X

165 10 5
                                    

    Mercedes zatrzymał się przy czekającym niedaleko silosów sierżancie. Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Rozmowa z Babą była dosyć krótka. Zniekształcony głos poinformował go, że Baba wyraża chęć spotkania się. Zaproponowano godzinę na którą sierżant przystał. Nie zdziwiło go to, że było to po zmroku. Drzwi otworzyły się i wyszedł ze środka mężczyzna. Hank zlustrował go wzrokiem. Wysoki, koło pięćdziesiątki. Dalej mógł pochwalić się dobrą kondycją fizyczną. Blizna na prawym poliku ciągnęła się aż do linii szczęki. Była gruba i szarpana. Od noża albo czegoś równie ostrego. Mężczyzna nachylił się do Voight'a i zaczął standardowe przeszukanie. W końcu wyprostował się trzymając dwie sztuki broni oraz telefon policjanta w garści. Silnik cicho pracował a spaliny unosiły się leniwie z rury wydechowej. Na wiadukt obok nich wjechała kolejka miejska. W oddali słychać było szum jeziora. Było przeraźliwie zimno. Mężczyzna w czarnym garniturze odsunął się od policjanta i złapał za klamkę od drzwi. Ruchem głowy wskazał by Hank wsiadł. Zajął miejsce przy drzwiach. Po drugiej stronie siedział ktoś. Postać ubrana była na czarno więc w mroku nie mógł dostrzec żadnych cech szczególnych. Jego współpasażer siedział w milczeniu trzymając dłonie na udach. Drzwi od auta zamknęły się. Mężczyzna który go przeszukiwał usiadł obok kierowcy. Samochód powoli ruszał. Wewnątrz panował mrok. Hank nie widział kim była osoba siedząca obok. Wyjechali na ulice miasta i dostosowali prędkość do innych aut.
- Dobry wieczór sierżancie. W końcu mam niesamowitą przyjemność poznać człowieka, który ostatnio zadaje dużo pytań na mój temat – kobiecy głos go poraził. Niemożliwe było, żeby Baba była kobietą. Słyszał doskonale w jej głosie rosyjski akcent. Dźwięk jej głosu był miękki, melodyczny. Rzadko coś wprowadza sierżanta Voight'a w osłupienie. Ale tej kobiecie się doskonale to udało.
- A więc to ty jesteś Baba?
- Brzmi pan na zdziwionego. Nie spodziewał się pan, że jestem kobietą?
-Nie zaprzeczam – mruknął. Poprawił się na siedzeniu i wpatrywał w kobietę. Na głowie miała kaptur. Mimo przejeżdżania w okolicach lamp ulicznych i tak nie widział jej twarzy.
- Wiele rzeczy nie jest takimi jakie się wydają – oznajmiła nostalgicznie. Mężczyzna rozejrzał się nerwowo dookoła. Czuł się w dalszym ciągu zaskoczony. Baba przyglądała się ulicy chłonąc ciepłe światła lamp i reflektorów innych aut.
-Zastanawiam się sierżancie, co panu zrobiłam, że pan tak o mnie pyta. Nigdy się to nie zdarzyło prędzej
- Znaleźliśmy ciało mężczyzny, który był powiązany z tobą – oznajmił. Nie miał w zwyczaju owijać w bawełnę. Dostrzegł jak Baba założyła nogę na nogę.
- Ciekawe – mruknęła – W jaki sposób?
- Robił interesy z ludźmi, z którymi pracujesz – oznajmił. Usłyszał jej cichy chichot. Jej głos jak i śmiech były bardzo ciepłe,melodyczne. Tak więc brzmiała kobieta przed którą drżało całe miasto?
- Niewinna dopóki nie udowodni mi pan winy – oznajmiła
- Obserwuję cię, Baba – mruknął. Nie wzbudzała w nim żadnego strachu czy respektu. Chociaż nie. Szanował ją. Szanował każdego swojego wroga. A ona właśnie była wrogiem na którym musiał się skupić.
- Cieszę się – skinęła głową– Policja jest bardzo potrzebna w tym mieście. Jest piękne, słodkie, kuszące ale kryje w sobie drugą naturę. Tą ciemną, groźną. I pan, jako stróż prawa, powinien bronić tych ludzi przed tym okrutnym potworem, który żywi się strachem i przemocą.Czuję się bezpieczniejsza i spokojniejsza kiedy pan to mówi – jej głos nie zmienił się nawet o nutę. Mówiła spokojnie, ciepło. Nie drażniła się z nim. Była zupełnie szczera. Hank nie spuszczał z niej wzroku. Przetarł twarz pospiesznie. Była zagadką. Kobietą z Rosji o miękkim głosie. Ale w dalszym ciągu nie widział jej twarzy.
- Czy to groźba?
- Gdzież bym śmiała. Stwierdzam fakty – oznajmiła – Proszę mi powiedzieć sierżancie. Kocha pan to miasto?
- Oczywiście
- Więc wie pan, że bezpieczeństwo ludzi, którzy tu żyją jest priorytetem?
-Wiem – skinął głową
- Czyli jak dobrze rozumiem, mój mały prezent z okazji nawiązania między nami współpracy bardzo się panu spodobał? Lepiej się panu i pańskiemu zespołowi pracuje kiedy wydział wewnętrzny dał wam spokój, prawda? - słysząc to pytanie Voight zerwał się lekko.
- Ty to załatwiłaś?
-Ale co? - była szczerze zaskoczona tym pytaniem. Samochód nagle zatrzymał się. Mężczyzna siedzący jako pasażer wysiadł. Hanko dwrócił głowę w prawo i dostrzegł, że stoją pod jego domem. Poczuł rosnącą wściekłość.
- Proszę mi wierzyć sierżancie, nie mam zamiaru panu grozić. Wiem co przeszedł pan w życiu i chcę panu pomóc. Ale na przyszłość polecam czasami zrzucić z tonu i jeśli coś chce odejść to mu na to pozwolić – rzuciła spokojnym tonem gdy odwrócił się w jej kierunku. Dostrzegł jej spojrzenie. Niebieskie oczy wpatrywały się w jego oczy. Twarz była przysłonięta. Widział tylko te oczy o pięknej barwie.
- W co ty grasz? I tak cię zamknę – warknął
-Wysoko stawia pan sobie poprzeczkę. W nic nie gram. Chcę sobie żyć spokojnie jak do tej pory – nie odwróciła głowy. Widział jej oczy. Ta kobieta nie miała nawet trzydziestu lat. Był w jeszcze większym szoku niż na początku.
- Sierżancie, uwierz mi na słowo. Z mojej strony nie spadnie panu włos z głowy. Nie chcę się pana pozbywać. Chcę współpracy – drzwi otworzyły się. Mężczyzna z kieszeni wyciągnął jego broń i telefon. Voight wysiadł powoli z samochodu. Odebrał swoje rzeczy od mężczyzny.
-Dobrej nocy sierżancie. Proszę o siebie dbać, łatwo o tej porze roku złapać jakieś choróbsko – rzuciła jeszcze za nim. Ochroniarz wsunął się do samochodu i zamknął drzwi. Voight obserwował mercedesa jak odjeżdżał. Nie mógł wyjść z dziwnego przeświadczenia, że ta dziewczyna rzeczywiście mu nie groziła. Obrócił się dookoła własnej osi. Młoda kobieta, Rosjanka,trzęsła całym miastem po tej stronie kanału. To było jeszcze dziecko. Mercedes zniknął za zakrętem. Voight rozejrzał się dookoła. Nic podejrzanego nie rzuciło mu się w oczy. I tak będzie szukał jakiegoś tropu, żeby znaleźć Babę.
    Przemaszerowała po salonie w swoim rodzinnym domu. Po spotkaniu z sierżantem, pojechała prosto na lotnisku gdzie czekał na nią samolot. Samolot, który zabrał ją do domu. Baba była osobą bardzo rodzinną. Kochała całą swoją rodzinę. Skoczyłaby za nią w ogień. To była jej jedyna słabość na tym świecie. Ale jej rodzina była tutaj tak samo potężna jak w Chicago. Nikt nie mógł jej skrzywdzić. Odwróciła się z impetem słuchając swojego kuzyna. Cała jej rodzina była rozproszona po świecie. Rodzice, babka oraz kilku kuzynów mieszkali w Rosji. Pozostali rozpierzchli się. Baba nie miała rodzeństwa. Była jedynaczką, królową. Była jedyną wnuczką swojej babki.
- Dobra, dobra uspokójmy się – tylko przy nich pozwalała sobie na rozwiązłość emocjonalną.
-Jeśli Vladim potrzebujesz pomocy to powiedz mi tylko jakiej. Załatwię przecież wszystko. Dlaczego znowu zostałam pominięta?
- Bo masz swoje problemy. Wiemy, że policja w Chicago o ciebie wypytuje – mruknął mężczyzna upijając whiskey ze szklanki. Prychnęła.
- To mały pikuś – machnęła ręką. Rozległo się pukanie. Zamilkli i wpatrywali się w drzwi. Pojawił się tam mężczyzna z kopertą w dłoni. Po przylocie do domu poprosiła kilka osób by wyszukali wszystko o wydziale w którym pracował Voight. Współpracownicy, ich przeszłość, bolączki. Dosłownie wszystko. Podszedł do Baby i podał jej kopertę.
- Dziękuje – na te słowa mężczyzna wyszedł. Ponownie zostali sami. Spojrzelina nią. Narada rodzinna zawsze wyglądała tak samo. Zwierzali się ze swoich problemów, radzili co mają zrobić w danym przypadku. Odłożyła kopertę na kominek i odwróciła do zebranych.
-Nie sprawdzisz co tam jest? - Borys, jej starszy kuzyn, uniósł brew.
- Później. Mamy teraz ważniejsze sprawy niż ta koperta – ponownie machnęła ręką i skrzyżowała je na piesiach. Potrząsnęła włosami.
-Zhemchuzhinka, co on ci przyniósł? - ojciec spojrzał na nią. Uśmiechnęła się do niego.
- Wszystko co znalazł na sierżanta Voight'a i jego zespół. To właśnie oni wypytują o mnie – oznajmiła spokojnie. Mężczyzna uniósł brew słysząc to.
- A więc posterunkowy Voight został sierżantem? I ma swój zespół? Patrzcie jak to się świat zmienia – zaśmiał się wprawiającich w osłupienie.
- Znasz Voight'a? - Baba poderwała się. Wszyscy obserwowali mężczyznę i jego córkę.
- Oczywiście.Grał ze mną w pokera – wyjaśnił spokojnie. Baba puknęła sięw czoło. Ale z drugiej strony doskonale wiedziała, że nie mogła tego wykorzystać. Nie wspierała się na plecach swojego ojca. Budowała sobie sama, swoją legendę. 

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz