Przeszedłem za posągiem Grzegorza Przymilnego i mimowolnie uśmiechnąłem się, wspominając jeden z naszych pierwszych szlabanów, który zarobiliśmy z resztą chłopaków oraz Katie i Lily za wymykanie się z zamku właśnie tamtędy. Wędrowałem powoli przez tunel; choć już dawno byłem spóźniony, to kroku przyspieszyłem dopiero wtedy, gdy myśli o kilkugodzinnym szorowaniu podłogi w sowiarni zaczęły ustępować próbom znalezienia dobrej odpowiedzi na pytanie Dorothy. Jak w końcu miałbym się wymigać, kiedy spytałaby, dlaczego przyszedłem o kwadrans później, niż się umawialiśmy?
Wygramoliłem się z tunelu przez szczelinę, uważając, by nie przywalić głową o strop i skierowałem się przez dziedziniec w stronę jeziora, nieco się ociągając. Dorothy Robbins siedziała pod drzewem i wertowała jakąś książkę, zdawała się jednak wcale nie skupiać na tym, co było w niej napisane. Gdy wreszcie dotarłem na miejsce i zatrzymałem się przed dziewczyną, ta zerwała się szybko i w jednej chwili rzuciła mi się na szyję.
- Wybacz, że tak późno, zatrzymało mnie coś ważnego – mruknąłem, gdy Puchonka już się odsunęła i spojrzała na mnie pytająco. Miałem szczęście, że nie drążyła tematu, bo jedyna odpowiedź, jaką miałem w głowie – czyli ta prawdziwa - nie była bynajmniej odpowiednia. Coś mi mówiło, że mógłbym nie wrócić do zamku żywy, gdybym jej powiedział, że spóźniłem się, bo grałem z Jamesem w eksplodującego durnia na pieniądze (kretyn oczywiście ograł mnie na galeona i chyba z godzinę musiałem zmywać z siebie tę śmierdzącą maź z kart). Prewencyjnie zacząłem inny temat, bo do głowy momentalnie przyszło mi wspomnienie związane z drobnym incydentem z czwartego roku, kiedy to spóźniłem się na spotkanie z jedną Francuzką z wymiany. Wtedy niestety nie udało mi się odpowiednio zweryfikować sytuacji i w odpowiedniej chwili ugryźć się w język...
Cóż, policzek piekł mnie chyba z godzinę po konfrontacji, a choć nie zrozumiałem ani słowa z jej wywodu, to Katie, która była przy tej sytuacji, stwierdziła, że nawet ona nie znała po francusku takich wiązanek.
Spacerowałem z Dorothy przez jakiś czas po błoniach, a choć nie przyszedłem na randkę ani nic w tym rodzaju, to nawet powstrzymałem się od mrugnięcia do grupki Krukonek, które mijaliśmy. Mimo to w duchu napawałem się spojrzeniami dziewczyn i słuchałem, jak Dorothy coś mi opowiada, a jako że gadała praktycznie non stop, rzadko kiedy udawało mi się coś wtrącić. Czasami wyłączałem się z jej wywodu, automatycznie kiwając głową niczym na lekcjach wróżbiarstwa. Kiedy jednak w pewnym momencie zamilkła, spojrzałem na nią z zaciekawieniem.
- W sumie to... - zaczęła dziewczyna, patrząc na mnie spod lekko przymkniętych powiek, a jej twarz z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej czerwona - Masz teraz kogoś?
Odgarnęła krótkie, brązowe włosy nerwowym ruchem.
Powstrzymałem uśmiech, który wypełzał mi na twarz. Wiedziałem, że o to zapyta, choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego w formie tak... bezpośredniej.
- No cóż - zrobiłem krótką pauzę - Można to tak ująć. Choć z drugiej strony...
Urwałem i uśmiechnąłem się głupawo, w myślach przeklinając samego siebie. Odpowiedziałem tak, że Dorothy po prostu musiała zadawać kolejne pytania, a ja z kolei musiałem kombinować, jak mogę się wykręcić i zmienić temat, żeby nic sobie nie pomyślała. Gdy po dobrych dziesięciu minutach starań udało mi się w pełni nakierować rozmowę na właściwy tor, powoli szliśmy w stronę zamku. Myślałem, że już wszystko będzie przebiegało w miarę spokojnie - wiadomo, odprowadzę ją prosto pod drzwi do pokoju wspólnego, porozmawiam, pobajeruję i wrócę do siebie - jednak kiedy byliśmy na dziedzińcu, jakaś Puchonka o czarnych, kręconych włosach wyszła nam naprzeciw.
- Hej, Dor! - rzuciła się mojej towarzyszce na szyję, a gdy już się od niej odsunęła, zmierzyła mnie zaciekawionym spojrzeniem i zerknęła na Robbins znacząco. - Cześć, Syriusz.
Gdy mówiła do mnie, zmieniła nieco ton głosu, co w gruncie rzeczy brzmiało dość zabawnie. Przywitałem się z szerokim uśmiechem, po czym kulturalnie stanąłem z boku i czekałem, aż skończą rozmawiać. Minęło jednak kilka minut, a choć na początku rozmowa wydawała się całkiem sensowna, to gdy zaczęły paplać coś o nowym numerze "Czarownicy", robieniu loków (czy czegoś tam...) za pomocą różdżki i tym podobnych rzeczach, czułem, że moja cierpliwość powoli się kończy, a czasu nie miałem już zbyt wiele. Mruknąłem cicho jakieś pożegnanie i ostrożnie się wycofałem. Nie zauważyły, na szczęście.
CZYTASZ
Asphodelus || Huncwoci
FanfictionHuncwoci razem z przyjaciółkami rozpoczynają szósty rok Hogwartu - a to całkiem spore osiągnięcie przy historii ich żartów w tej szkole. Może i niebezpieczeństwa raczej omijają Hogwart, ale nie oznacza to wcale, że ich paczka ma okazję się nudzić. W...