Tacy w takich sprawach za każdym razem wracali. Wsunął ręce do kieszeni i obracał się wśród ludzi. Zatrzymał się na małym chłopcu z rowerem. Wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem. Czekał aż sierżant go dostrzeże. Przekrzywił głowę. Chłopiec mógł mieć maksymalnie czternaście lat. Gdy poczuł na sobie wzrok Voight'a podniósł rękę. Mężczyzna zrobił krok w jego kierunku. Ale chłopiec stał dalej. Czekał na niego. Hank szybko zmniejszył dystans między nimi.
- Pan sierżant Hank Voight? - podniósł wzrok i zsunął się z roweru. Zsunął z ramienia plecak i postawił go na ziemię.
- Tak jest mały. Co się stało? Widziałeś coś?
- Baba chce się spotkać – na te słowa wyprostował się. Chłopiec z plecaka wyjął komórkę. Podał ją sierżantowi. Mężczyzna poczuł jakby grał w marnej podróbce programu, który ma za zadanie wkręcać zwykłych ludzi. Rozejrzał się dookoła.
- Słucham?
- Baba chce się spotkać. Niedługo do pana zadzwoni – usłyszał w jego głosie wyraźny rosyjski akcent. Zacisnął palce na komórce. Nagle chłopiec bez słowa wskoczył na rower. Kiedy zniknął za rogiem telefon rozdzwonił się. Voight odwrócił wzrok za siebie. Nikt mu się nie przyglądał. Nacisnął zieloną słuchawkę i przeszedł pod taśmą. Oddalał się od zbiegowiska. 

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz