- Lily, co się dzieje? - Ann pochyliła się nad ramieniem Beckett chwilę po tym, jak Syriusz zaczął osuwać się nieprzytomnie po kamiennej ścianie tunelu. Dziewczyna podtrzymywała go w pionie, nie odwracając wzroku od jego twarzy choćby na sekundę. - Co mu się teraz stało? Wszystko będzie w porządku?Powoli podniosłam się z ziemi; na krótki moment zakręciło mi się w głowie, jednak nie miałam czasu o tym myśleć. Podeszłam bliżej dziewczyn, dostrzegając po drodze, jak Evans spogląda na mnie ze zmartwieniem. Jeszcze parę chwil wcześniej siedziała ze mną - początkowo starając się wydusić ze mnie choćby słowo, a następnie najzwyczajniej w świecie milcząc razem ze mną. Właściwie sama nie miałam pojęcia, co mogłabym jej powiedzieć, więc tego po prostu nie robiłam.Potrzebowałam po prostu trochę ciszy, bo nie potrafiłam tego wszystkiego zrozumieć. Stało się zbyt wiele naraz i zbyt szybko. W końcu w jednej chwili wędrowałyśmy z mapą przez tunel, czując w brzuchu to przyjemne uczucie podekscytowania, w drugiej zaś - wracałyśmy w o wiele większym pośpiechu i z taką ilością nowych wiadomości, których nie można było ot tak przyjąć. Na dodatek Syriusz okazał się być w o wiele poważniejszym stanie, niż się nam dotąd wydawało, a bez niego czułyśmy się chyba jeszcze bardziej zagubione - nawet jeśli wciąż nie usłyszałyśmy od nikogo choćby słowa wyjaśnienia.- Dlaczego nie odpowiadasz? - dopytywała Rusell zniecierpliwionym tonem, podczas gdy Lily przybliżyła się nieco do twarzy Syriusza, jak gdyby chciała spojrzeć z bliska w jego zamknięte oczy. - Hej, Beckett!Dziewczyna wciąż milczała, jednak nie znaczyło to, że nie słyszy. Widziałam, jak z każdym kolejnym pytaniem coraz bardziej zaciska drżące palce na ramionach Blacka, aż wreszcie zbielały jej knykcie. Rusell obserwowała ich oboje ze zmartwieniem, ale i z irytacją; nie była nigdy osobą, która potrafiła zaakceptować brak odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Zwykle nie sprawiało jej to problemu, bo była na tyle dociekliwa, że potrafiła je w jakiś sposób zdobyć. Tym razem okazało się to jednak niemożliwe - a Ann była tym faktem sfrustrowana bardziej, niż kiedykolwiek.Evans spojrzała na mnie porozumiewawczo: obie wiedziałyśmy, że poza czystą ciekawością, Rusell chciała jak najlepiej, jednak w tamtej sytuacji nie mogła pomóc. Ruda chwyciła Ann za ramię i pociągnęła lekko do tyłu.- Chodź, Annie, może...- Nie! - krzyknęła Ann, odwracając się do niej szybko, a Evans wzdrygnęła się i cofnęła rękę. Rusell wzięła głęboki oddech, przejeżdżając palcami po powiekach, a następnie spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami. - Chcę wiedzieć, co się dzieje, rozumiesz? Jakoś pomóc! A nie tylko stać tu i...- Przecież nie pomożemy nikomu gadaniem! - Evans również podniosła głos, a Rusell zamilkła. Oddychała ciężko, jak gdyby próbowała się uspokoić, i patrzyła w stronę dziewczyny z frustracją.- Tak? To ciekawe, jak w takim razie...- Wystarczy! - wybuchnęła Lily, odwracając się na chwilę od Syriusza. Chociaż odgłosy panującej na dworze wichury bezustannie odbijały się echem od kamiennych ścian tunelu, przez krzyk dziewczyny w jednej sekundzie zrobiło się dziwnie cicho, jak gdyby ktoś rzucił na otoczenie zaklęcie wyciszające. Wtedy Evans chwyciła Ann za rękę, pociągnęła ją kawałek dalej w stronę, z której przyszłyśmy, rozświetlając panujący tam mrok bladym światełkiem różdżki. Do moich uszu dotarły odgłosy przyciszonej rozmowy dziewczyn; Rusell kłóciła się z rudą, która starała się jakoś ją uspokoić, cierpliwie odpowiadając jej argumentami.Powoli usiadłam na ziemi obok Lily i Syriusza. Dziewczyna zacisnęła powieki, oddychając głęboko, tak jakby chciała powstrzymać płacz - kiedy jednak dotknęłam jej ramienia, od razu wyprostowała się i zamrugała oczami szybko. Przesunęła się w stronę Syriusza i przeciągnęła go tak, że opierał się o nią plecami. Następnie zaczęła powoli opuszczać go do pozycji leżącej, aż w końcu głowa chłopaka spoczęła na jej kolanach. Odgarnęła kosmyk włosów opadający na jego czoło, po czym spojrzała na mnie niespokojnie.- Mogę ci jakoś pomóc? - spytałam cicho, starając się dodać jej otuchy, jednak Lily pokręciła głową szybko.- Nie wiem - szepnęła zduszonym głosem, spoglądając na Syriusza. Ten wciąż nie otwierał oczu, a jego nieprzytomna twarz wyglądała wręcz zbyt spokojnie w porównaniu z tym, co działo się wokół niego, choć nie miał wtedy prawa o tym wiedzieć. Oddychał przez lekko rozchylone usta, a jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała miarowo. Lily przyglądała się temu, trzymając dłoń na włosach chłopaka i gładząc je nieco sztywnym, nerwowym ruchem.***- To moja wina.Do moich uszu dotarł drżący, przyciszony głos, którego przez moment nie potrafiłem do nikogo przypisać; miałem wrażenie, jakby coś na kształt mgły zasnuwało w tamtej chwili moje zmysły i sprawiało, że wszystko docierało do mnie z opóźnieniem.- Przestań - odparł jakiś inny głos również dość cicho, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Co "przestań"? Katie, to moja wina. Zrobiłam coś źle. Przecież gdybym nie zrobiła, to nie wyglądałoby tak, jak wygląda, a...Rozpoznałem pierwszy głos, po prostu stwierdzając w którymś momencie, że należał on do Beckett. Fakt, że nie musiałem odgadywać, kto z nią rozmawiał, był dla mnie niemałą ulgą, bo moje zdolności intelektualne zdawały się wtedy okropnie przytłumione i nadwyrężone. Po kilku długich chwilach przyjemnego niemyślenia o czymkolwiek, bodźce naokoło zaczęły się jakby wyostrzać. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę, że moja głowa znajdowała się nieco wyżej, niż reszta ciała, a choć leżałem na ziemi, wcale nie było mi zimno. Na czole poczułem dotyk nieco chłodnej dłoni, która po chwili przesunęła się w stronę moich włosów i pogładziła je ostrożnie.- Lilyanne, zrobiłaś wszystko, co się dało, więc wszystko jest z nim dobrze - powiedziała Katie powoli i wyraźnie, jak gdyby traciła cierpliwość. - Co niby miałaś jeszcze zrobić poza eliksirem i opatrunkiem?Usłyszałem nad swoją głową ciche, zrezygnowane westchnięcie.- Nie polegać tylko na magii, skoro czytałam ostatnio mugolskie podręczniki medyczne? - spytała sarkastycznie. - Może na przykład powinnam była załatwić na wszelki wypadek specjalną igłę i po prostu zszyć tę ranę?- Powinnaś była igłą zrobić co? - wymamrotałem, wzdrygając się nieco i uchylając powieki, nikt mi jednak nie odpowiedział. W bladym, niebieskawym świetle zobaczyłem nad sobą szeroko otwarte, zaszklone oczy Lily, która wpatrywała się we mnie z troską. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że leżałem na jej kolanach; dłoń dziewczyny znieruchomiała, zaplątana w moich włosach. Jeszcze przez krótką chwilę, podczas której wracała mi świadomość, przyglądałem się jej twarzy, a następnie zacząłem rozglądać się wokół. Najpierw zwróciłem uwagę na to, że byłem przykryty płaszczem Beckett, a potem na pozostałe trzy dziewczyny, które patrzyły na mnie z jednakowym zmartwieniem. Wspomnienie wszystkiego, co stało się tam tej nocy uderzyło we mnie po raz kolejny. W dodatku podczas gdy James starał się utrzymać Remusa w ryzach, ja jedynie spowalniałem pozostałych i narażałem ich życie swoją utratą przytomności - a w tamtej chwili nie było nic gorszego. Na dodatek reakcja dziewczyn. I cała ta rozmowa, z której usłyszałem wystarczająco, by wiedzieć, jak bardzo Beckett obwiniała się o mój stan. Czułem, jak wręcz zalewa mnie ogromne poczucie winy.- Jak się czujesz? - spytała Beckett cicho; podparłem się na rękach i dopiero wtedy rana dała o sobie znać. Gdybym miał zamiar być wtedy zupełnie szczery, wiele mógłbym jej powiedzieć: w końcu nie dość, że przeze mnie wciąż wisiało nad nimi niebezpieczeństwo, to na dodatek ramię naprawdę strasznie bolało. Mimo wszystko postanowiłem zacisnąć zęby i nie dać niczego po sobie poznać, dlatego kiedy odwróciłem głowę, by spojrzeć na Lily, uśmiechnąłem się lekko.- Dobrze - odparłem zdawkowo, ściągając z siebie jej płaszcz. - Musimy się spieszyć.Zacząłem powoli wstawać, starając się nie wykorzystywać przy tym prawej ręki. Chociaż czułem, że rana wciąż jest opatrzona, wolałem uważać. Spojrzałem krótko w stronę Beckett, która po narzuceniu swojego płaszcza na ramiona obserwowała mnie ze zmarszczonymi brwiami. Prawdopodobnie chciała mi w ten sposób zasugerować, że nie powinienem wstawać, jednak postanowiłem udawać, że nie wiem, o co chodzi.W tamtej chwili w tunelu rozległ się rozdzierający, potworny skowyt - zbyt głośny, by mógł dobiegać aż z Wrzeszczącej Chaty. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni, jednak była ona pusta; rozejrzałem się po twarzach dziewczyn, nieco spanikowany, a wtedy Evans bez słowa wcisnęła mi moją różdżkę w dłoń.- Wybacz, że ją zabrałam, ale...- Do wyjścia - zarządziłem, przerywając jej. Nie musiałem zbyt długo czekać na reakcję, bo kolejny ryk było słychać już o wiele głośniej, a wtedy dziewczyny zaczęły biec wzdłuż tunelu. Pobiegłem za nimi, zaciskając palce na różdżce. - Myślałam... myślałam, że to zaklęcie się trochę utrzyma - wydyszałam, kiedy zatrzymaliśmy się tuż przed wyjściem z tunelu, wymieniając się przepełnionymi paniką spojrzeniami. Obserwowałam przez ułamek sekundy, jak gałęzie wierzby znów się poruszają - tym razem o wiele szybciej i agresywniej, uderzając w ziemię tuż przed naszymi stopami jakby ostrzegawczo. Mroźny, zimowy wiatr nieprzyjemnie zacinał prosto w nasze twarze, jednak nie było czasu, by zbytnio nad tym myśleć. Wycie za naszymi plecami wcale nie stawało się cichsze mimo nieustannego biegu, a w tamtym momencie mieliśmy przed sobą kolejną przeszkodę. Sięgnęłam do kieszeni, oglądając się jeszcze za siebie. Nieprzenikniona ciemność tunelu sama w sobie wyglądała przerażająco, ale zbliżający się nieubłaganie w naszą stronę skowyt jedynie potęgował to wrażenie. Wyciągnęłam różdżkę w stronę gałęzi.- Czekaj, Evans - wydusił Syriusz, sięgając ręką za wyjście z tunelu, nim zdążyłam choćby się poruszyć. Wodził palcami po korze drzewa przez chwilę, jakby czegoś szukał; jedna z przecinających powietrze witek smagnęła go po wierzchu dłoni z głośnym trzaskiem, jednak on zupełnie to zignorował, jak gdyby niczego nie poczuł. W ciągu kilku kolejnych sekund gałęzie nagle uniosły się w górę, całkowicie nieruchomiejąc mimo targającego nimi wiatru.- Jak ty...? - spytałam, spoglądając na chłopaka z zaskoczeniem.- Nie lubi, jak się ją traktuje zaklęciami, poza tym i tak krótko na nią działają - mruknął, ignorując moje pytanie, po czym zamknął oczy, jakby zmęczony. Otworzył je szeroko w ciągu kolejnej sekundy, kiedy kolejne wycie - już o wiele głośniejsze - odbiło się echem o ściany korytarza i dotarło do naszych uszu. Beckett i Ann były najbliżej Syriusza, więc podniosły go z ziemi i zaczęły ciągnąć w stronę wyjścia, nim zdążył powiedzieć choćby słowo.- Biegnijcie do zamku - mamrotał Black nieprzytomnie, próbując się zapierać nogami, jednak niezbyt mu to wychodziło. - Dam sobie radę.- Skończ już i chodź - fuknęła Beckett, wzmacniając ucisk na jego ramieniu.- Nie mamy na to czasu - wtórowała Rusell. Chociaż dziewczyny zdecydowanie brzmiały poważnie, chłopak nie odpuszczał.- Zaufajcie mi, nic mi nie będzie - przekonywał, zaciskając powieki w skupieniu. - Chwila, same zobaczycie... Nic mi nie zrobi, jak...Chłopak zachwiał się, a dziewczyny zatrzymały się, starając utrzymać go w pionie.Podczas gdy Syriusz z trudem, ale i wytrwałością przebierał nogami w śniegu, Katie obejrzała się na niego, wychodząc pospiesznie z tunelu; spojrzała w moją stronę, unosząc zapaloną różdżkę nieco wyżej. Jej poważna twarz i zmrużone oczy mówiły wszystko, choć w istocie nie zamieniłyśmy między sobą ani jednego słowa. Od razu pojęłam, co było na rzeczy.Nie mogliśmy uciec. Nie było żadnego wyboru. Musieliśmy się wszyscy zmierzyć z czymkolwiek, co nas wtedy czekało.Próbowałam przywołać w głowie wszystko, co mieliśmy na lekcjach OPCM i może miałoby to jakikolwiek sens, gdyby podręcznikowe teksty o wilkołakach nie ograniczały się do opisu wyglądu, cech charakterystycznych i zastrzeżeń dotyczących ich bezwzględnego unikania.Bo tym właśnie był Remus. Wilkołakiem.W tamtej chwili dopiero to wszystko zaczęło do mnie docierać. Świadomość tego faktu sprawiła, że nasze wcześniejsze, trwające długie tygodnie rozważania na temat tej sprawy wydały mi się niezwykle idiotyczne. W końcu to było takie oczywiste! No, albo byłoby takie, gdyby tylko przyszło nam do głowy połączenia znikania chłopaków z fazami Księżyca.Spoglądałyśmy w napięciu w stronę wejścia do tunelu. Gałązki Wierzby Bijącej zaczęły się delikatnie kołysać w górze, jak gdyby targane były lekkim, wiosennym powiewem, a nie panującą na dworze wichurą. Odwróciłam się jeszcze na chwilę, by spojrzeć w stronę Syriusza, Ann i Lily. Nie zdążyli odejść zbyt daleko od nas; choć wcześniej chłopak uparcie twierdził, że sam sobie poradzi, wtedy już zupełnie stracił siły. Widziałam, że najpierw dziewczyny próbowały pójść z nim dalej jeszcze o choćby parę metrów, jednak ani jego stan, ani ogromna ilość śniegu pokrywającego błonia nie ułatwiały tego zadania. Zatrzymali się w miejscu, gdzie chłopak najpierw starał się utrzymać sam, a następnie powoli usiadł na ziemi. Beckett po raz kolejny zdjęła płaszcz, by przykryć nim Syriusza, i bez przerwy coś do niego mówiła, jednak świszczący wokół nas wiatr sprawiał, że nie byłam w stanie wychwycić ani słowa.- Evans! - zawołała Katie, a ja odwróciłam się od nich w jednej chwili, wyciągając różdżkę przed siebie.Najpierw do moich uszu dotarło ciche, groźne powarkiwanie, ledwo co odróżniające się od szumu wiatru wokół. Patrzyłam w stronę wejścia do tunelu, którego nie sięgała choćby odrobina światła; widać było jedynie całkowicie czarną wyrwę ziejącą gdzieś u podstawy Bijącej Wierzby. Katie stała bliżej drzewa i z wyciągniętą do przodu różdżką zaczęła się powoli wycofywać, ostrożnie stawiając stopy. Żołądek boleśnie zacisnął mi się z nerwów. Zobaczyłam, jak coś porusza się w ciemności, nie byłam jednak pewna, czy to nie tylko efekt mojej wyobraźni.Nagle wokół nas rozległ się przeraźliwy ryk. Próbowałam coś zrobić, jednak wszystko działo się zbyt szybko. Wilkołak w jednej chwili wyskoczył z tunelu, biegnąc prosto na nas, a w drugiej znalazł się parę metrów przede mną. Taką odległość był w stanie pokonać w jednym skoku - a wyszczerzone, ogromne kły i warczenie z łbem skierowanym w moją stronę pokazywały, że właśnie to miał zamiar zrobić. Krzyknęłam, starając się cofnąć, ale potknęłam się o coś i upadłam do tyłu na śnieg. Katie starała się rzucić zaklęcie na wilkołaka, jednak kiedy promień świsnął tuż przed jego głową, stwór wpadł w szał. Ryknął, odpychając się od ziemi tylnymi nogami, a ja próbowałam się odsunąć. Różdżka wypadła mi z dłoni, ale i tak nie potrafiłabym wtedy choćby wymówić formuły zaklęcia. Nie mogłam się poruszyć. Tylko patrzyłam.- Evans, uciekaj! - zawołała Greese, wyrywając mnie z chwilowego zamroczenia, które mną zawładnęło. Nim zacisnęłam ze strachu powieki, próbując przeturlać się na bok, zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak wilkołak wyskakuje wprost na mnie, wyciągając pazury. Skuliłam się, krzycząc.Wtedy do moich uszu dotarło głuche łupnięcie, a za nim cichy, przepełniony bólem skowyt. Powoli otworzyłam oczy.Ogromny jeleń dociskał wilkołaka rogami do ziemi, kiedy ten usiłował się wyrwać z tej pułapki, skomląc.- Potter...? - szepnęłam, wpatrując się w zwierzę. - Jak wy...?Wtedy jakby na nowo przypomniałam sobie o tym, że chłopak był animagiem. Nielegalnym.Jeleń jedynie spojrzał w moją stronę, przekręcając głowę lekko, jednak niezbyt mocno - tak, żeby wilkołak wciąż był przygwożdżony do ziemi.W ciągu kilku chwil Katie znalazła się tuż obok mnie, pytając, czy wszystko w porządku. Kiwałam jedynie głową nieprzytomnie, wpatrując się w tę dziwną scenę rozgrywającą się tuż przed moimi oczami. Zauważyłam kątem oka, że coś małego spadło nagle z grzbietu Jamesa, a kiedy spojrzałam w tę stronę, ze śniegu nagle wystrzeliła w górę postać Petera.- Peter, to ty! - zawołała Katie z zaskoczeniem, zrywając się na równe nogi. - Musisz nam pomóc. Musimy zabrać Syriusza do zamku.Chłopak spojrzał niepewnie w stronę Jamesa, który wciąż przytrzymywał Remusa porożem.- Wrócimy niedługo wszyscy razem - powiedział Pettigrew, podchodząc do mnie i podając mi rękę, bym mogła wstać. Skorzystałam z pomocy i podciągnęłam się z całej siły, po czym posłałam mu pytające spojrzenie. - Wszystko w porządku, Lily?Skinęłam głową; chociaż cała trzęsłam się z nerwów, powoli dochodziłam do wniosku, że nic mi się nie stało, bo James w odpowiednim momencie zdołał powstrzymać wilkołaka.- Niedługo zacznie świtać. Remus zmieni się z powrotem - kontynuował Peter, a ja odetchnęłam ciężko, jak gdyby spadł ze mnie jakiś wielki ciężar. "To koniec", mówiłam sobie w myślach, starając się uspokoić, chociaż wilkołak bez przerwy starał się wyrwać Jamesowi i warczał groźnie. "Już jest dobrze".Katie przeszła parę metrów od nas, przedzierając się powoli przez śnieg.- Znacie jakiś skrót do skrzydła szpitalnego? - spytała, odwracając się na Petera, a ten pokiwał głową.- Będziemy tam w ciągu kilku minut, jak tylko dostaniemy się z powrotem do zamku - odparł chłopak rzeczowo, jednak zauważyłam, że sam wydawał się czymś mocno zdenerwowany; skrzyżował ręce na piersi, niepewnie spoglądając raz na Jamesa, raz na nas.Błonia w jednej chwili wydały mi się o wiele spokojniejsze. Chociaż niebo wciąż pokrywały gęste chmury, jakby przecząc stwierdzeniu, że zaczyna się rozjaśniać, a śnieg padał bezustannie przez cały ten czas, czułam ogromną ulgę. Powoli przyjmowałam do wiadomości, że nieważne, co się dotąd stało - to już naprawdę koniec. Wystarczyło tylko poczekać, a potem iść do skrzydła szpitalnego.- Pójdę zobaczyć, co z Syriuszem - powiedział Peter i ruszył w ich stronę, a ja spojrzałam jeszcze raz na wilkołaka, który starał się wyrwać Jamesowi. Pysk miał odwrócony w drugą stronę; wciąż powarkiwał cicho, jednak miałam wrażenie, że już jest nieco zmęczony.Katie podeszła parę kroków bliżej, trzymając różdżkę w ręce, i również patrzyła na stwora.- Lumos - mruknęła, a jej różdżka rozbłysnęła jasnym światłem. - Przypomniało mi się to zaklęcie, to z tymi pętami, ale... nie możemy chyba tak... to w końcu... - zaczęła, a ja popatrzyłam na nią. Już miała kontynuować, kiedy nagle coś uderzyło głucho o ziemię.Spojrzałam w stronę, z której ono dobiegało. Ogromny jeleń, który dotąd bez większego trudu przytrzymywał wilkołaka, upadł na ziemię i właśnie się z niej podnosił, kiedy wilkołak momentalnie wyskoczył do przodu. Później wszystko działo się niezwykle szybko. Usłyszałam tylko krzyk Katie. Gdy spojrzałam w jej stronę, leżała na ziemi, przytłoczona ogromnym cielskiem potwora.Przeszukałam kieszenie, jednak od razu zdałam sobie sprawę, że wcześniej chyba zgubiłam różdżkę gdzieś w śniegu.Gałęzie Bijącej Wierzby nagle zaczęły opadać prosto na nas. Spojrzałam w stronę jelenia; w jednej chwili na jego miejscu stanął James, który rzucił się w moim kierunku, nim zdążyłam się choćby poruszyć. Chłopak otoczył mnie ramieniem i z całej siły pociągnął dalej, na bezpieczną odległość od drzewa. Odwróciłam się pospiesznie; długie, wierzbowe witki otoczyły Remusa i Katie tak, że nie było ich przez nie widać w ciemności. Spojrzałam w stronę Pottera, który przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu różdżki, a ja w panice zaczęłam robić to samo, choć doskonale wiedziałam, że jej nie mam. Wtedy wokół rozległ się potworny wrzask dziewczyny.- Immobilus! - krzyknął James, celując różdżką w drzewo. Gałęzie po raz kolejny znieruchomiały i uniosły się, a ja odwróciłam się za siebie, dostrzegając, jak Ann i Peter biegną w naszą stronę.- Z Blackiem już lepiej, ale wciąż nie... - wydyszała Rusell, jednak nie dosłyszałam, co mówi, bo jej dalsze słowa zatonęły we wrzaskach Katie. James wycelował różdżkę w wilkołaka, jednak zawahał się; obserwowałam, jak Greese usiłuje szarpać się z potworem, płacząc głośno. Jej zapalona różdżka świeciła w śniegu parę metrów od niej.- Drętwota! - krzyknęła Ann. Wilkołak ryknął z bólu, ale zaklęcie nie zadziałało na niego tak, jak na człowieka. Mimo to odwróciło to na chwilę jego uwagę od Katie.- Nie! - krzyknął ktoś nagle; odwróciłam się na krótki moment, a moim oczom ukazał się Syriusz, który starał się utrzymać sam na nogach. Obok niego stała Lily z wyciągniętą do przodu różdżką; domyśliłam się, że kiedy tylko usłyszeli krzyki, chłopak postanowił zignorować swój stan oraz protesty Beckett. - To nic nie da, tylko pogorszysz sprawę!Próbował coś jeszcze zrobić, ale zatoczył się lekko i zamiast tego przysiadł na ziemi. W tym czasie James przemienił się po raz kolejny i zdążył podbiec do wilkołaka. Usiłował zepchnąć go porożem, jednak ten chwycił dziewczynę łapą i przeturlał się razem z nią, a jej wrzaski po raz kolejny dotarły do naszych uszu.Wszystko trwało zaledwie kilka chwil, jednak miałam wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność, jakby w zwolnionym tempie. Obserwowałam tę sytuację i docierało do mnie powoli, jak bezradna byłam. Jeszcze kilka minut wcześniej myślałam, że wystarczy trochę poczekać i wszystko wróci do normy - jednak to nie było takie proste. Wcześniej Ann próbowała trafić w wilkołaka zaklęciem, jednak kiedy rozpoczęła się ta szamotanina, była zbyt wielka szansa, że oberwie James albo Katie. Zresztą i tak magia wydawała się niezbyt skuteczna w przypadku wilkołaka - sprawiała mu jedynie ból i dodatkowo go rozwścieczała.W tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak beznadziejne było nasze położenie. Fakt, że ten potwór, który atakował Katie, to tak naprawdę Remus, sprawił, że wszystko wydawało się jeszcze gorsze."Na Merlina, to Remus".Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiałam, co się dzieje. Chociaż już wcześniej nam o tym powiedziano, w takiej sytuacji żadne słowa nie mogły sprawić, bym natychmiast w krwiożerczym wilkołaku zobaczyła człowieka - i to takiego, który był moim przyjacielem, mimo że najwidoczniej nie znałam go nigdy zbyt dobrze. Świadomość, że próbował on zrobić coś złego innej, bliskiej mi osobie - nawet, jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy - była okrutna. W dodatku sami wcześniej krzywdziliśmy go zaklęciami. Myśl, że byliśmy do tego zmuszeni, była dla mnie nie do zaakceptowania.Czułam, jak po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie potrafiłam w tamtej chwili myśleć racjonalnie; próbowałam podbiec bliżej Remusa i Katie, by jakoś ich rozdzielić, jednak Ann w porę chwyciła mnie za rękę i przytrzymała w miejscu. Tłumaczyła mi, że James da sobie radę, podczas gdy ja z histerią w głosie kazałam jej mnie puścić. Bez przerwy patrzyłam w stronę Remusa i Katie; kiedy wreszcie udało mi się wyrwać rękę z uścisku Rusell, wilkołak zamachnął się i przeciągnął pazurami po puchowej kurtce Katie, całkowicie ją rozpruwając. Choć jeszcze przed chwilą gotowa byłam do nich podbiec, wtedy znieruchomiałam po raz kolejny, patrząc na tę scenę z przerażeniem, a wrzask Katie zdawał się wwiercać w moją głowę. Było zbyt ciemno, bym mogła stwierdzić na pewno, czy widziałam krew.Stwór wyciągnął drugą łapę, chcąc zamachnąć się po raz kolejny. Słyszałam, jak Greese łkała głośno; skuliła się, podobnie jak ja wcześniej. Pazury przecięły powietrze tuż przed twarzą dziewczyny, a wtedy usłyszeliśmy głośny ryk.James wykorzystał sytuację, przygważdżając wilkołaka rogami do pnia drzewa. Utrzymywał go bez przerwy, ignorując szarpanie się wilkołaka i jego głośne warczenie. Dopiero wtedy podbiegliśmy do Katie, która leżała nieruchomo w śniegu; razem z Ann i Peterem próbowaliśmy ją podnieść, jednak ona nie pozwalała nikomu się dotknąć. Podkurczyła nogi i leżała na ziemi z zamkniętymi oczami, wciąż łkając.Beckett podeszła do nas bliżej, po czym kucnęła tuż obok Greese; zaczęła mówić do niej łagodnym głosem, starając się ją uspokoić. Wtedy jednak moją uwagę przykuło coś jeszcze.Zerknęłam w stronę Jamesa, a wtedy z wilkołakiem zaczęło dziać się coś dziwnego.Jego kończyny i tułów nagle zaczęły się gwałtownie skracać i pomniejszać, sierść wrastała z powrotem w skórę, a pysk z każdą sekundą coraz bardziej przypominał ludzką twarz.W ciągu kilku kolejnych chwil nieprzytomny Remus osunął się na ziemię po pniu drzewa.
CZYTASZ
Asphodelus || Huncwoci
Hayran KurguHuncwoci razem z przyjaciółkami rozpoczynają szósty rok Hogwartu - a to całkiem spore osiągnięcie przy historii ich żartów w tej szkole. Może i niebezpieczeństwa raczej omijają Hogwart, ale nie oznacza to wcale, że ich paczka ma okazję się nudzić. W...