III

478 33 3
                                    

W końcu udało mi się dotrzeć do domu. Miałam już serdecznie dosyć tego dnia. Dosłownie nic mi się nie udało. W takich chwilach byłam przekonana, że może życie to farsa. Czemu raz w życiu wszystko nie mogło pójść po mojej myśli? Tylko tej jeden cholerny raz. Gdybym mogła pozbyć się wilka, moje życie stałoby się lepsze, ale nie. Muszą być w tym temacie komplikacje. Po prostu cudownie.

Dzisiaj postanowiłam skorzystać z klatki schodowej. Musiałam się wyładować, więc stwierdziłam, że to lepszy wybór niż winda. Zaczęłam pokonywać kolejne piętra pogrążona w myślach. I co teraz? Przy odrobinie szczęścia wszyscy dadzą mi spokój. Bo ja nie chcę mieć nic wspólnego z tą sprawą. Wsioryba mi co robią Wilkołaki. To nie mój interes. Żyje jak człowiek i nim jestem.

W końcu dotarłam na odpowiednie piętro. Mieszkałam w starej siedzibie avengers, bo też czemu by nie. Budynek stał kompletnie pusty. A ja po wyprowadzce od Peper i Morgan musiałam gdzieś mieszkać. A stąd było wszędzie stosunkowo blisko. Weszłam do niegdyś wspólnego salonu i odłożyłam torebkę na stolik. Rozejrzałam się i wzięłam głęboki wdech.

- A ty dalej żyjesz przeszłością. - głos Nika rozbrzmiał w moich uszach.

Odwróciłam się gwałtownie. Po prostu nie wierzę. Jeszcze ten mi się tutaj pałęta. Nie widziałam go od roku i liczyłam, że przynajmniej z nim mam spokój. Myliłam się.

- Naucz się pukać. Lub chociaż dzwonić i informować, że mnie odwiedzisz. Zwłaszcza po roku nieobecności. - rzuciłam wkurzona opadając na kanapę. Naprawdę nie miałam na to siły.

- Naucz swoje wilki manier, bo nie zachowują się ostatnio najlepiej. - podszedł bliżej mnie z rękami skrzyżowanymi za plecami.

- One nie są moje! - wykrzyczałam podnosząc się z kanapy. Warknęłam krótko, a moje oczy stały się żółte. Nie no cudownie. Miesiące zduszania kundla na marne.

- Bez nerwów Stark. - sięgnął pod płaszcz. Zapewne położył dłoń na pistolecie.

- Srebrne? - uśmiechnęłam się nienaturalnie i podeszłam do barku. Ten spojrzał na mnie kompletnie nie rozumiejąc o czym mówię. - Kule. - dorzuciłam w odpowiedzi na jego niepewny wzrok.

- Nie rób sobie jaj. Ludzie giną. - oświadczył oburzony moim zachowaniem. Jednak podziałało, bo wyjął dłoń spod płaszcza.

- Srebro nie działa. - kontynuowałam ignorując całkowicie jego wypowiedź. - Napijesz się? - wyjęłam na blat butelkę z alkoholem.

- Co z tymi wilkami? - spytał już konkretnie wkurzony. - Poza tym byłem przekonany, że nie pijesz. - zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem.

- Spokojnie to ja, a nie żaden podmieniec. Po prostu życie pokazało mi, że ja nie umiem inaczej. - nalałam alkohol do szklanki. - I nie wiem. To nie moja sprawa.

- Naprawdę Czarna Wilczyco? - zmierzył mnie surowym spojrzeniem.

Pewnie, gdyby nie fakt, że osiągnęłam dzisiaj poziom kompletnej znieczulicy, wkurzyłabym się nie na żarty. No, ale ten dzień wystarczająco mnie zniszczył. Miałam już serdecznie dosyć. Marzyłam tylko o prysznicu i pójściu spać.

- Tak. Odcięłam się od świata wilkołaków. Tak więc mnie zostaw, bo że mną nic nie załatwisz. - upiłam łyka i ominęłam barek. - Powiem Ci z kim gadać.

- A ponoć się odcięłaś. - stwierdził z drwiną w głosie. - Więc słucham.

- Odcięłam się, ale powiedzmy, że nie jesteś jedyną osobą, która złożyła mi dzisiaj niezapowiedzianą wizytę. - przyznałam siadając na kanapie. - Alarick Zalcman. Kochanek mojej matki. Wilkołak jej rodzinka wygląda jednak na faceta w moim wieku. Łatwo go znajdziesz.

- Wreszcie jakieś konkrety. Coś jeszcze? - dopytał, wbijając we mnie wzrok. Widocznie mi nie ufał i szukał znaku zdrady.

- Nie. I przestań się tak gapić, jak sroka w gnat. - spojrzałam na niego pustym wzrokiem. - Nie mam z tym nic wspólnego i nie chce mieć. To, że jestem wilkołakiem, nie sprawia, że możesz mnie o to osądzać.

- Tę łowczynię zabiłaś. - oświadczył podchodząc jeszcze bliżej. Czuł, że tutaj mnie ma. I chyba dawno się tak nie pomylił.

- Bo chciała mnie zabić. - stwierdziłam oburzona, nadmiernie gestykulując rękami. - Poza tym to było kilka lat temu. I nie chciałam tego zrobić. No i przede wszystkim nie zrobiłam z tego szoł. - mówiłam bardzo szybko, z trudem powstrzymując się od wybuchu.

- Wiem, że aktualnie masz sporo na głowie, jednak myślę, że rozumiesz, czemu cię podejrzewam. - oświadczył i skierował się do wyjścia.

- Szkoda, że tyle nie robiliście, kiedy zabijano wilkołaki! W tak samo okrutny sposób! A czasem nawet bardziej. - wykrzyczałam gwałtownie podnosząc się z miejsca, czym zwróciłam jego uwagę. - Poza tym ciebie bym o takie oskarżenie nie posądziła. Miałam o tobie nieco lepsze zdanie. - powiedziałam już spokojniej, siadając z powrotem na kanapie.

- Zaczynasz zachowywać się jak ojciec. Bylebyś nie dostarczyła tylu problemów, co on. - spojrzał na mnie z kamienną twarzą. Tak jakby nie odczuwał kompletnie nic.

- Mój ojciec zginął za połowę populacji, w tym ciebie! - ponownie się uniosłam. Nick wkroczył na drażliwy temat. I - co więcej - dobrze o tym wiedział. - I czasem mam wrażenie, że popełnił błąd. - oświadczyłam, z trudem powstrzymując łzy.

Nick nic nie odpowiedział. Po prostu wyszedł. Ja natomiast miałam dosyć. Tak jak już dawno nie miałam. Zacisnęłam pięści i zdusiłam w sobie rozpaczliwy krzyk. Jednak ile można walczyć z samą sobą? Z wewnętrznym zwierzęciem, które dobija się do drzwi. Pewnie niezbyt długo. Po mojej twarzy spłynęły łzy. Wszyscy dokoła chcieli ode mnie czegoś innego. A ja by im to wszystko dać straciłam czas, a może nawet potrzebę, by pytać samą siebie czego ja chcę od życia. No tak przestałam coś robić przez chwilę i już upadłam.

Wzięłam kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Kiedy mi się to udało ruszyłam w stronę łazienki zrzucając z siebie po drodze ciuchy. Weszłam do kabiny prysznicowej i puszczałam na zmianę gorącą i zimną wodę. Musiałam się ogarnąć. Nie miałam czasu na takie załamania.

Kiedy udało mi się uspokoić, wyszłam z kabiny i owinęłam się ręcznikiem. Przeszłam do sypialni i wyjęłam z szafy dresy, w które się ubrałam. Nareszcie coś wygodnego. Opadłam na łóżko w nadziei, że szybko zasnę. Sen jednak nie nadchodził. Minęła godzina, potem dwie a ja nie umiałam zasnąć. Morfeusz chyba nie miał ochoty mnie dzisiaj odwiedzać.

W końcu zrezygnowana podniosłam się z łóżka. Wilgotne włosy upięłam w koka i złapałam za zeszyt z notatkami. Jak nie mogę spać, to trochę się pouczę. Zrobiłam sobie herbaty i wróciłam na łóżko. Spałam w pokoju, który wcześniej stał pusty. W wierzy, nic się nie zmieniło. Nie chciałam, a może po prostu nie umiałam nic zmienić. Z tym miejscem łączy się tyle dobrych wspomnień. Miałam dziwne wrażenie, że to miejsce jest jedną, rzeczą jaką się nie zmieniła. A tego potrzebowałam. Pewnej stałej w swoim życiu, które waliło się z każdym dniem coraz bardziej.

Czarna Wilczyca II ・Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz