~ XIV~

3.2K 224 143
                                    

W końcu po zchwytaniu podejrzanego, nastało jego przesłuchanie. Za lustrem Weneckim siedzieli na czarnych krzesłach Dazai, starszy Porucznik Ranpo oraz jego partnerka w pracy, Yosano, a Chuuya już powoli na skraju cierpliwości próbował nawiązać choć jakąś rozmowę z nim, bo narazie czuł jakby konwersował z samym sobą.

- Jak masz na imię? - Zapytał i lekko przekrzywił głowę na bok łącząc swe ręce na stole.

- ... - Odpowiedziała mu cisza.

- Czemu chwycileś za nóż? - Spytał rudowłosy ponownie, lecz znów szatyn nie wypowiedział ani słowa, jedynie patrzył pusto w stół, co jakiś czas mrugając.

- Powiedz coś do cholery! - Wrzasnął w końcu zdenerwowany.

Po chwili postanowił, że on sam nie da rady. Wstał i wyszedł z pokoju, aby wejść do tego naprzeciw, w którym znajdowała się reszta policji.

- Nic z niego nie wyciągniemy... - Westchnął i oparł się plecami o zimną ścianę.

- Może by go tak trochę przycisnąć? - Powiedziała Yosano. - Jakby nie patrzeć, nie mamy nic do stracenia.

Dazai wstał z krzesła i podszedł do drzwi.

- Gdzie idziesz? - Zapytali wszyscy chórem.

- Dowiedzieć się prawdy - Powiedział brunet i wyszedł. Po krótkiej chwili usiadł naprzeciw przesłuchiwanego, gdzie przed chwilą siedział jego ukochany krasnal.

- Jestem Dazai, a ty? Przedstawisz mi się? - Niestety jemu również od powiedizla cisza. Brunet spojrzał na ręce chłopaka, były całe w siniakach oraz czymś co wyglądało mu na ślady poparzeń, były one małe więc stawiał że od papierosów. Aż sam się skrzywił myśląc jak to bolało.

- Masz ślady poparzeń... Twój kolega? - Zapytał pusto. Znów odpowiedziała mu cisza, a szatyn zaczął wyglądać na niespokojnego, a wręcz na wystraszonego.

Dazai podjął decyzję. Musi doprowadzić go do takiego stanu stresu, że zacznie gadać, bo narazie się na to nie zanosiło.

- Od samego początku odmawiasz zeznań. Zmuszasz ich do podjęcia drastycznych środków. Tego właśnie chcesz? - Znów drugi nic mu nie odpowiedział. - Nie rozumiesz powagi całej sytuacji. Zabiłeś człowieka. Zdemontują cię psychicznie, jeśli nie zaczniesz w końcu mówić. - Powiedział nieco głośniej i westchnął. - Słuchaj, jestem z tobą. Chce ci pomóc. Ale musisz zacząć ze mną rozmawiać.

Szatyn głośno przełknął ślinę i spojrzał spanikowany na Osamu.

- Co.. Co oni chcą zrobić? - Zapytał z przerażeniem.

- Dostaniesz sprawę w sądzie i będziesz musiał im wszystko powiedzieć. Nie mają wyboru, chcą zrozumieć co się stało.

- Dlaczego im mnie wydałeś? Nie mogłeś mnie tam po prostu zostawić? - Przygryzł wargę szatyn.

- Nie, zostałem tu przeniesiony do tropienia takich jak ty - Odrzekł sucho. - Poza tym, sądząc po twoim stanie, zaraz byś tam zmarł z głodu.

- Nie chcę umierać... * - Powiedział spanikowany.

- To zacznij gadać - Odpowiedział mu Dazai martwo.

- Ja... Nie mogę... - Szepnął szatyn i spowrotem zaczął patrzeć w stół.

Osamu postanowił. Wydusi z niego ile tylko bedzie mógł. Nieważne jak.

W pewnym momencie trzasnął ręką w stół, wstał z krzesła i nachylił się nad drugim z kwaśną miną.

- Dwadzieścia osiem ran kłótych!!- Wrzasnął brunet i odszedł obok krzesła- Chciałeś mieć ABSOLUTNĄ pewność, tak?! - Stanął obok niego. - Odczuwałeś gniew? Złość? - Położył dłoń na stole nachylając się- On się wykrwawiał! Błagał o litość! - Podszedł bliżej szatyna i zaczął "dźgać" go palcem w ramię- Ale ty go dźgałeś! Dźgałeś! Dźgałeś i dźgałeś!

- Proszę... - Wyszeptał szatyn wyglądając na bliskiego płaczu.

- Wiem, że go zabiłeś! Czemu tego nie przyznasz? - Brunet spojrzał na niego z wyrzutem, nachylając się bardziej.

-  Proszę...

Dazai stanął po jego drugim boku i uderzył dłońmi w stół.

- Czemu po prostu nie powiesz " zabiłem go"?! Czy to aż takie trudne?! - w tym momencie złapał go za koszulkę i przyciągnął go do siebie krzycząc w twarz- Po prostu przyznaj, że go zabiłeś! PO PROSTU TO POWIEDZ! - Puścił go, a szatyn jakby bezwładnie upadł na krzesło.

- Torturował mnie prawie codziennie... - Powiedział oskarżony, brunet już spokojniejszy usiadł na swoim miejscu. Mimo, że byliśmy przyjaciółmi... Traktował mnie jak zwierzę... Zabronił mi nawet wychodzić na zewnątrz, bo zagroził że inaczej poderżnie mi gardło... Robiłem wszystko co kazał ale... Zawsze było coś nie tak... - Powiedział patrząc chyba wszędzie, lecz nie w Dazaia. - Pewnego dnia... Wziął kij i zaczął mnie uderzać... Raz... Za razem... Wtedy w panice, że mogę umrzeć chwyciłem nóż i go dźgnąłem w brzuch... Poczułem się lepiej... Więc zrobiłem to znowu i znowu, az w końcu upadł... - Zagryzł wargę.

Brunet próbował się z nim później jeszcze dogadać zadając pytania o lalkę w prysznicu lecz ten odpowiedział, że " On" go ocali. Dazaiowi tyle starczyło, wiedział tyle ile wymagało tego śledztwo więc spokojnie wstał i ruszył do wyjścia z pokoju. Wszedł do tego naprzeciw gdzie siedzieli się współpracownicy, którzy patrzyli na niego ze strachem i ogromnym podziwem, gdyż znali go tylko jako tego wesolutkiego bruneta, który wręcz kochał dokuczać swojemu partnerowi.

Osamu wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Nakaharą i oboje wyszli z pomieszczenia w ciszy.

Gdy oboje wyszli z komendy, gdyż ich praca już dobiegła końca, odezwał się Chuuya:

- Dazai...

- Tak słońce? - Uśmiechnął się brunet.

- No... Wszystko okej? - Zapytał lekko wystraszony.

- Ależ oczywiście~ Co by miało być nie tak?

- Eno... Wyglądałeś na złego... - Szepnął, a Osamu objął go ramieniem.

- Aj krasnalku... Nie jestem zły, robiłem tylko to czego wymagała ode mnie praca.

- No dobrze.. - Wtulił się w wyższego. I tak poszli do mieszkania Nakahary, bo Dazai obiecał mu, że go odprowadzi.


____________

*Tu nawiązanie to tego, że gdy pewnie ktoś pamięta, kiedy Kyōka miała iść z Atsushim na komende, miała zostać ona stracona więc tak by było pewnie i w tym przypadku, bo umówmy się to było dość brutalna zbrodnia.

" Nowy" partner | Dazai x Chuuya AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz