XIV

153 8 0
                                    

Drzwi otworzyły się na całą szerokość. Wszyscy zebrani w wielkiej sali zamilkli. Pochmurne spojrzenie Baby ich sparaliżowało. Dawno nie widzieli jej aż tak wściekłej. Gdyby mogła sobie na to pozwolić zaczęłaby wrzeszczeć. Ale uczucia i emocje w jej pracy najczęściej ściągają na ludzi nieszczęścia. Wszyscy wyprostowali się widząc ją. Siergiej zamknął za nią drzwi. Przeszli do stołu. Nie wiedzieli o co chodziło. Zaprosiła wszystkich z Engelwood na rozmowę. Zajęła miejsce na szczycie. Ochroniarz stanął obok niej.
- Jestem rozczarowana – oznajmiła spokojnie – Kiedy moi ludzie zdejmowali ogłoszenie o nagrodzie za śmierć detektywa Halstead'a od razu wysłali wam wiadomość. A jednak któryś z was nie usłuchał. Panowie, jestem rozczarowana – oparła dłonie na oparciu i przesuwała wzrok po zebranych przy stole. Darius podążył za jej wzrokiem. Każdy z nich wpatrywał się w blat. On sam nie miał pewności że to nie byli jego chłopcy.
- A co to ma z nami wspólnego?
- To, że dwie godziny temu ktoś do detektywa strzelał! - jej głos uniósł się nieznacznie. Okazywała już swoje niezadowolenie tym wszystkim.
- Wydawało mi się, że nasza współpraca jest przejrzysta. Spełniamy swoje prośby bez jakichkolwiek odchyleń. Dla waszej prośby zrezygnowałam ze współpracy z Talibami. A płacili takie niebotyczne sumy, że aż mi się smutno robi. Pamiętam jak Ozor przyszedłeś tutaj i prosiłeś bym się przyjrzała lepiej Latynosom i coś się od nich dowiedziała. Kenji a twoja prośba? - wyjaśniła. Każdy z nich przyznawał jej rację. Kiedy mieli jakąś prośbę do pozostałych to oni to spełniali. Konsorcjum które zawiązali działało bez zarzutów. Byli jak wielka korporacja powstała z fuzji kilku mniejszych. Mieli równe prawa. Każde z nich zajmowało się czymś innym. Nie wchodzili sobie w drogę. Współpracowali. Wymieniali się najnowszymi plotkami, wskazówkami, klientami. Teraz czuła rosnącą wściekłość na nich. Patrzyła na każdego z nich. Brakowało jej zapalnika. Małej prowokacji. Trzęsło ją w środku.
- Nie znoszę tego – warknęła. Mężczyźni zadrżeli. Nikt nie chciał mieć wroga w kimś takim jak Baba. Każdy z zebranych przy stole wyznawał tą zasadę. Usłyszeli parsknięcie. Mężczyzna siedzący naprzeciw Dariusa przycisnął dłoń do twarzy. Wszyscy spojrzeli na niego. Wszyscy oprócz Baby spojrzeli na niego z przerażeniem.
- Pół miliona drogą nie chodzi. Wszystkich kusi taka kasa za parę minut roboty – oznajmił. Uniosła brew i przekrzywiła głowę. Darius widział w jej oczach ten mrok. Mała psychopatka budziła się. Odnosił wrażenie, że ostatni raz widzą Big M w tym gronie. On z tego budynku już nie wyjdzie. Nigdy.
- Prosiłam o wstrzymanie się z tym. Gdybyś potrzebował tych pieniędzy to mogłeś przyjść do mnie. Nawet nie była by to pożyczka. Zapłata jak w ogłoszeniu – oznajmiła. Poprawiła się na krześle.
- Wydaje ci się, że masz nas wszystkich w garści. Połowa z nas jest w wieku twojego ojca. Mamy słuchać się jakiejś małolaty? - podniósł się z krzesła.
-Co cię obchodzi jakiś gliniarz? - oparł dłonie o oparcie.
-Mam plan jak zapewnić nam spokój w interesach. Wszyscy zebrani tutaj wiedzą o moich planach ugłaskania sierżanta Voight'a i jego zespołu. Wszyscy mnie poparli. Ale ty najwyraźniej wolałeś dymać tanie dziwki niż pojawić się na jednym z ostatnich spotkań – wyjaśniła spokojnie. Doskonale ukrywała swoją wściekłość na Big M. Mężczyzna wyraźnie próbował ją znieważyć. Dalej dokuczało mu to jak drzazga, że ona wzbudza taki postrach w całym mieście. Baba wiedziała o tym doskonale. Miała oczy i uszy wszędzie. Wiedziała co o niej mówią. O ile w ogóle mówili. Poprawiła swoją pozycję na krześle i czekała.
- To absurd. Nie masz bladego pojęcia jak się do tego dochodzi – machnął ręką. Baba wyciągnęła dłoń w kierunku ochroniarza. Ten wyjął swoją broń. Dziewczyna odbezpieczyła ją i strzeliła. Kula utkwiła w udzie Big M. Zebrani podskoczyli słysząc huk wystrzału. Ryk bólu rozszedł się po całej sali. Mężczyzna upadł i trzymał się za nogę. Krew wypływała z rany spokojnie. Była ciemnoczerwona. Opadł na plecy. Baba oddała broń właścicielowi a ze swoich kolan podniosła łuskę. Zaczęła obracać ją spokojnie w palcach. Przyglądała się jej z zaciekawieniem. Nikt nic nie mówił. Mężczyzna na podłodze wił się skomląc z bólu. Zaciskał zęby szlochając. Baba uniosła dwa palce wtedy Siergiej podszedł do mężczyzny i podniósł go. Wytargał go z sali ignorując zupełnie jego krzyki bólu. Małe kropki krwi zniknęły razem z mężczyznami za drzwiami.
- Tak więc panowie, liczę że przyprowadzicie do mnie sprawców strzelaniny – spojrzała na nich. Byli przerażeni. Śmiertelnie przerażeni. Na czole każdego z nich pojawiły się kropelki potu.
- I dogadajcie się jak przejmiecie wpływy Big M. Tylko poczekajcie jakiś miesiąc. Policja zaraz zrobi czystki w jego ekipie – dodała. Uśmiechnęła się do nich i uderzyła lekko dłonią w blat.
- Interesy z wami to przyjemność. Dziękuje – podniosła się i skierowała do wyjścia. Sprawnie ominęła krople krwi. Jasne włosy falowały przy każdym jej kroku. Każdy z mężczyzn siedzący przy stole nawet nie miał zamiaru wykonywać jakiegoś ruchu. To co się tutaj wydarzyło. Baba była konsekwentna. Big M sam na siebie to ściągnął. Ona rozmawiała z nimi ukazując należyty im szacunek. On odnosił się do niej z ignorancją. Baba nie była zagubioną, małą dziewczynką. Była kobietą która wiedziała czego chce. I wiedziała jak to osiągnąć. Znała się na świecie w którym żyła. I była konsekwentna. Robiła to co mówiła. Nie kłamała. Szanowała zarówno swoich współpracowników jak i wrogów. Kilka minut po jej wyjściu pojawiła się tu kilka osób, które zaczęły sprzątać wszystkie plamy po krwi. A także wycierali krzesło i blat. Żadnych śladów prochu ani krwi nie mogło tutaj zostać. To oznaczało, że oni musieli wyjść.

       Jęki maltretowanego mężczyzny roznosił się echem po całym pomieszczeniu. Ale tylko oni je słyszeli. Ciepłe, żółte światło ze starych lamp dawało światło na środek pomieszczenia. Mężczyzna klęczał na podłodze wśród swojej krwi i wymiocin. Jego ręce spętane za plecami uniesione były w górę za pomocą łańcucha. Jedno silniejsze pociągnięcie doprowadzi do wyłamania ich ze stawów. Obok niego chodził mężczyzna. W dłoni trzymał metalową rurkę. Pomieszczenie znajdowało się w piwnicy. Bunkier z czasów II Wojny Światowej tłumił hałas wyśmienicie. Żaden dźwięk nie mógł wypłynąćz tego miejsca. Ani do niego nie wpływały. Big M nie wiedział, że ten dzień skończy się dla niego w ten sposób. Nie przewidział, że jego lekceważący ton w kierunku Rosjanki ściągnie na niego wielogodzinne tortury. Poczuł ukłucie w stopie. To byli psychopaci. Faszerowali go wzmacniaczami, lekami przeciwbólowymi i krwią by utrzymać go przy życiu jak najdłużej. Nie wiedział ile czasu tutaj spędził. Ale miał dosyć. Chciał umrzeć. Bolał go obity żołądek, krew z rozbitej głowy zalewała jego oczy i sklejała włosy. Miał złamany nos, wszystkie palce u dłoni, rękę i najprawdopodobniej udo. Do tego widział zamglonym wzrokiem na podłodze kilka swoich zębów. Trafił do piekła. Teraz już to wiedział. Powoli podniósł głowę i spojrzał na kobietę siedzącą na krześle naprzeciw. W dłoni trzymała szklankę z drinkiem. Noga założona na nogę. Buty na koturnie, ciepły sweter. Włosy związane w warkocz i puszczone przez ramię. Wyglądała jakby świetnie się bawiła. Big M zrozumiał, że wszystkie pogłoski o tej dziewczynie nie są przesadzone. To kobieta konsekwentna. Nie tolerująca gdy ktoś nie przestrzegał zasad, które nałożyła nabsiebie, swoje otoczenie, swoje życie. Dlaczego dowiedział się tego właśnie teraz? Bo był idiotą. Był kimś kto sam to na siebie ściągnął. Sam był winien sobie tego. Wielogodzinne tortury którymi był poddawany pomogły mu zrozumieć w jakie wpadł bagno.
- To może powiesz w końcu czy to ty kazałeś swoim chłopakom znaleźć detektywa? - nachyliła się w jego stronę obejmując szklankę obiema rękoma. Jej niebieskie oczy były pozbawione wyrazu. Patrzyły na niego chcąc prześwietlić jego duszę. Czuł jej wzrok w swoim umyśle.
- Tak! - jęknął – Ja ich wysłałem– dodał. Zakaszlał gdy metalowa rurka z impetem uderzyła w jego plecy na wysokości płuc. Usłyszeli znajomy trzask. Blondynka podniosła wzrok na mężczyznę. Ten bezradnie rozłożył ręce.
- Co z tobą, Witia? Lżej - rzuciła po rosyjsku. W jej ustach brzmiał ten język niezwykle miękko i słodko.
-Podaj mi ich imiona – ponownie odwróciła wzrok na torturowanego. Zaskomlał z bólu i spuścił głowę.
- Nie – mruknął
-I tak stąd nie wyjdziesz. To co ci szkodzi? Policja niedługo znajdzie twoje ciało, dowie się o twoich interesach. Twoi chłopcy już są jedną nogą za kratami – oznajmiła spokojnie.
- W więzieniu sobie poradzą – wysapał. Ponownie wrzasnął z bólu kiedy rurka uderzyła teraz prosto w kręgosłup. Wyrzucił z siebie krew wymieszaną z żółcią. Blondynka spojrzała na to z obrzydzeniem i podniosła się.
- Sama ich znajdę – odrzuciła warkocz do tyłu – Panowie bez zbędnego rozlewu krwi. Nie chcę zamęczać ekipy całodniowym szorowaniem – spojrzała na mężczyzn stojących z nią. Jeden z nich złapał za nóż. Big M jęknął widząc błyszczące ostrze. Siergiej na jej kiwnięcie głową otworzył drzwi. Wyszli z pokoju. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Na górze trwała zabawa w najlepsze. Baba odwróciła się w kierunku bocznego wyjścia. 

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz