V

395 31 1
                                    

Kiedy się obudziłam, na zegarze wybiła dwunasta. Nie tak źle jakby mogło być. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przy umywalce i spojrzałam w lustro. Jak zawsze malował się w nim obraz nędzy i rozpaczy. Podkrążone oczy były mocno widoczne na tle bardzo bladej cery. Czarne włosy były w niesamowitym nieładzie, jakbym nie czesała ich od dawna. Oczy miałam zaczerwienione, już sama nie wiem od czego. Wzięłam głęboki wdech. Musiałam doprowadzić się do stanu używalności.

Zdjęłam z siebie ubrania. Ciało też nie wyglądało jak dawniej. Częściowo utraciłam masę mięśniową. Brak ćwiczeń fizycznych był widoczny. Weszłam do kabiny i wzięłam długi gorący prysznic. Kiedy ponownie stanęłam przed lustrem zaczęłam nakładać makijaż. Nałożyłam go całkiem sporo. Kiedyś rzadko zdarzało mi się robić mocne makijaże. Teraz wykonuje je niemal codziennie. Tak by ukryć, że sobie nie radzę. I wyglądam, jakbym wyszła z grobu.

Wyszłam z łazienki ubrana jedynie w bieliznę i podeszłam do szafy. Założyłam na siebie zwykłe czarne rurki i białą za dużą koszulkę. Na nogi ubrałam czarne trampki. Nie miałam dzisiaj zajęć i do firmy też się nie wybierałam. Miałam naprawdę ciężki tydzień i potrzebowałam chociaż jednego dnia świętego spokoju. Bez firmy, nauki i wilkołaków. Telefon włożyłam do tylnej kieszeni spodni i wyszłam z mieszkania.

Postanowiłam, że dzisiaj się przejdę. Dobrze mi to zrobi. No i branie auta tak jakby mija się z celem. No i miałam całkiem nie daleko. Już po chwili wchodziłam na klatkę schodową, a po upływie jeszcze kilku minut pukałam do drzwi. Stanęła w nich niezbyt wysoka blondynka o piwnych oczach. Nie wyglądała wiele lepiej ode mnie. Ona jednak uśmiechnęła się, wpuszczając mnie do mieszkania.

Ominęłam ją w drzwiach i udałam się do salonu połączonego z kuchnią. Nagle usłyszałam dźwięk pękającego szkła. Spojrzałam w dół. Zobaczyłam kawałki szkła walające się po podłodze. Zrobiłam krok w tył i namierzyłam wzrokiem Sarę.

- Nie przejmuj się tym. - machnęła ręką. - Rozbiłam przez przypadek. Pewnie dzisiaj rano. - weszła do kuchni i podeszła do ekspresu. - Kawy?

- Pewnie. - nogą odsunęłam szkło na bok i podeszłam do kanapy, na której usiadłam.

Mieszkanie Sary było bardzo nowoczesne. Urządzone w czerni i bieli gdzieniegdzie jedynie wyłaniały się różne odcienie szarości. Salon był urządzony bardzo gustownie. Widać było, że osoba, która się tym zajmowała miała wyczucie stylu. Nie była to jednak blondynka. Był to wynajęty projektant. Dziewczyna zdecydowanie nie zaliczała się do ludzi biednych. A wręcz przeciwnie. Jej ojciec prowadził jakąś firmę, nawet nie wiem jaką. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by spytać. Matka była prawnikiem. Tego byłam pewna. Bo przez lata naszej znajomości nie raz ratowała nas z różnych opresji. No, ale wracając do mieszkania, panował w nim nieporządek. Wszędzie leżały buty i drogie torebki. Jeśli miałabym być szczera, to powiedziałabym, że Sara jest pusta i nie umie oszczędzać. No, ale nie będę. Wystarczy, że już tylko ona mi została. Nie chcę zostać zupełnie sama.

Dziewczyna podeszła do mnie, po chwili podając mi kubek kawy. Usiadła obok mnie i posłała jeden z tych swoich uśmiechów. Już wiedziałam, jakie miała plany na kolejny wieczór.

- I jak ci minął tydzień korpo szczurku? - rozłożyła się na czarnej kanapie, wbijając we mnie spojrzenie piwnych tęczówek.

- Okropnie. - rzuciłam wzdychając ciężko. - Wszyscy czegoś ode mnie chcą. I próbują mi wcisnąć więcej obowiązków niż jestem w stanie przyjąć.

- Tak to już jest, kiedy jest się tobą. - upiła pierwszego łyka kawy. - Umiesz rzeczy, których inni nie potrafią. Poza tym studiujesz i prowadzisz firmę. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Jednak nie możesz się dać. Nie jesteś robotem.

Sara studiowała prawo. I szło jej bardzo dobrze. To prawda lubi się zabawić i napić. Jednak jeśli ktoś na niej polega, to raczej się nie zawiedzie. Traktuje swoją karierę bardzo poważnie i przykłada się do studiów. Gorzej, kiedy ma wolne od wykładów czy egzaminów. Wtedy potrafi nieźle się upić i odstawić niezłą szopkę.

- Wiem. - rzuciłam krótko. Nie umiałam w odpowiedni sposób podejść do tematu, bo Sara o niczym nie wiedziała. Nie miała pojęcia czym jestem. I było mi z tym dobrze. - A ty ile razy się upiłaś w trakcie tego tygodnia?

- Niezabawne. - zapewniła, chociaż na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Tylko wczoraj. Prawie cały tydzień spędziłam na uczelni i jeszcze ojciec postanowił, że muszę się zainteresować firmą. I w tym momencie porównał mnie do ciebie. I słuchaj, bo nie uwierzysz. - oświadczyła, prostując plecy. - Podał cię jako wzór.

-Serio? - parsknęłam śmiechem. Ojciec blondynki nigdy mnie nie lubił. Czasem miałam wrażenie, że obwinia mnie o wszystkie wady córki.

- Tak. No i przez to miałam przewalony tydzień. - spojrzała na mnie i upiła kolejnego łyka. - No, ale to chyba w ogóle nie był dobry tydzień. Słyszałaś o tych samobójstwach? - spytała czym kompletnie mnie zaskoczyła.

- Tak. - rzuciłam krótko, dając sobie chwilę na przemyślenie odpowiedzi. - Obrzydliwa sprawa.

- Co nie. - podniosła się z kanapy i dopiła kawę. - To był okropny tydzień i nie wiem jak ty, ale ja muszę się odprężyć. - ponownie udała się do kuchni. Odłożyła kubek do zlewu i otworzyła barek.

- Tylko wyjmij coś mocniejszego. - poprosiłam dopijając kawę. To był tak okropny tydzień, że nie mam siły się kontrolować. Ani myśleć o konsekwencjach.

- Zmieniłaś się. - oświadczyła, wracając z dwiema szklankami i butelką whiskey. - To znaczy jakbyś była trochę taka jak dawniej, a jednocześnie nie do końca. - usiadła ponownie obok mnie. - Nie do końca umiem to określić.

- Wiem o co chodzi. - przyznałam nalewając alkohol do szklanek. - I po prostu chyba się zmieniłam. Znowu.

- Ty często się zmieniasz. - stwierdziła, biorąc do ręki szklankę. - Tak jak zmieniają się avengers. Tyle razy ile się rozpadają, zmieniają czy cokolwiek innego ty się zmieniasz.

- Niestety. - skrzywiłam się lekko na jej stwierdzenie. - Jednak ich już nie ma. Co oznacza, że więcej się dla nich nie zmienię. Teraz już tylko dla siebie.

- Więc toast. - Uniosła szklankę trzymaną w dłoni nieco wyżej. - Za niezależność.

- Za wolność. - stuknęłam swoją szklanką o jej, po czym wzięłam łyka.

Czy zgadzałam się ze stwierdzeniem Sary? Być może. Sama nie byłam pewna. Jednak teraz to nie miało już znaczenia. Teraz zmienić mogłam się tylko dla siebie i zgodnie ze sobą. Już nigdy w życiu więcej dla nikogo. Bo na zmianach dla innych nigdy dobrze się nie wychodzi.

Nim się obejrzałam opróżniłyśmy pierwszą butelkę. Sara była wprawiona w piciu, a ja mam wilczą odporność. Dlatego też otworzyłyśmy kolejną butelkę. Oj trzeźwa to ja stąd dzisiaj nie wyjdę.

Czarna Wilczyca II ・Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz