VII

181 9 3
                                    


     Sierżant Hank Voight wszedł do komendy głównej departamentu policji w Chicago z mieszanymi uczuciami.  Wczorajszy telefon od Connie, sekretarki głównego komendanta, trochę go zaskoczył. Ze względu na późną porę telefonu. I wczesną porę wezwania. Minął recepcjonistkę kiwając jej głową na przywitanie. Podszedł do windy. Spędził pół nocy na analizowaniu wszystkich dowodów w sprawie O'Donella. Szukał czegokolwiek na kogoś. kogo wołają Baba. Sam w swojej długiej karierze nie słyszał o kimś takim. Ale musiało być coś na rzeczy. Wszyscy jego informatorzy od razu nabierają wody w usta gdy słyszą te dwie sylaby. Kiedy wszedł do windy wcisnął guzik z numerem piętra. Drzwi z cichym trzaskiem się zamknęły. Musiał to być ktoś nowy na scenie ale z jednej strony musiał być to ktoś kto już sobie wypracował renomę. Został mu ostatni informator z którym spotka się zaraz po spotkaniu z komendantem. Wizyty w komendzie głównej dla niego zawsze nie były czymś przyjemnym. Miał swoje metody walki ze złymi kolesiami. Które nie zawsze podobały się tym na górze. Zdawał sobie z tego sprawę. Ale tak samo miał to w dupie. Póki przynosiło mu to sukces nie miał zamiaru z tego rezygnować. Ze wszystkimi problemami sobie poradzi. Jak zawsze. Pokręcił głową. Teraz musiał skupić się na bieżącej sprawie. Winda zatrzymała się na dziewiątym piętrze. Wysiadł i ruszył w prawo. Connie na jego widok podniosła się.
- Hank – uśmiechnęła się
- Dzień dobry Connie. Komendant u siebie?
- Czeka na ciebie – wskazała na szklane drzwi. Mężczyzna dostrzegł Voight'a i podniósł rękę. Hank skinął.
- Kawy ci podać?
- Nie dziękuje. Pewnie nie zajmie to długo – wyjaśnił i nacisnął klamkę. Przeszedł przez szklane drzwi. Komendant wstał i wyciągnął rękę w jego kierunku. Sierżant uścisnął ją. Spoglądał na mężczyznę z zaciekawieniem. Nie widział żadnych uczuć na jego twarzy. Jak zawsze.
- Hank, dzięki za przybycie
- Komendancie – usiadł na krześle. Spoglądał na swojego przełożonego czekając na informacje, które dla niego miał. Komendant skinął głową i oparł dłonie na swoim biurku.
- Jak sprawa z tym martwym mężczyzną w strefie przemysłowej?
- Niezbyt dobrze. Stoimy w miejscu. Wszystkie tropy prowadzą do człowieka zagadki na którego mówią Baba – wyjaśnił. Mężczyzna uniósł brew.
- Baba?
- Tak. Nikt nie wie kim jest. Czy to kobieta czy to mężczyzna –oznajmił
- Dobrze, to zajmujcie się tym dalej – mężczyzna ze sterty dokumentów na swoim biurku wziął jeden i podał sierżantowi. Ten uniósł brew i złapał za kartkę. Potrząsnął nią i spojrzał na jej treść. Zaznajomił się z informacjami na kartce co wprawiło go w osłupienie. Odnosił wrażenie, że zarówno komendant główny i wydział wewnętrzny wzięli sobie jego i cały wydział na celownik. Chcieli ich zniszczyć, zrównać z ziemią.Chcieli móc chociaż w minimum panować nad tym co dzieje się na pierwszym piętrze posterunku dwudziestego pierwszego.  Ale to co było na kartce zupełnie temu przeczyło.
- Nie rozumiem – oznajmił po chwili czytania
- Czego nie rozumiesz?
- Zamykacie wszystkie dochodzenia w wewnętrznym przeciwko mojemu oddziałowi?
- Tak. Masz najwyższą skuteczność w całym Chicago. Chociaż twoje metody są lekko mówiąc niepokojące. Nie oznacza to, że wszystko wam ujdzie na sucho. Uznaj to za nowy początek – wyjaśnił. Hank dalej wpatrywał się w kartkę zaskoczony. O co tu chodziło?
-Informuj mnie na bieżąco o co chodzi z tą Babą. A teraz wybacz ale mam trochę spraw do załatwienia – wyjaśnił komendant. Obserwował Voight'a jak ten wychodził z jego gabinetu. Kiedy drzwi się za nim zamknęły poczuł jak opuszcza go cały stres. Otarł czoło z potu i spojrzał w blat. Odnosił wrażenie, że dłużej już nie wytrzyma. Musiał się pozbyć sierżanta jak najszybciej. Podniósł rękę do dokumentów i zobaczył, że drży jak wściekła. Westchnął. Zawsze tak było. Po prostu bał się. Bał się, że Baba dowie się, że nawali. Albo że jego kariera poleci na dno jeśli odkryją, że on mu płacił. Oparł czoło na klawiaturze i zadrżał. Mimo upływu czasu w ogóle nie przyzwyczaił się do tego.
        Wysiadł z samochodu. Dostrzegł mężczyznę stojącego twarzą do jeziora. Wiatr ostro dął w nich. Zbliżała się nieuchronnie zima. Podniósł wzrok na niebo. Szare, burzowe chmury toczyły się leniwie pomrukując. Będzie bardzo niespokojny dzień dzisiaj. Wsunął ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki i przeszedł do mężczyzny. Stanął obok niego. Afroamerykanin odwrócił tylko wzrok. Nie uśmiechała mu się współpraca z Voight'em. Ale wiedział, że policjant ma na niego wystarczająco dużo żeby wsadzić go do więzienia na całe życie. A tego wolał unikać.
- Darius – mruknął mężczyzna

-Hank – skinął – Dajesz mi bardzo trudne zagadki – wyjaśnił.
- Ja się zapytałem czy słyszałeś coś o kimś takim jak Baba
- Słyszałem. To jest za duży kaliber jak na ciebie, przyjacielu – spojrzał na niego uważnie. Hank uniósł brew. Jego mina nie zmieniła się. Darius doskonale wiedział, że dla sierżanta Hanka Voight'a nie ma czegoś takiego jak za duży kaliber. Jeśli ktoś był winny to ponosił karę za to.
- Sam uznam czy to jest za duży kaliber czy nie – mruknął
-Dlaczego szukasz Baby? Nie słyszałem nic o broni, że ktoś tu chce coś kupić
- Broni?
- Tak, podobno Baba zajmuje się bronią po tej stronie miasta – wyjaśnił spokojnie. Oczywiście, że Darius znał Babę. Był jednym z nielicznych osób, które stanęły oko w oko z Babą i to przeżyły. Ta kobieta go przerażała. Już od pierwszego spotkania. Wszystko co umiała nauczył ją, jej ojciec. Również bezkompromisowy człowiek. Darius sam nie wiedział dlaczego nagle przekazał władzę swojej córce. Jednak musiał to być strzał w dziesiątkę. W ciągu czterech lat Baba pomnożyła majątek dwukrotnie. I była na pewno o wiele gorsza od swojego ojca. Wymagała przestrzegania kilku zasad. A każde, nawet najmniejsze potknięcie ściągało na nieszczęśnika śmierć. Czasami bezbolesną a czasami doprowadzała do tego, że śmierć była wyczekiwana. To był po prostu diabeł w ludzkiej skórze. Z anielską twarzą. Tak, była bardzo niepozorna. Ale z jej oczu bił mrok. Lepiej było się z nią dogadać niż walczyć.
- Nie chciałbyś kupić od niego broni? - brew sierżanta poleciała w górę.
-Wybacz. Znajdź kogoś innego. Ja mam syna do wychowania. Chciałeś informacji i je dostałeś. To wszystko – wściekł się. Nie może narażać siebie i swojego dziecka. Jeśli Baba dowie się o prowokacji całe miasto spłynie karmazynem. Jeśli ogarniała ją furia to nic nie mogło jej powstrzymać. Odwrócił się plecami do Voight'a i odszedł.
     Podnieśli głowy gdy Voight wszedł na wydział. Nie było go pół dnia. Nie odbierał od nich telefonów. Studiowali podsłuchy ponownie. Śledzili poszlaki jeszcze raz. Wszedł na piętro i zatrzymał się. Spojrzał na nich. W rękach dalej ściskał kartkę od komendanta. Myślał o tym co stało się rano, całą drogę ze spotkania z Dariusem do posterunku. Widzieli po jego twarzy, że coś mu nie pasowało. Że nad czymś się zastanawiał.
- Wracam od głównego komendanta – podniósł do górę kartkę – Wydział wewnętrzny oficjalnie zamyka wszelkie dochodzenia w naszej sprawie. Łącznie z tym dotyczącym odwyku Antonia i wypchnięcia podejrzanego przez okno – oznajmił. Poderwali się. Przez oddech wewnętrznego na karku byli lekko zmieszani jeśli chodzi o zasady panujące w wydziale. Mieli swoje sposoby, które tym na górze zaczęły wyraźnie przeszkadzać. 
-Zaczynamy z czystym kontem. Więc wracamy do pracy i uważamy na siebie – wyjaśnił przechodząc między stolikami. Zatrzymał sięw wejściu do swojego gabinetu.
- Atwater, na słówko –rzucił. Wszyscy spojrzeli na Kevina, który również był zaniepokojony tonem jakim się do niego zwrócono. Jay odgiął się na krześle i obserwował Atwater'a. Ten zaniepokojony przeszedł do gabinetu. Czuł się jakby szedł na ścięcie. Ale nic przecież nie przeskrobał.
- Zamknij drzwi – Hank usiadł na swoim krześle. Kiedy detektyw to uczynił ten wskazał na krzesło. Usiadł.
-Masz dalej znajomości wśród handlarzy bronią?
- Wydaje mi się, że nie zostałem spalony – wyjaśnił unosząc brew – O co chodzi sierżancie?
- Schodzisz w przykrywkę. Baba handluje bronią – odparł
- Ale nie mamy pewności, że to on stoi za tym
- Dlatego się upewnimy. Jutro zajmij się przygotowaniem –wyjaśnił. Nie odpuści Babie. Nie odpuści temu człowiekowi. Czuł,że to on stoi za wszystkim. A Hank Voight zamierzał go dopaść i wysłać do diabła. 

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz