III

227 9 0
                                    

     Po upływie tygodnia sprawa martwego mężczyzny ze strefy przemysłowej stanęła w miejscu. Wszystkie tropy się wyczerpały, podejrzani mieli alibi. Nawet jego żona nie chciała nic mówić. Siedziała w pokoju przesłuchań i wpatrywała się w Kim oraz Hailey.
- I bardzo dobrze się stało. Za to co mi robił – to były jedyne słowa, które padły z jej ust. Widzieli doskonale siniaki na jej twarzy i rękach. W aktach wyczytali, że wiele razy policja była wzywana do ich awantur. Martwy mężczyzna był typem damskiego boksera. Dlatego Voight wysłał tam obie kobiety. Jay stał obok niego i patrzył na nią. Nie wyglądała na przerażoną stratą męża. Widział w jej oczach ulgę. Tak to właśnie wyglądało? Parsknął opierając się o ścianę. Voight obrócił głowę w jego kierunku.
- Tak to wygląda? Mąż ją prał a ona nic z tym nie umiała zrobić. A teraz jak ktoś go zabił to się tylko cieszy?
- Wiesz, czasami nie mamy innej możliwości niż przez chwilę tkwić w bagnie po uszy – wyjaśnił spokojnie. Ponownie odwrócili wzrok w kierunku kobiet. Hank miał chyba rację. Analizował to co powiedział mu sierżant. Nie słuchał w ogóle kobiet. Widział tylko jak Hailey traci cierpliwość. Na wszystkie pytania od Kimberly, żona zmarłego odpowiadała wzruszeniem ramion. Kiedy drzwi od pokoju gdzie stał Halstead otworzyły się wrócił na ziemię. Spojrzał na Adama który trzymał w dłoniach teczkę. Hank z uporem maniaka próbował doprowadzić tę sprawę do końca. Jay i pozostali tego nie rozumieli. To nie pierwsza ich sprawa, którą zamykają jako nierozwiązaną. Ale nikt, absolutnie nikt nie śmiał podważać decyzji Hanka Voight'a. No może poza Erin. Wspomnienie o niej dalej mu dokucza jak drzazga w palcu. Tęsknił za nią. Najbardziej chyba dokuczało mu to, że nie miał z nią żadnego kontaktu. Spojrzał na Voight'a. On na pewno był w kontakcie z Erin. Dałby sobie za to rękę odciąć.
- Masz coś?
- Podobno O'Donell miał kontakty z Rosjanami – rzucił podając im teczkę. Jay nachylił się w kierunku teczki. Wpatrywał się w zdjęcia i zapiski rozmów przechwyconych przez ATF.
- Wiesz ilu jest Rosjan w Chicago?
- Wiem  – Jay wyprostował się – Jeden z informatorów mówił mi o kimś na kogo wołają Baba. Niewiele jest osób, które widziały tego człowieka na żywo. Większość która miała z nim kontakt kończyła martwa – złapał za telefon. Wtedy uznał to za miejską legendę, ale teraz mogło mieć związek.
- Ale co to ma wspólnego z Rosjanami? - Adam skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Baba po rosyjsku to inaczej babcia – mruknął szatyn i zaczął przerzucać kontakty.
- Ale też po turecku oznacza ojca – Voight odezwał się zupełnie niespodziewanie.Obaj detektywi spojrzeli na sierżanta. Halstead zrezygnował. Mieli rację.
- Jednak podpytaj informatora. Może nam coś mgliście wskaże – dodał sierżant.
    Z każdym dniem robiło się coraz zimniej. Podjechał na parking w centrum gdzie miał spotkać się z informatorem. Pełno ludzi kręciło się dookoła. Schował broń i odznakę do schowka. Nie mógł się z tym afiszować tutaj. Zwłaszcza w towarzystwie swojego informatora. Mężczyzna wiele razy mu pomógł. Musiał zapewnić mu bezpieczeństwo. Wysiadł z samochodu. Rozejrzał się na boki. Skrzywił się od wiatru, który dął wściekle. W oddali widział ciężkie, burzowe chmury. Tu jeszcze to nie dotarło. Miał chwilę czasu. Przebiegł przez ulicę do stoisk z ulicznym jedzeniem i kawą. Zamówił jedną kawę i rozglądał się ostrożnie. Mężczyzna stojący przy stoliku podniósł rękę na jego widok. Jay odwrócił głowę do sprzedawcy. Złapał za tekturowy kubek i obrócił do mężczyzny. Powoli podszedł do niego. Oparł się o balustradę i spojrzał na Chicago. Ogromne biurowce zostawił za sobą. Teraz patrzył na osiedla, ludzi mających wolne i kręcących się przy swoich domach. Zimny wiatr uderzał go w twarz za każdym razem.
- Frytkę? - Afroamerykanin przesunął w jego kierunku pudełko. Szatyn odwrócił wzrok na niego. Wyciągnął dłoń w jego kierunku. Niepostrzeżenie położył banknoty przy pudełku z jedzeniem. Frytki z tego stoiska były wyjątkowo obrzydliwe. Mdłe, rozmiękłei przesolone. A smażone były chyba na starym oleju. Jay skrzywiłsię przeżuwając ją powoli. Cierpki smak musiał zabić smakiem kawy. Jedyna dobra rzecz w tej okolicy.
- Specjalnie zamawiasz najbardziej podłe frytki w tej okolicy – mruknął szatyn odwracając się do mężczyzny. Ten wyszczerzył się do niego.
-Skąd. Ja je lubię – oznajmił
- Masz coś dla mnie? - szatyn uniósł brew przykładając kubek do ust. Wpatrywał się w czarnoskórego. Widział w jego spojrzeniu pewny niepokój. Informator rozejrzał się nerwowo. Spojrzał na frytki i złapał za nie. Całe opakowanie wylądowało w śmietniku nieopodal ich stolika.
- Chcesz stary złapać za grubą rybę. Nie masz takiej wędki – mruknął
-Nie zdziw się
- Wiem niewiele. O tym człowieku nikt nic nie wie. Jeśli ktoś z jego współpracowników by go lub ją wsypał odrazu idzie do piachu. Z ludźmi z którymi robi interesy jest to samo. Ten człowiek się nie szczypie. Podobno ma ludzi w samym ratuszu, blisko burmistrza – wyjaśnił spokojnie. Ale w środku był cały poddenerwowany.
- Chcę tylko wiedzieć czy to rosyjska czy turecka strona – syknął bawiąc się dekielkiem od kubka. Nasłuchiwał.
- A jak myślisz? - parsknął mężczyzna.Szatyn podniósł wzrok i zmroził go. Chciał konkretnych odpowiedzi. Nie chciał się bawić w zgadywanki. 

- Rosyjska –szybko rzucił speszony informator. Halstead zacisnął zęby.Odwrócił wzrok w kierunku miasta. Odsunął się od balustrady i  tylko podniósł rękę na znak pożegnania. Zostawił swojego informatora samego. Opróżnił kubek do końca i wrzucił go do śmietnika. Muszą pokopać trochę głębiej. To może być bardzo ciekawa sprawa. Sprawa która przyniesie im sławę. Sukces.
    Kończyli dzień bez niczego nowego. Kartka ze znakami zapytania wisiała na samym środku ich mapy. Mapy, która pozwalała w każdym śledztwie wszystko uporządkować. Baba był rzeczywistym człowiekiem. Jutro mieli za zadanie przekopać wszystkie podsłuchane rozmowy z ATF.
- Mam ochotę na zimne piwo – jęknął Adam –A 'u Molly' dalej nieczynne – dodał. Jay zatrzymał się i obrócił w ich kierunku.
- Znalazłem w zeszłym tygodniu spoko miejscówkę. Tylko nie mówmy, że z policji jesteśmy. Tam jest takie multi kulti, że lepiej się tym nie chwalić – oznajmił. Sam miał ochotę zrelaksować się przy piwie. Odpocząć. Jego głowa przez chwilę miała ochotę eksplodować. Zeszli schodami na dół.
- To pokaż przyjacielu coś nam wynalazł – Kevin zawisł na jego ramieniu. Spojrzeli na Burgees i Upton. Dziewczyny spojrzały na siebie.
- No dobra, zabieramy się z wami – Kim skinęła głową. Adam z Kevinem zapiszczeli podekscytowani. Jay roześmiał się w głos widząc ich reakcję. Nocna zmiana na posterunku wpatrywała się w nich z zaskoczeniem.
    Blondynka uśmiechnęła się do niego szeroko gdy weszli do baru. Już nikt nie reagował na jego wejście. Zaakceptowali go jako jednego z nich. Kilka osób na jego widok podniosło ręce. Odpowiedział tym samym.
- Stary ciebie widzę tu już znają – Adam wyrównał z nim krok. Rozglądał się z zaciekawieniem dookoła.
- No cóż, ma się ten urok – na te słowa wszyscy parsknęli śmiechem. Podeszlido baru. Ruzek po dostrzeżeniu Any nie spuszczał z niej wzroku. Uniósł brew z uznaniem patrząc na nią.
- Jack! - wyraźnie ucieszyła się na widok szatyna.
- Cześć Ana – usiadł na wolnym krzesełku – Widzę jak zwykle pełno – rozejrzał się dookoła. Przed nimi pojawiły się miseczki z orzeszkami.
-Wszyscy chcą się zrelaksować po pracy – położyła sobie ścierkę na ramieniu.
- No więc właśnie... Poznaj moich znajomych – wskazał na pozostałych. Blondynka uśmiechnęła się do każdego z przybyłych i z każdym uścisnęła rękę.
- To co pijecie?
- A możesz pić z nami? - Ruzek nachylił się w jej kierunku. Spojrzała na Halstead'a i oboje roześmiali się w głos.
- Szoty? - wszyscy skinęli. Postawiła kieliszki na blacie i złapała za butelkę.
- To dorwałeś coś? - spojrzała na detektywa.
- Tymczasowe ale płacą całkiem przyzwoicie –skinął głową. Złapał za kieliszek. Tak jak pozostali. Hailey rozglądała się z zaciekawieniem. Bar był naprawdę fajnie urządzony.
- Ana, a nie miałabyś nic przeciw gdyby wpadli tu inni nasi znajomi? Zamknęli nam, nasz bar gdzie najczęściej popracy chodziliśmy – rzuciła. Dziewczyna zatrzymała rękę.
-Jasne. Im was więcej tym dla biznesu lepiej – uśmiechnęła się. Wszyscy zderzyli się kieliszkami. Przełknęli wódkę jednocześnie. Dziewczyny poczuły jak coś pali ich gardła. Blondynka odstawiła kieliszek na blat denkiem do góry. Zostawiła przy nich butelkę i odwróciła się do innych. Podeszła do kolejnych klientów. 

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz