Stoję naprzeciw Alaricka. Jestem ubrana w czarny podkoszulek i czarne dresy. Mierzę go zabójczym wzrokiem. Ten z nieludzką szybkością wymierza we mnie ciosy. Ja z trudem blokuje uderzenia. O kontrataku nie ma nawet mowy.
W końcu wilkołak popełnia błąd. Wymierza kopnięcie. Ja łapię jego nogę i obracam nim o trzysta sześćdziesiąt stopni. On pada na ziemię, jednak szybko się podnosi.
Jako że mam dosyć obrywania postanawiam zaatakować. Staram się uderzyć go w głowę, ten jednak łapie moją rękę. Wykręca ją do tyłu, ja jednak wykonuję salto w tył, unikając bólu.
Beta składa dłoń w pięść i wymierza mi cios w twarz. Ja łapię jego pięść przed swoją twarzą. Na jego obliczu maluje się zaskoczenie. Chyba nie spodziewał się po mnie aż takiej siły. Po chwili bezowocnego siłownia się kopie mnie w udo, a ja, by nie stracić równowagi, wycofuje się. W odpowiedzi on schodzi do parteru i podcina mnie. Już mam paść na ziemię, kiedy ten łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie.
Nasze spojrzenia spotykają się. Przez chwilę nie jestem w stanie nic zrobić. Patrzę jedynie w jego ciemnobrązowe oczy.
Brunet wykorzystuje moją chwilę słabości. Obraca mnie plecami do siebie i przyciąga, po czym opłata moją szyję swoim ramieniem tak, że mam dostęp do tlenu.
- Masz już dosyć? - spytał z typowo wrednym dla siebie uśmiechem.
- Ja? Nigdy. - nie chciałam dać wyprowadzić się z równowagi.
Odbiłam się nogami i uniosłam je ku górze. Ciemnooki stracił równowagę i padł na ziemię. Ja wylądowałam na nim.
- Masz już dosyć? - spytałam złośliwie.
- Szczerze to tak.
Podnoszę się z ziemi i podaje mu rękę. On ją łapie, a ja pomagam mu się podnieść. On nagle uderza mnie z dużą siłą, a ja uderzam plecami o ścianę. Podbiega do mnie i wysuwa pazury przy mojej szyi.
- Nigdy nie odpuszczaj, póki przeciwnik dycha. - oświadczył, zabierając rękę.
- To co, miałam cię dobić w ramach treningu? - spytałam rozbawiona, odpychając się od ściany.
- Jesteś jeszcze gorsza od matki. - złapał dół swojej koszulki i wytarł nią czoło. - Zastanawiałaś się już, gdzie umieścisz centrum kontroli wilkołaków?
- Serio tak to się teraz nazywa? - spytałam rozbawiona rozpuszczając wcześniej spięte w kucyk włosy. - Za mojego dzieciństwa mama mówiła dom watahy.
- To centrum New York. Więc określenie dom watahy brzmi nieco wieśniacko i staroświecko.
- Niech Ci będzie. I tak. Stwierdziłam, że stara siedziba Avengers Tower będzie idealna. Dużo laboratoria, siłowni, stanowiska biurowe, czego chcieć więcej?
- Więc niech będzie.
- Teraz musisz mi wybaczyć. Jedna osoba chce ze mną porozmawiać. Więc ja spadam, a ty zajmij się zgromadzeniem wilków na wieczór.
- Jasne alfo.
Alfą byłam od niecałego miesiąca i nadal nie zdobyłam pełnego zaufanie watahy. Czemu kompletnie się nie dziwię, w końcu nie ma zbyt wielu powodów, by mi ufać. Nowa i udomowiona to nie brzmi zbyt dobrze. Jednak staram się, jak mogę i liczę, że w końcu mnie zaakceptują.
Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Elegancka bluzka i zwykłe czarne spodnie powinny wystarczyć. Dojazd na miejsce zajął mi dosłownie chwilę. W końcu stanęłam przed drzwiami w lekkim rozkroku i zapukałam. Świat dokoła mnie się zatrząsł, a ja upadłam lądując w fotelu. Przez dosyć częste wizyty zdążyłam się przyzwyczaić.
- I jak sprawy wilczego świata? - Strange jak zawsze przeszedł od razu do konkretów.
- Nikt nie umarł od trzech tygodni. Ruch oporu przeciw mnie rośnie i część wilków nadal mi nie ufa, ale poradzę sobie z tym.
- A jeszcze niedawno tak bardzo odpychała cię myśl o zostaniu alfą. - stwierdził rozbawiony siadając naprzeciw mnie.
- Ludzie się zmieniają. I wilkołakom też się to zdarza. - założyłam nogę na nogę i oparłam się na oparciu. - Tylko Nick nie jest do końca przekonany.
- Nie przejmuj się nim. Nie zna się na rzeczy, a wydaje mu się, że może się wtrącać.
- Wiem. Tylko martwi mnie to, co może zrobić z nami rząd. Ludzie uwielbiają niszczyć to, co może zagrozić ich panowaniu na tej planecie.
- Nic wam nie zrobią. - stwierdził Strange, podnosząc się z fotela. - Oni wiedzą, że jeśli zaczną was atakować może zrobić się nieciekawie. Zwłaszcza, że wilkołaki dały już pokaż swojej siły. Mało subtelny, ale zawsze.
- Bycie alfą jest jeszcze gorsze, niż się spodziewałam. To ogromna odpowiedzialność i wszyscy patrzą mi na ręce. - stwierdziłam również podnosząc się z fotela. - A teraz wybacz muszę wracać, zanim wilki odwalą coś głupiego.
- Już zawsze będziesz tak wpadać na dwie minuty?
- Ty robiłeś to niegdyś bez przerwy. - ruszyłam powoli w stronę wyjścia. - Pozwól, że teraz to ja Ci się odpłacę.
Świat wokół mnie ponownie zadrżał, a ja stanęłam przed sanktuarium. Niegdyś zawsze upadałam. Jednak po miesiącu praktyki jakoś sobie radzę. Postanowiłam od razu wrócić do Tower. Wielkie przemowy i piękne słowa nigdy nie były moją specjalnością. Nigdy nie miałam duszy poetki, więc by przemówić musiałam dobrze się namyślić. Jednak byłam zbyt leniwa i przy okazji zbyt zajęta, by siedzieć i pisać przemowy. Bo mimo bycia alfą nadal byłam studentką i prezes Stark Industries. Więc zawsze miałam ręce pełne roboty.
Kiedy dostałam się na miejsce, budynek był przepełniony. Wilkołaki były bardzo ciekawe tego, co im powiem. Nie jestem jednak pewna czy moje gadanie bez sensu jest warte aż takiego zainteresowania. No, ale to właśnie minusy bycia kimś wpływowym.
Jakimś cudem przeszłam przez tłum i dotarłam do miejsce, z którego miałam przemawiać. Alarick już na mnie czekał. Podeszłam do niego i spojrzałam na tłum.
- Nie wierzę, że oni wszyscy są tak bardzo ciekawi, tego co powiem. - poprawiłam włosy i poczułam, jak zaczynam się stresować.
- Jesteś alfą. Część z nich pokłada w tobie nadzieję, a inni tylko liczą na twój błąd. - stwierdził, poprawiając koszule.
- Ty to jednak umiesz podnieść człowieka na duchu. - szturchnęłam go, po czym podeszłam dwa kroki do przodu. - Pytacie mnie, co będzie dalej? Jesteście niepewni swojego jutra co jest dla mnie w pełni zrozumiałe. W końcu zostało nas niewielu. Nasz rząd się rozpadł i w zasadzie nie mamy zbyt wiele. Jednak po to tu jestem. By to wszystko naprawić i zapewnić wam lepsze jutro. I nie zamierzam obiecywać wam czegoś, czego nie będę w stanie wam dać. Bo nie o to tutaj chodzi. Dam wam obietnicę lepszego jutra, które naprawdę może się spełnić. Część was we mnie nie wierzy. Jestem dla nich tylko przybłędą, a wiecie co ja im powiem? Wywodzę się z długiej linii obrońców naszej rasy. I czy wam się to podoba, czy nie, teraz to ja jestem waszą alfą.
CZYTASZ
Czarna Wilczyca II ・Avengers
Fanfiction❝Czyli chcesz mi powiedzieć, że teraz mam żyć tak jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło?❞ Rebel Stark nigdy nie była pewna tego, kim naprawdę jest. I chyba nigdy jakiś, szczególnie jej to nie przeszkadzało. Aż do momentu, w którym musiała odpowi...