XV

159 9 8
                                    

Wszedł na posterunek obolały. Bolała go nie tylko twarz ale również ego.Wiedział, że należało mu się dostać w twarz. Oszukał ją. Okłamał. Nie powiedział kim jest. Nie spodziewał się tylko, że dostanie od niej prawego sierpowego. Zaskoczyła go. Rozumiał jej złość. Sam był sobie winien. I zrozumiał, że jeśli coś by się jej stało... Gdyby kula ją chociażby drasnęła nigdy sobie by tego nie wybaczył. Naraził ją na ogromne niebezpieczeństwo. Po sytuacji na silosach jego instynkt samozachowawczy się wyłączył. Uznał, debilnie z resztą, że skoro człowiek odpowiedzialny za to ogłoszenie trafił w ich ręce to niebezpieczeństwo nie istnieje. Ale przecież nie wiedział ile osób widziało to ogłoszenie zanim zniknęło. Zgubiła go lekkomyślność. I tylko boża opatrzność sprawiła, że ona i on jeszcze żyli. Wszyscy spojrzeli na niego. Niebieski ślad na żuchwie był widoczny. Jej drobna piąstka zostawiła mu pamiątkę jego upadku. Jego kuriozalnego potknięcia. Posmak krwi znikł dopiero późnym wieczorem. Will też za bardzo nie mógł mu z tym pomóc. Musiał chodzić z siniakiem na twarzy jak jakiś pomazaniec. Musiał oznajmiać wszystkim... Z resztą wszyscy na posterunku już wiedzieli. Trudy siedząca na recepcji na jego widok wyskoczyła zza kontuaru i z troską ujęła go za brodę. Odwróciła jego twarz w bok i przyjrzała się śladowi. Skrzywił się kiedy jej palce spoczęły na urażonym miejscu.
- Widzisz Przystojniaku, to nauczy cię żebyś nie okłamywał żadnej kobiety. Pięknie ci wymierzyła - oznajmiła swoim zwykłym tonem. Uśmiechnął się blado łapiąc jej dłoń. Otworzył usta chcąc lekko ruchami mięśni twarzy, rozmasować bolące miejsce.
-Wiem Trudy - rzucił i skierował się do drzwi. Kiedy zniknął za kratą nie dosięgały go spojrzenia kogokolwiek. Dopóki nie wszedł na górę. Teraz ponownie to poczuł. Teraz patrzył na niego jego zespół. Podniósł wzrok na tablicę i zatrzymał się. Nie było tam zdjęcia do którego przywykł. Nie było tam zdjęcia pełnego znaków zapytania. Z samej góry tablicy patrzyła na niego Ana. O co tu chodzi? Zamknął oczy i pokręcił głową. Kiedy otworzył je ponownie to zdjęcie dalej było. Dalej główną podejrzaną była Ana. Parsknął śmiechem
- O co tu chodzi? - rzucił do wszystkich. Na pewno nie oszalał. Ale to było niemożliwe, żeby Ana była Babą. Nie ta Ana. Była zbyt piękna, zbyt dobra i zbyt wesoła. Nie kreowała się na osobę, która trzymała za pysk cały światek przestępczy po tej stronie kanału. Nie, nie, nie! Podniósł wzrok na Voight'a. Mężczyzna stanął w drzwiach swojego biura z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Do mnie -oznajmił chłodno. Szatyn nawet nie zdjął kurtki. Zrobił krok w kierunku sierżanta. Dobrym posunięciem było to, że dał jej teraz spokój. Nawet nie próbował teraz do niej dzwonić. Da jej trochę czasu na ochłonięcie. Zwłaszcza po tym co się stało. Hank zajął swoje miejsce i spojrzał na szatyna. Jay już wiedział. Był wściekły. Ale tak na dobrą sprawę, Halstead nie wiedział na co był wściekły.
- Zamknij drzwi i usiądź - mruknął. Szatyn spełnił polecenie. Zajął miejsce na krześle i spojrzał na swojego przełożonego.
- Anastazja Kolczek. Powiedziano mi, że to ona była z tobą gdy do ciebie strzelali - obserwował twarz szatyna z zaciekawieniem. Chciał wyłapać każdy tik na jego twarzy.
- Tak - skinął głową. Nie było sensu kłamać. Voight i tak wiedział. Wiedział o wszystkim. Albo prawie o wszystkim.
- Co cie z nią łączy?
- Już nic -odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie liczył, że Ana będzie chciała z nim rozmawiać po tym wszystkim. Nie podobało mu się to ale przecież nie będzie jej zmuszał.
- Już?
- Poznałem ją w barze który należy do niej. Spotkaliśmy się parę razy. Nie powiedziałem jej kim jestem. Dopiero wczoraj dowiedziała się wszystkiego. Zostawiła mi na twarzy pamiątkę po tym - obrócił lekko głowę by Voight mógł dostrzec ślad po jej pięści. Czuł się potwornie źle z tym co się stało.
- Ostrov? - na to pytanie skinął głową - Spałeś z nią? - Jay spojrzał na sierżanta a ten uderzył w biurko. Detektyw nie musiał odpowiadać. Widział w jego oczach potwierdzenie. Stłumił w sobie przekleństwo. Co za bezmyślność.
- Nie raczyłeś mi o tym powiedzieć. Wogóle nie miałeś zamiaru?
- To chyba moja prywatna sprawa z kim sypiam - odparł czując jak rośnie w nim irytacja.
- Nie,jeśli to zagrozi śledztwu - warknął i wyprostował się
-Śledztwu? Na jakiej podstawie uważasz, że Ana jest Babą?
- Po głosie. Kiedy z tobą rozmawiała wczoraj rozpoznałem jej głos. Po drugie kiedyś grywałem co czwartek w barze o nazwie Ostrov z jej ojcem w pokera. I wiedziałem, że jej ojciec nie jest tylko deweloperem. Handlował bronią z każdym kto płacił - na te formacje Halstead zaśmiał się.
- Sugerujesz, że Ana jest osobą która trzyma za mordę wszystkich w tym mieście? To niedorzeczne! - poderwał się
- Niby dlaczego?
- Jest zadobra, za miła. To nie ten typ człowieka, Hank - odparł starając się uspokoić.
- Jak to potwierdzisz?
- Co z Kevinem i jego akcją pod przykrywką? Znajdę Babę i udowodnię ci, że to nie jest Ana
- Znajdziesz?
- Znajdę. Znajdę sposób jak do niej dotrzeć - oznajmił
- Póki co jesteś zawieszony. Dopóki nie znajdziemy Baby, ty ze względu na swoje powiązanie z nią zostajesz od tej sprawy odsunięty. To nie jest twoja pierwsza taka akcja i oboje o tym wiemy. Masz tydzień wolnego - na te słowa zerwał się z miejsca. Hank podniósł się również. Miał coś wspólnego z Rosjanką. Też nie był fanem niesubordynacji.
- Co?! - wszyscy odwrócili się w kierunku gabinetu.
- To co słyszałeś. Jesteś zawieszony! Oficjalnie jesteś na urlopie!
- Nie rozumiem -mruknął - Staram się jak mogę a ty...
- Spałeś z główną podejrzaną! Jeśli ją oskarżymy i obrona się o tym dowie całe śledztwo idzie psu w mordę! Przez ciebie może być tak, że całe dwa miesiące kopania będzie niepotrzebne bo ona się wywinie! -warknął. Starał się być spokojny ale ton jakim Jay oznajmił swoje zaskoczenie totalnie go rozwścieczył. Wpatrywał się w szatyna z uporem i chęcią mordu. Jay cofnął się o krok i otworzył drzwi. Wściekły jak sto pięćdziesiąt wyszedł z gabinetu. Spojrzał na nich wszystkich. Nikt się nie odzywał.Wrócili do swoich zajęć. Z trzaskiem zamknął drzwi od gabinetu i skierował do schodów. Wściekłość aż z niego kipiała. Dzisiaj lepiej żeby nikt go już nie zdenerwował. Wybuchnie. Spojrzał naVoight'a. Usiadł przy swoim biurku. Teraz to było bez znaczenia.

Drzwi otworzyły się cicho. Po kwadransie od wyjścia wściekłego Jay'a z biura sierżanta, Voight nie ruszył się nawet. Blondynka wsunęła głowę do środka.
- Co jest sierżancie? - spojrzała na niego. Hank umiał doskonale maskować swoje uczucia. Hailey domyślała się tylko, że nadal był wściekły. Ale też mu się nie dziwiła. Naprawdę lubiła swojego partnera ale ten czasem myślał czymś innym a nie mózgiem. Działał lekkomyślnie. A przy gorszych czasach łatwo się denerwował. Domyślała się, że Jay dalej chorował na zespół stresu pourazowego związanego z jego misją w Afganistanie. Że tak naprawdę po powrocie nigdy nie nauczył się na nowo żyć w społeczeństwie.
- Miej Jay'a na oku. Tak nie rzucając się w oczy - oznajmił. Zamknęła drzwi do jego gabinetu i oparła się o drzwi. Spojrzała na niego.
- Mogę o coś zapytać?
-Śmiało - wskazał na krzesło. Usiadła na kanapie. Teraz zauważyła, że Voight czymś się martwił.
- Damy radę przymknąć Babę w tydzień? Pracujemy nad tym już ponad dwa miesiące. Mamy same poszlaki...
- Byłem umoczony. Kilkanaście lat temu. Trochę się zgubiłem. Michaił Kolczek był jednym z moich partnerów biznesowych, że tak się wyrażę. Pamiętam, że grając z nim w pokera co czwartek zawsze wspominał o swojej córce. Zawsze nam się wszystkim odgrażał, że Perełka, jak ją nazywał,jest gorsza od niego i że sprawi że całe miasto będzie przed nią klęczeć - wyjaśnił. Spojrzał na Upton. Była tym wszystkim wyraźnie zaskoczona.
- Perełka?
- Tak, nazywał ją Zhemchuzhinka co znaczy perła. Była jego największym skarbem. Nie masz dzieci, Upton to tego nie zrozumiesz - oznajmił. Zaśmiałasię sztywno.
- Ale dlaczego z perły zmieniła swój pseudonim na Baba?
- Dobre pytanie - skinął głową - Leć za Halstead'em i informuj mnie na bieżąco - dodał. Blondynka podniosła się i skierowała do wyjścia. Dla niej to nie miało żadnego logicznego sensu. Ale skoro Hank coś tam widział, to ona musi się jeszcze lepiej przyjrzeć temu.

Baba [Chicago PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz