XVI

158 9 23
                                    

Siedział w samochodzie i obserwował jej dom. Udowodni Voight'owi, że się myli. Myśl o tym, że Anastazja mogła być Babą była tak absurdalna jak zjawisko śniegu na Saharze. Ana nie była tym typem człowieka. Dbała o każdego kogo znała. Zupełnie bezinteresownie. Nie chciała nic w zamian. Pamięta przecież jak pomogła chłopakom ponownie otworzyć 'u Molly'. Mogła to olać. Sama prowadziła bar. I strażacy byli dla niej konkurencją. Mogła ich wykończyć. Jednak mimo wszystko pomogła im wystartować na nowo. Pamięta jak pierwszego dnia ich znajomości zaproponowała mu pomoc w znalezieniu pracy. Skrzywił się. Ana nie mogła być bezwzględną królową podziemnego świata po tej stronie Chicago. Była na to zbyt urocza, zbyt dobra, zbyt miękka. Odwrócił wzrok do drzwi jej domu. Zapadał zmrok a tam nawet nie zapaliło się światło. Samochód stał na podjeździe. Nie było jej? Niemożliwe. Dzisiaj był czwartek więc miała wolne. Odwrócił wzrok na teczkę na jego kolanach. Wpatrywał się w jej akta, które wykradł wczoraj. Postawił sobie za cel maniaka, żeby udowodnić jej niewinność. Ona nie była Babą. Nie ma takiej możliwości. Zupełnie to do niej nie pasowało. Okej, może i nie kreowała się na taką. Ale mogła być skromna. Te biurowce nie dawały mu spokoju. Jej dom był bardzo surowy. Nie widział za wiele bibelotów. Mało dodatków do wyposażenia domu. Nawet w sypialni. Owszem, panował tam nieporządek. Ale to nic nie znaczyło. Tak, ten dom był jedyną rzeczą która mu nie pasowała. Mogła przecież żyć skromnie. Nikt nie wymaga od milionerów szastania pieniędzmi na lewo i prawo. Nikt nie kazał im pokazywać swojego bogactwa. Oparł głowę o zagłówek. Chciał się tylko upewnić, że to nie ona. Coś z jednej strony wierzyło w jej niewinność. Ale jakaś część zaczęła mieć wątpliwości. Zaczęła podważać wszystko co wiedział o niej. Skoro miała dużo pieniędzy to dlaczego mieszkała w takim domu? Skoro była właścicielką kilku biurowców w całym mieście to dlaczego osobiście stała za barem w 'Ostrov'? Jeśli była taka delikatna i subtelna to dlaczego mu przywaliła tak mocno, że został siniak? Nie, na to pytanie akurat znał odpowiedź - bo była na niego wściekła. Bo ją okłamał. Ale te dwa pytania rozbijały się o jego głowę. I musiał znaleźć na nie bardzo szybko odpowiedź.

Ostatnia noc w obskurnym motelu. Skoro miał jeszcze parę dni przymusowego wolnego w końcu znajdzie sobie jakieś mieszkanie. Przeszedł po pokoju i usiadł na łóżku. Od dwu dni koczowania przy jej domu odkrył z przerażeniem, że jej tam w ogóle nie ma. Chociaż doskonale widział samochód na podjeździe, w salonie leżały jakieś rzeczy. Dom nie był pusty. Ktoś tam mieszkał. Ale nie była to ona. Chyba, że pojechała do jakichś znajomych. Złapał za butelkę z piwem. Musiał trochę odpocząć. I nie miał na myśli drzemania w samochodzie. W nocy temperatura spadała poniżej zera więc w pewnym momencie robiło mu się zimno. Odrzucił kapsel na stolik i złapał za pilot. Musiał udowodnić Voight'owi, że nie miał racji. Że w tym jednym przypadku się mylił. To nie Ana była Babą. Odwrócił wzrok do drzwi przełykając alkohol. Rozległo się pukanie. Odwrócił wzrok do zegarka. Kwadrans po jedenastej. Hailey siedząca w pokoju naprzeciw jego drzwi również była zaskoczona dostrzegając gościa. Hank kazał jej pilnować szatyna. Ale ona nie miała zamiaru marznąć w aucie. Z tego pokoju miała doskonały widok na drzwi od pokoju swojego partnera. Teraz przyglądała się osobie zatrzymującej się przy drzwiach. Dostrzegła jak szatyn otworzył drzwi. Był w szoku. Na zewnątrz stała Ana. Nie wyglądała na wściekłą. Wyglądała jak zawsze. Uśmiechnięta szeroko patrzyła na niego ciepłym wzrokiem.
- Ana? - palnął - Co ty tu robisz?
- Przyszłam - rozłożyła lekko ręce. Teraz dostrzegł, że w jednej trzymała butelkę. Cofnął się o krok i pozwolił jej wejść. Rozejrzał się uważnie dookoła i zamknął drzwi. Obserwował ją w skupieniu.
- Co się stało, że wylądowałeś w takim miejscu? - jej spokojny ton głosu był dziwny dla niego. Ale tylko trochę. Był w ogromnym szoku widząc ją tutaj.
- Ta strzelanina... Ktoś w darknecie umieścił ogłoszenie, że płacą za moją głowę pół miliona. Włamali się do mojego mieszkania kilka tygodni temu. Póki sprawa nie ucichnie mieszkam tu dla własnego bezpieczeństwa - oznajmił. Wpatrywał się w jej plecy. Stała do niego tyłem. Ręce opuściła luźno wzdłuż tułowia. Jasne włosy puszczone były luźno. Wpatrywał się w nią w skupieniu. Odwróciła się w jego kierunku.
-Myślałam nad tym. Nie obchodzi mnie to czy jesteś gliniarzem, księgowym czy kimkolwiek innym. Lubię cie, bardzo. To ja tchnęłam w Ostrov zasadę, że każdy znajdzie u mnie schronienie. Owszem, trochę jestem zła, że mnie okłamałeś. Ale jeśli teraz nie będziesz już ściemniał, mogę to puścić w niepamięć -spojrzała na niego. Jej ton był niezwykle opanowany. Dalej brzmiał niesamowicie miękko. I wrócił jej akcent. Postawiła butelkę obok telewizora. Obserwował ją w skupieniu.
-Nie będę już ściemniał - mruknął. Uśmiechnęła się pod nosem i rozpięła płaszcz. Gdy spadł bezszelestnie na podłogę poczuł jak robi mu się gorąco. Stała przed nim w samej bieliźnie.Jej włosy przykleiły się do jej pleców a pojedyncze kosmyki spadły na ramiona. Zrobił krok w jej kierunku. Czuł się jak nastolatek. Złapała go za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Wpił się w jej wargi obejmując w pasie. Jej ciepłe dłonie ostrożnie przesuwały się po jego brzuchu.
- Więc kochajmy się a nie walczmy - oderwała się od niego na chwilę. Zsunął z siebie koszulkę i roześmiał się cicho.

Spojrzała na niego gdy podał jej szklankę. Butelkę postawił na stoliku i zajął miejsce obok niej. Westchnęła rozluźniona otulając się szczelniej kołdrą. Usiadła.
- Więc wszystko co mówiłeś to nie była prawda? - spojrzała na niego.
- Tylko ta kwestia o tym, że jestem nowy w mieście, pochodzę z Montany i mam na imię Jack - wyjaśnił spokojnie. Nachyliła się w jego kierunku i oparła dłoń na jego brodzie. Zaskoczony poczuł jak obraca jego twarz w bok. Odstawiła szklankę na szafkę i poczuł jej wargi na małej pamiątce od niej.
- Nie sądziłam, że tak mocno cie uderzyłam - odsunęła się powoli. Roześmiał się cicho i złapał jej dłoń.
- Dalej uważam, że mi się należało - zacisnął palce na jej dłoni - Mogę cię o coś zapytać?
-Śmiało - spojrzała na niego
- Mój szef uważa, że jesteś Babą. Wiesz kim ona jest? - słysząc to roześmiała się w głos. Podniósł wzrok na nią.
- Miło mi, że tak myśli. Chciałabym ale nie jestem nią. I nie wiem kim jest. Dla mnie to tylko jedna z urban legend - oznajmiła nachylając się w jego kierunku. Objęła go za szyję i wpiła w jego wargi.
- Wydaje mi się, że nie nadawałabym się do tej pracy. W sensie do bycia kimś takim jakim jak Baba - poczuła jak przyciągnął ją do siebie. Roześmiała się opadając na niego. Wplótł palce w jej włosy i spojrzał na nią. Poczuł jej dłonie na swojej skórze a wargi ostrożnie muskały skórę na jego obojczyku. Przymknął powieki.

Odwrócił wzrok do niej. Leżała wtulona w niego i spała. Jej głęboki i spokojny oddech przyjemnie drażnił skórę na jego piersi. Spojrzał na nią. Nie wiedział czy to co chciał zrobić było mądrym posunięciem. Ale chciał mieć pewność. Pewność, że jest niewinna. Oddychał spokojnie czując się zagubiony. Chciał dowieść Hankowi, że nie miał racji. Że Ana nie była tym za kogo on ją uważał. Poruszył się ostrożnie. Ale ta nawet nie drgnęła. Złapał jej telefon leżący i szafce. Obrócił go tyłem i postarał się podważyć klapkę. Ale było to niemożliwe.Współczesne telefony miały zabudowane baterie. Odłożył jej komórkę na szafkę i zsunął ją z jego ramienia.
- Co ty robisz? - ocknęła się.
- Śpij - nachylił się w jej kierunku i cmoknął jej polik - Ja zaraz wracam - dodał. Usiadł i nasłuchiwał jej oddechu. Złapała za kołdrę i naciągnęła ją na siebie. Zsunął się z łóżka i złapał jej telefon. Zniknął w łazience. Spojrzał na siebie w lustrze.
- Co ty stary wyczyniasz? - mruknął sam do siebie. Jasne światło trochę drażniło jego oczy. Złapał za swoją kosmetyczkę i otworzył małą wewnętrzną kieszonkę. Zawahał się trzymając w dłoniach klucz do otwierania tego typu telefonów. Nie wiedział czy robi dobrze. Nic nie wiedział. Chciał tylko upewnić się, że jego przeczucia są prawdziwe. Że Anastazja nie ma z tym nic wspólnego. Wyciągnął małą folię z kilkoma punkcikami. Urządzenie namierzające. Musiał dowiedzieć się gdzie Ana jest całe dnie. Chciał się upewnić, że nic przed nim nie ukrywa. Skoro mają zacząć żyć wobec siebie fair to ona też powinna to robić. Zacisnął zęby i dokończył montować telefon. Złożył wszystko i odkręcił wodę. Ochlapał twarz i wrócił. Spojrzał na nią. Nie wiedział nawet teraz czy robił dobrze.

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz